piątek, 11 lipca 2014

Rozdział 10. Nauczyłaś się latać.

W ekspresowym tempie ubrałam czarną koszulę,spodnie i buty do kolan. Przypięłam do pasa pochwę z mieczem i wybiegłam z mojej komnaty. Zjechałam po balustradzie i wybiegłam na dziedziniec. Araziel i Alec już na mnie czekali. Blondyn miał w ręce zwinięty pergamin. Ubrałam tunikę z herbem Narnii i przypięłam pas z mieczem. Ruszyliśmy do obozu wroga. Po piętnastu minutach weszliśmy między namioty wroga. Czarne krasnoludy,wilki,ludzie i inne zwierzęta ustawili się w długim szeregu do namiotu bez ścian,przy którym siedziała na swoim tronie Biała Czarownica i chyba jej syn. Oboje mieli białe włosy i stalowo szare oczy. Kilka metrów przed namiotem zostaliśmy razem z Aleciem zatrzymani przez dwóch byków o czarnej maści.
-Dalej idzie tylko posłaniec-oznajmił jeden z nich,wymachując przede mną mieczem.
-Uważaj z tym mieczem,bo jeszcze się pokaleczysz-odparowałam.
-Clary!-syknął ostrzegawczo Alec.
-Okej!-warknęłam rozbawiona,unosząc ręce do góry,poddając się.
-Masz dziwne oczy-oznajmił drugi byk. Nawet się nie zdziwiłam,że gadają.
-Nasza siódemka jest wyjątkowa,a ja nie odstaję od nich-odparowałam z lekką wyższością.
-Nie? A kto ma skrzydła i jest wielki?-zapytał retorycznie Alec.
-Nie tylko ja mam skrzydła! Katrina i Kevin też mają skrzydła!-broniłam się.
-Muszą Cię nauczyć latać-stwierdził.
-A ja Cię nauczyć walczyć-odgryzłam się. Posłaniec ominął nas,a my ruszyliśmy za nim. Po minucie i ja i Alec postanowiliśmy skapitulować. Innymi słowy,pogodziliśmy się. Jutro jest bitwa,nie warto się kłócić o takie błahe rzeczy. Resztę dnia spędziłam ucząc Aleca walczyć jak najlepiej. Byłam już lekko wyczerpana,ale nie tak jak Alec. Prowadziliśmy zaciętą walkę,w której wygrywałam. Byłam zwinniejsza,szybsza i silniejsza niż on mimo,że był Łowcą. Wskoczyłam na murek odgradzający wodę od reszty dziedzińca i wzięłam zamach. W ostatniej chwili Alec zasłonił się tarczą i mój miecz zrobił wgniecenie na całej powierzchni,prawie przecinając jego tarczę. Jakbym uderzyła mocniej tarcza by go nie osłoniła i najprawdopodobniej rozwaliłabym mu rękę. Kiedy jego miecz zderzył się z moją tarczą z dużą siłą,wylądowałam w fontannie. Alec skoczył za mną i znów zadał cios,ale w porę się od turlałam w bok i skosiłam go swoimi nogami. Poleciał twarzą do wody. Wstałam błyskawicznie i przystawiłam mu miecz do gardła.
-Wygrałam-odpowiedziałam z pewnego rodzaju znużeniem. Cały czas z nim wygrywam,to robi się nudne.
-Przegrałem z dziewczyną. W dodatku po raz kolejny-jęknął Alec i wstał. Z obojga nas woda kapała.
-Książę Kaspian nas wzywa do sali obrad. Syn Czarownicy prosi o audiencję-oznajmiła nam Katrina.
