wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział 9. Czemu masz skrzydła?

Lucas. Pomiot Szatana. Kilka stuleci.
 Lucas siedział rozwalony na krześle,które służyło penie jako tron. Prychnęłam na jego widok. W sumie to chyba już go gdzieś widziałam...Ale nie pamiętam gdzie. Wstał z krzesła i ruszył w naszą stronę. Warknęłam ostrzegawczo,odsłaniając zęby.
-Chodźcie za mną-nakazał. Kiedy mnie wyminął,pokazałam mu język. Zmieniłam się w człowieka i ruszyłam za nim. Kevin się za chichrał z mojego pokazu długiego języka. Po kilku chwilach wyszliśmy na dziedziniec i pierwsze co mi się rzuciło w oczy był marmurowy anioł. Pewnie upadły. Podobno Anioły upadły,bo były chciwe i chciały być lepsze od Boga. Pomiot Szatana,który stoi przede mną,je do tego skusił. Upadłych jest mniej niż Aniołów. Stanęliśmy kilka metrów przed Katem z kuszą i małym bezbronnym chłopcem. Z jego oczu wyczytałam i nie tylko,że jest niewinny.
-Zabij go!-warknął Lucas do Kata,który był ubrany na czarno i miał maskę na twarzy. Ktoś zaczął czytać o co jest niby winny chłopiec. Wyczułam,że to ostatnie linijki.
-Po wiec reszcie,że ich kocham i mają nie skręcać ze ścieżki-powiedziałam bezgłośnie do Kevina. Kiedy ostatnie zdanie padło z ust pomocnika kata,zmieniłam w wilczycę i skoczyłam między strzałę,a chłopca. Kiedy strzała wbiła się w moje serce,ciało automatycznie zmieniło się w człowieka.
                   **Narrator trzecioosobowy**
Kiedy strzała w serce dziewczyny,wszyscy byli w szoku. Nawet sam Lucas. Nie spodziewał się,że dziewczyna obroni chłopca,a co dopiero stanie między nim,a strzałą. Kevin podbiegł do martwego ciała swojej przyjaciółki i zaczął płakać. Żaden Upadły nie umiał płakać...Może on wcale nie był Upadłym? Nagle pojawiła się znikąd mgła i wilk. Czarno-turkusowy ze skrzydłami. Biła od niego moc...Bardzo potężna moc. Wokół jego przedniej łapy wił się łańcuszek z
Nell. Bogini wilków. Może dawać i odbierać życie.
zegarem zwisającym swobodnie w powietrzu. Miał turkusowe oczy,kolczyki w uchu. Do nich były przyczepione pióra. Dwa pióra. Jedno czarne jak noc,a drugie białe jak mleko. Stał na dwóch łapach i patrzył swoimi dziwnymi oczami na martwą białą wilczycę. Obok niego pojawił się inny wilk. Połowę ciała miał czarną,a połowę białą. Między uszami miał kilka długich czerwonych włosów. Ten wilk również miał skrzydła. Nigdy w historii wszechświata nie pojawiło się dwóch Bogów. I to w jednym miejscu. Stanął po prawicy Nell. A miejsce po jej lewicy było wolne...ale tylko na chwilę.Zajęła je czarno-szara wilczyca. Ona też miała skrzydła. Inaczej zbudowane niż jakikolwiek inny Bóg czy Bogini wilków.
Korotos. Bóg.  Panuje nad równowagą dobra i zła.
Vane. Bogini Szczęścia i Nieszczęścia.
-Odejdź od dziewczyny-rozkazała Vane Kevinowi. Posłusznie wykonał rozkaz i odszedł od dziewczyny.
 Bogini Nell podeszła do martwego ciała Clary. Wyciągnęła czarną strzałę z ciała i chuchnęła na ciało,które zmieniło się w wilcze. Czarno-turkusowa wilczyca odsunęła się od ciała-dając miejsce Vane. Czarno-szara wilczyca podeszła do ciała nieżywej wilczycy i bardzo mocno na nią chuchnęła. Z ciała białej wilczycy zaczęły powoli rosnąć równie białe skrzydła jak futro. Po chwili skrzydła były całkowicie wyrośnięte i ...były identyczne jak skrzydła Bogini. Zrobiła miejsce Bogowi Korotosowi. Ten podszedł i chuchnął na martwą wilczycę. Jej ciało zafalowało i powoli otworzyła oczy...Ale to nie były już takie same oczy jak wcześniej...One miały trzy różne kolory. Zielony,zółty i czerwony. Powoli się podniosła z ziemi i stanęła naprzeciwko trójko Bogów. Podziękowała każdemu z Bogów. Wiedziała,że Bogini Vane to jej matka. Jej matka dała jej nie tylko skrzydła ale też i ciekawe życie. Trójka Bogów zawyła do księżyca,a z nimi również Clary.
Oczy Clary. Teraz.