-Kto ostatni ten sprząta wszystkie pokoje!!-wrzasnął Alec. Ruszył biegiem. Ja,Jece,Diana,Kevin i Katrina patrzyliśmy na niego z zdziwieni. Oprzytomniłam równo z Jece'em. Sprintem ruszyliśmy w pogoń za brunetem. Reszta została w tyle. W tym samym czasie pokonaliśmy dziedziniec i wlecieliśmy do zamku jak burza. Reszta była z pięć metrów za nami. Ja miałam obciążenie bo miałam na sobie kolczugę do kolan,która trochę ważyła,tunikę z herbem Narnii,miecz w ręce i do drugiej miałam przywiązaną tarczę,która też do lekkich nie należała,nakolanniki i nałokietniki. Jednym słowem byłam spowolniona na tyle,że Jece miał szanse dotrzymać mi towarzystwo obok. O mało nie znokautowałabym białowłosego syna Wiedźmy. Zrobiłam unik metr przed nim. Jece za to zachwiał się i byłam na prowadzeniu. Nawet się nie zmęczyłam,a Jece już był czerwony i sapał z wysiłku. Pięć metrów za białowłosym stał Alec,oparty o ścianę,też nie wyglądał najlepiej. Dotknęłam nogą dużych drzwi.
-Jestem ciekawa komu przypadnie zaszczyt sprzątania mojego pokoju-mruknęłam.
-Jesteśmy tu zaledwie kilka dni,a Ty już zrobiłaś burdel w pokoju?-zapytali równocześnie.
-Burdel to za mocne określenie. Ja bym użyła mały nieporządek-powiedziałam.
-Kto sprząta?-wysapał Kevin,zginąwszy się wpół.
-Nie my-odpowiedziałam-Strzelam,że Katrina i Kevin będą sprzątać wszystkie pokoje-dodałam,widząc ją wbiegającą dopiero po schodach. Katrina i Kevin byli w połowie drogi.
-Bez jaj!-mruknął Alec. Tuż przed nami Diana ich wyprzedziła w wampirzym tempie. Przybiłyśmy sobie piątkę i weszliśmy do sali. Usiadłam obok Aleca i Jece'a,pod ścianą z prawej strony. Były cztery krzesła po lewej i cztery po prawej. Katniss,Katrina i Kevin usiedli naprzeciwko nas. Po naszej stronie była jeszcze Diana. Kaspian stał metr przed schodami. Za nim był piękny srebrny tron. Po chwili do Sali Tronowej wszedł białowłosy wróg. Przeleciał po nas wzrokiem. Ja w tym czasie położyłam miecz na kolanach,a na nim rękę z przywiązaną tarczą. Zaczęłam odczepiać grube skórzane pasy z mojej lewej ręki. Kiedy mi się udało,oparłam tarczę o moje krzesło,z drugiej strony oparłam miecz.
-Co chcesz nam powiedzieć,Ananielu?-zapytał Kaspian.
-Królowa Narnii...-zaczął,ale mu przerwałam. Powracają dawne nawyki.
-Ona nie jest Królową Narnii-zaprzeczyłam-Jest wiedźmą-sprostowałam.
-Nie przystaje na Twoje warunki,Kaspianie-dokończył Ananiel.
-Wie co to dla niej znaczy?-zapytał Kaspian.
-Królowa...-zaczął,ale ponownie mu przerwałam.
-Przerabialiśmy ten temat przed chwilą! Nie umiesz zapamiętać dwóch zdań i się do nich dostosować?-warknęłam do niego. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć,Jece zleciał z wysokiego krzesła i upadł na podłogę. Wtedy znikąd pojawiły się wokół niego odłamki szkła tworząc barierę dla osób,które chciałyby się do niego dostać. Zerwałam się na równe nogi szybciej niż ktokolwiek inny i rzuciłam na nieprzytomnego chłopaka. Odłamki szkła cięły moją skórę,ale po chwili już byłam obok blondyna. Usiadłam na swoich nogach i poklepałam przyjaciela po policzku. Zamrugał powiekami i otworzył oczy. Pomogłam mu usiąść.
-Dobrze się czujesz?-zapytałam go.
-Niedobrze mi-odpowiedział cicho. Szkło zniknęło jak tylko otworzył oczy. Pomogłam mu wstać. Zachwiał się,ale go podtrzymałam.