                     **Clary**
Właśnie leciałam w dół na jezioro. Moja matka mnie tu teleportowała...Nie mam zielonego pojęcia po co,ani czemu. Leciałam w dół jak reszta. Po chwili ogarnęło mnie zimno,a właściwie lodowata woda. Zaczęłam uderzać wodę rękami i nogami,aż w końcu wypłynęłam na powierzchnię. Zaczerpnęłam łapczywie powietrza i rozejrzałam się za resztą. Zobaczyłam Kevina,Dianę,Katniss,Alec'a, Jece'a,Katrinę,Samuela,Piotra, Edmunda i Eustachego. Na nas płynął ogromny statek w kształcie smoka. Ktoś na pokładzie krzyknął "Ludzie za burtą!!". Po pięciu minutach byliśmy już na pokładzie statku. Mokrzy i trzęsący się. Nawet mi było zimno. Lodowata woda jest nie dla mnie. Tak więc Książę  Kaspian czy jak mu tam zaprowadził nas pod pokład i rozdzielił. Chłopaki poszli do innej części,a my zostałyśmy rozdzielone. Katniss,Katrina i Diana zostały zaprowadzone do kwater gdzie będą mogły się przebrać i spać,a ja wraz z Księciem weszłam do jego "pokoju". Pogrzebał chwilę w kufrze i podał mi ciuchy. Stwierdzam,że jego.
-Możesz tu spać-stwierdził i wyszedł. Ściągnęłam mokre ciuchy i ubrałam za dużą koszulę i wlazłam do łóżka. Pewnie prześpię cały wieczór i noc. Po chwili zasnęłam.
Obudziłam się równo ze świtem. Ubrałam spodnie,wepchałam do nich koszulę,ubrałam buty do kolan,jak rozumiem są modne. Kamizelkę czarną jak spodnie i buty. Rozczesałam włosy,związałam je w wysokiego kucyka i wyszłam. Na wstępie wleciałam w fauna,który szedł w przeciwną stronę. No wiecie od połowy w dół na nogi jelenia czy coś podobnego,a od pasa w górę jest człowiekiem.
-Przepraszam-powiedziałam i ominęłam go. Jak już złapałam równowagę na chwiejącym się statku to wyszłam na pokład. Właściwie to nie wiem czemu tu weszłam. Ruszyłam na dziób. Weszłam na głowę smoka i usiadłam po turecku na jego pysku. Patrzyłam na ocean i wstające słońce. Zerknęłam na dół i zobaczyłam dwie syreny z wody jak wyskakują z wody. One na prawdę były z wody. Robiły różne akrobację. Było widać ich serca. Jasne jak księżyc wyglądało jak płomyk. Pomachały do mnie. Z lekkim uśmiechem im odmachałam i patrzyłam jak znikają w wodzie. Dowiedziałam się jak się nazywa statek. Wędrowiec do Świtu. Trafiliśmy do Narnii. Książę opowiedział nam Przepowiednię o siedmiu rasach nie należących do Narnii i czterech Królach. Szczerze powiedziawszy to nasza siódemka pasuje do tego opisu i tych czterech książąt też.
-Chcesz spaść do wody?-usłyszałam głos za sobą. Odwróciłam głowę i zobaczyłam przerażonego Samuela. Wywróciłam oczami.
-Nie ma szans,żebym spadła i Ty doskonale o tym wiesz-powiedziałam. Zobaczyłam miecz lecący w stronę Samuela. W nadludzkiej prędkości znalazłam się obok człowieka i odepchnęłam go na bok. Miecz wbił się w drewno obok mnie. Tam gdzie stał chłopak. Podeszłam do leżącego na plecach chłopaka i pomogłam mu wstać. Wyciągnęłam miecz z drewna i ruszyłam w stronę Jece'a. Chyba ćwiczył z Alec'iem władać mieczem.
-Mamy ich chronić,a nie zabić-przypomniałam i oddałam mu miecz.
-Przy Tobie i Twojej szybkości jest bezpieczny,nawet jakbym strzelał z łuku-odpyskował z uśmiechem.
-Wiem,ale nie próbuj-mruknęłam. Wszyscy marynarze się na nas gapili.
-Jak chcesz-westchnął-Uczyłem tylko Alec'a władać mieczem-dodał. Zaśmiałam się.
-Może za sto lat go nauczysz-skomentowałam-Alec mogłeś poprosić mnie,albo Katrinę-zwróciłam się do bruneta.
-A gdzie niby miałbym ćwiczyć?-zapytał.
-Z dala od ludzi-odpowiedziałam-Na lądzie-dodałam i wywróciłam oczami. Jak na zawołanie przyszła Katrina z Dianą. Podeszły do nas.
-Katrina nauczysz Alec'a posługiwać się mieczem?-zapytałam ją.
-Pewnie!-odpowiedziała z entuzjazmem-Kiedy?-zapytała.
-Jak dobijemy do brzegu-odpowiedziałam. No więc gadaliśmy tak do popołudnia,bo statek dobił do brzegu i mogliśmy spokojnie zwiedzać wyspę czy krainę. Lasy,łąki i jeziora. Rozdzieliliśmy się. Ja,Katrina i Alec ruszyliśmy na łąkę,a reszta do Zamku Ker Paravel,Księcia Kaspiana. Kiedy wreszcie znaleźliśmy jakąś łąkę Karina i Alec zajęli się ćwiczeniami,a ja mogłam spokojnie nauczyć się latać. Zmieniłam się w wilczycę. Najpierw nauczyłam się chodzić i biegać ze skrzydłami. Zajęło mi to godzinę. Rozłożyłam skrzydła i ruszyłam sprintem do skraju łąki. W połowie drogi wzniosłam się w powietrze,ale zaraz runęłam na ziemie. Zrobiłam kilka fikołków i przejechałam na klacie z pięć metrów. Spróbowałam jeszcze kilka razy,ale skończyło się podobnie. Przestałam próbować. Podniosłam się z ziemi i zmieniłam w człowieka. Wróciliśmy do Zamku,gadając o moich problemach z lataniem. Po godzinie byliśmy w ogromnym zamku. Weszliśmy w trójkę do komnaty Diany.
-Mamy problem-wypalił na starcie Alec-Clary nie umie latać-dodał.
-Co to znaczy nie umie latać?-zapytał...Książę Kaspian. Miałam ochotę go zabić i ...zabijałam go wzrokiem. Zabijany czyli Alec zrobił kilka kroków w bok i stanął za krzesłem.
-Yyyy....to znaczy...-szukałam jakiegoś dobrego słowa albo chociaż pomysłu co mam powiedzieć-Alec idź po resztę. Spotkamy się na dziedzińcu-nakazałam. Odwróciłam się i wyszłam z komnaty.
Po piętnastu minutach cała nasza siódemka i Książę Kaspian staliśmy na dziedzińcu. Oprócz nas na dziedzińcu była połowa wojowników. Tylu ile się zmieściło. Katniss związała włosy i było widać jej szpiczaste uszy,Diana uśmiechała się szeroko-prezentując kły,Katrina i Kevin prezentowali swoje skrzydła,Jece bawił się płomyczkami,Alec stał ubrany tak jak powinien Łowca,a ja cóż zmieniłam się w wilczycę ze skrzydłami.
-Jesteście Wybrańcami-szepnął Książę. Gapił się na nas jakby zobaczył duchy. Wojownicy szeptali cicho do siebie i pokazywali mnie palcami. Cóż...w końcu mam skrzydła. Nigdy nie widzieli wilczycę ze skrzydłami i w dodatku z kolorowymi oczami.
-Będziecie walczyć przy Naszym boku w Wielkiej Bitwie?-zapytał Książę. Jest potomkiem Łucji Walecznej. Wszystkie pary oczu patrzyły na mnie-łącznie z moimi przyjaciółmi. Będziemy-odpowiedziałam. Wojownicy zaczęli wiwatować,a Kaspian się uśmiechnął.
-Kiedy się zaczyna wojna i dlaczego się zaczyna?-zapytała Diana.
-Zaczyna się pojutrze. Biała Czarownica porwała mi brata. Jest zła i chce władać Narnią. Jeśli dojdzie do panowania nic nie zostanie z Narnii. Nie możemy do tego dopuścić-odpowiedział. Czy ktoś inny oprócz Ciebie wie jak wygląda Twój brat?-zapytałam go.
-Wszyscy-odpowiedział-Co chcesz zrobić?-zapytał zdezorientowany Kaspian. Wyznacz kogoś kto jest lekki i zna drogę do Zamku Wiedźmy-nakazałam.
-Cyrrus-powiedział. Młody chłopak o jasnych włosach i oczach wystąpił naprzód. Dziecko nimfy,poznałam po jego pięknych rysach i sylwetce. Popatrzyłam porozumiewawczo na Aleca. Zniknął w stajni i po chwili wyszedł z czarnym skórzanym siodłem i kocem. Narzucił mi koc na grzbiet i po chwili również siodło. Mocno zapiął sprzączki,żeby nie spadło jak będę biegnąć. Położyłam się na brzuchu,żeby chłopak miał jak wejść na grzbiet i siodło. Weszłam do jego świadomości. Właź. Nie mam całego dnia-ponagliłam go. Blady jak ściana wsiadł na siodło. Podniosłam się z ziemi. Przygotujcie się do walki i zróbcie dla mnie zbroje-nakazałam i ruszyłam sprintem przed siebie.







                                           ********************************
Witajcie Aniołki! Jak Wam się podoba rozdział? Osobiście jestem z niego dumna. Chociaż jeden rozdział mi się udał. ^^









2 komentarze:

  1. Rozdział jest świetny! I oczywiście włączyłaś w to Narnię ;)
    O. I jestem Aniołkiem ^^ Ciekawe, co będzie dalej! Porywasz tą opowieścią! Czekam na kolejny i życzę weny! Dużo tej weny, aby rozdział dziesiąty był DZIESIĄTY i jeszcze lepszy, chociaż nie wiem, czy pobije ten :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :D. Nic chyba nie pobije tego rozdziału.
      P.S. Do wszystkich,którzy czytają i mają blogi,albo czytają/chcą polecić jakieś blogi. Piszcie w komentarzach linki! Chętnie je odwiedzę i zostawię ślad. :]

      Usuń