-Zabieram go na dziedziniec-oznajmiłam reszcie.
-Co mu jest?-zapytała Katniss.
-Musi się prze wietrzyć-odpowiedziałam-Dam mu wywar-dodałam,zanim Alec zdążył zapytać. Po pięciu minutach wyszliśmy na świeże powietrze. Jece usiadł pod jabłonią i podałam mu mój wzmacniający wywar. Wzmacnia ciało i pomaga lepiej panować nad mocą. Jedynym minusem jest zapach i smak. Śmierdzi rybami,a smakuje jak grzyby. Ble. Blondyn skrzywił się,zatkał nos palcami i wypił do dna.
-Jadłeś coś dzisiaj?-zapytałam go kiedy wypił wszystko.
-Nie-odpowiedział cicho. Pokręciłam głową z dezaprobatą. Usiadłam po turecku metr przed nim.
-Jesteś czarodziejem. Musisz jeść,żeby mieć siłę kontrolować moc. Jeśli nie jesz,nie panujesz nad mocą,a jeśli nie panujesz nad mocą jesteś niebezpieczny,bo magia robi co chce. Dziś Cię broniła,ale to może się nie powtórzyć i możesz zginąć jeśli nie będzie mnie w pobliżu-przypomniałam mu.
-Przepraszam-szepnął.
-Za co?-zapytałam zdezorientowana.
-Za to,że moja moc Cię zraniła-odpowiedział.
-Jestem wilczycą. Rany się zagoją w pięć minut i nie będzie nawet blizn-pocieszyłam go. Czułam lekkie swędzenie na rękach,nogach,brzuchu i twarzy. Do godziny nic nie zostanie. Wstałam i cofnęłam się o kolejny metr-Patrz-poprosiłam. Zmieniłam się w wilczycę,rozłożyłam skrzydła na całą długość,a nie były takie krótkie. Mam większe skrzydła od gryfa. Odwróciłam się tyłem do blondyna i ruszyłam biegiem przed siebie-machając skrzydłami. Już po chwili oderwałam się od ziemi i byłam w powietrzu. Wzbiłam się trochę wyżej i zrobiłam leniwie kółko. Złożyłam skrzydła do połowy i zanurkowałam w dół. Rozłożyłam je jak byłam blisko ziemi. Machnęłam trzy razy skrzydłami i wylądowałam przed Jece'em.
-Nauczyłaś się latać-powiedział zdziwiony. Kiwnęłam łbem i złożyłam skrzydła,następnie położyłam się na brzuchu. Wskakuj-wysłałam mu myśl. Kiwnął głową i wdrapał się na mój grzbiet. Złapał rękami mojej sierści na karku i zgiął nogi. Wstałam,odwróciłam się i ruszyłam biegiem-rozkładając skrzydła i machając nimi. Odbiłam się od ziemi i wzbiłam w górę. Okrążyłam wieże wschodnią,zachodnią i północną. Złożyłam do połowy skrzydła nad zamkiem i zanurkowałam w dół z okrzykiem radości Jece'a. Leciałam dwa metry od zamku. Minęłam duże okno i balkon Sali Tronowej. Cieszyłam się chwilą w powietrzu. Rozwinęłam skrzydła i przeleciałam nad bramą. Leciałam trzy metry nad ziemią. Właściwie nad polaną. Wyminęłam Ananiela dosiadającego czarnego konia. Nie będziesz miał nic przeciwko,jeśli zapoluję?-przesłałam myśl Jece'emu.
-Nie-odpowiedział krótko. Machnęłam kilka razy skrzydłami i wzleciałam nad korony drzew. 
Po dwóch godzinach byłam najedzona i leciałam z blondynem na grzbiecie do zamku,tuż nad koronami drzew. Leciałam szybko. Byłam mokra i kapało ze mnie. Wleciałam do jeziora. Przeleciałam nad obozem wroga i kilkoro zmoczyłam. Odznaczałam się na niebie,bo było po zachodzie słońca. Już po chwili wylądowałam na dziedzińcu. Kiedy Jece zszedł z mojego grzbietu,zmieniłam się w człowieka. Weszliśmy cicho do zamku i ruszyliśmy do swoich komnat. Kiedy tylko zaświeciłam światło zobaczyłam na łóżku mój miecz i tarczkę,które zostawiłam w Sali Tronowej. Położyłam je na szafce. Ściągnęłam nagolenniki,nałokietniki,napierśnik,tunikę,kolczugę, spodnie i buty. Położyłam się na łóżko i przykryłam. Byłam w czerwonej koszuli. Po chwili zasnęłam.
Obudziłam się o świcie. Przebrałam koszulę,ubrałam spodnie i buty. Z pomocą dwóch służek,ubrałam kolczugę i wykutą wczoraj zbroję. Była biało-złota. Mogłam w niej swobodnie chodzić,biegać,robić uniki i jeździć konno. Przypięłam pas z dwoma mieczami w pochwach po obu stronach moich bioder. W zbroi widać,że jestem kobietą. Jest dopasowana idealnie do mnie. Zjadłam śniadanie i weszłam do sali obrad. Wszyscy już byli. Nie miałam tarczy,bo uznałam,że jest niepotrzebna. Miecz się lepiej posłuży,niż tarcza. Wszyscy zlustrowali mnie od stóp do głów. Upadli,Elfy,Anioły,Wilki,Czarownicy i Łowcy najdłużej. Faceci. Przywitałam się z dwoma przywódcami stad. Postanowili nam pomóc i są na moje rozkazy. Potem podeszłam do Katniss,Kevina,Katriny,Diany,Jece'a i Aleca. Przywitałam się z każdym przytuleniem.
-Ilu Nas wszystkich jest?-zapytałam,kiedy oddaliliśmy się w kąt sali.
-Tysiąc-odpowiedział Kevin.
-Omówmy strategię-poradziła Katniss. Podeszliśmy do wielkiego stołu z mapą okolicy.
-Wilki zaatakują od wschodu na mój sygnał-oznajmiłam.
-Łowcy będą z wilkami-dodał Alec.
-Anioły i wampiry zaatakują od zachodu-powiedziała Diana,a Katrina przytaknęła.
-Upadli,Elfy i Czarownicy pomogą Kaspianowi i jego ludziom zaatakować z przeciwka na wrogów-powiedział Kevin,a Jece i Katniss przytaknęli.
-Gryfy i smoki zaatakują z powietrza-powiedział Kaspian. Kiwnęliśmy głowami. Ja,Alec i po dwóch przywódców z naszych ras,weszliśmy w las. Po drodze zrobiłam sobie z boku głowy warkocza. Kiedy doszliśmy do Wilków i Łowców,którzy patrzeli po sobie z nienawiścią i warczeli coś do drugiej grupy,zapadła cisza. Każdy patrzył na mnie i Aleca. Przekazaliśmy im informację kiedy mają zaatakować.
-Macie zakopać topory wojenne między wami-rozkazałam.
-Dokładnie-przytaknął Alec.
-A Wy?-zapytał jakiś Łowca.
-My już dawno to zrobiliśmy. Teraz jesteśmy przyjaciółmi-odpowiedział Alec i poczochrał moje włosy-Nie rzucisz mi się do szyi?-zapytał zdziwiony.
-Przywykłam,a poza tym wyżyję się na wrogach-odpowiedziałam z uśmiechem-Dobra wracamy-nakazałam. Odwróciliśmy się i ruszyliśmy przed siebie.  






                                                ******************************
Hej Aniołki! Miałam dodać rozdział dopiero wieczorem,ale nie mogę spać i dodaję teraz. Jeszcze dzisiaj dodam kilkanaście zdjęć ras. Aniołów,Wilków,Elfów,Upadłych.Wampirów.Czarowników i Łowców. Podoba Wam się?






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz