sobota, 19 lipca 2014

Rozdział 12. Zazdrości Ci.

Wyszłam na dziedziniec,uprzednio przebierając się z białej sukni w spodnie i koszulę. Zlewałam się z nocą. Zmieniłam się w wilczycę i skoczyłam w ciemność. Już po chwili leciałam nad lasem i szukałam miejsca na wylądowanie,bo muszę zapolować. Kiedy tylko zobaczyłam małą polankę,zaczęłam obniżać lot.
Araziel
Po godzinie zjadłam dwie sarny i teraz stałam na polance i patrzyłam się na gwiazdy i księżyc w  pełni. Zmieniłam się w człowieka w tej samej chwili jak coś wybuchło obok mnie. Nie panowałam nad mocą,jak była pełnia,ale niewidzialna tarcza. Biały ogień po chwili znikł i zostawił po sobie przypalone korony drzew i zwęgloną trawę. A tak gdzie trawa się nie podpaliła i nie spaliła stał chłopak...Blondyn o ciemno niebieskich oczach. Emanowała z niego moc,ale nie dorównywała mojej. Wzięłam głęboki oddech i opuściłam ręce. Moja moc może robić co chce,ale dlaczego mnie obroniła jak jej nie przywołałam? Westchnęłam głośno,czym zwróciłam uwagę chłopaka. Zlustrował mnie wzrokiem i zatrzymał się chwilę na moim biuście. Typowy facet. Kiedy warknęłam jego wzrok spoczął na diademie,który miałam na głowie. To są jakieś dziwne czary. Próbowałam dosłownie wszystkiego,żeby ściągnąć diadem,a on nawet nie drgnął! To można wytłumaczyć tylko jednym. Czary. Moja moc mnie trochę osłabiła więc się zachwiałam lekko,ale sekundę później złapałam równowagę.
-Witaj w Narnii-rzuciłam ironicznie,odwróciłam się i ruszyłam w stronę lasu.
-Ty jesteś Clarissa Wayland?!-krzyknął za mną blondyn. Stanęłam i odwróciłam głowę do tyłu.
-Tak,a co?-zapytałam.
-Dziękuję za uratowanie życia-powiedział. Odwróciłam się ze zmarszczonymi brwiami i znieruchomiałam. Stał metr przede mną i patrzył mi w oczy. Mrugałam co dwie sekundy. Raz widziałam na czerwono,raz na zielono,a raz na żółto. Po minucie mi przeszło i mogłam spokojnie patrzeć na świat takim jakim go widziałam.
-Uratowałaś mi życie. Oboje znaleźliśmy się w piekle. Tylko z dwiema różnicami. Ja nie przyszedłem dobrowolnie i dostałem wyrok śmierci dlatego,że nie chciałem dołączyć do wojowników Lucasa. Miałem siedem lat i kiedy strzała miała mnie przebić pojawiłaś się Ty. Zasłoniłaś mnie własnym ciałem i przejęłaś śmierć za mnie. Potem pojawiły się trzy wilki i uratowały Cię,a mnie wzięły do siebie na dwanaście lat. Uczyły mnie walki i wytrenowały na pradawnego wojownika-streścił. Mówiłam? Ma dziewiętnaście lat.
-I co w związku z tym?-zapytałam obojętnie. Ukryłam wszystkie uczucia w dużym słoiczku,który tylko ja mogłam odkręcić.
-Pomyślałem...znaczy się...mam być...kazali mi...-jąkał się i plątał w słowach-Mam Cię pilnować i chronić-powiedział wreszcie.
-Nie potrzebuję niańki-warknęłam. Zmieszał się i spuścił głowę. Jak myślał,że się ucieszę,to był w błędzie,z którego go wyprowadziłam. Jestem wredna,ale nie udaję nikogo i to się liczy. Zobaczyłam,a raczej poczułam jak ktoś wchodzi w moją świadomość. Wzniosłam bariery ochronne i posłałam chłopakowi wrogie spojrzenie. Następnie odwróciłam się,zmieniłam w wilczycę i skoczyłam w ciemność. Żeby się wyciszyć i trochę zmęczyć leciałam jak strzała wśród drzew. Kij z tym,że kilka razy władowałam się w drzewo! Siniaki znikały po dwóch minutach. Moje duże skrzydła były złożone do połowy,a moje ciało przy każdym skręcie leciało w bok. Kiedy wyleciałam jak z procy z lasu na łąkę,uradowana,że mogę rozłożyć skrzydła w całości-zrobiłam beczkę. Kiedy niepostrzeżenie wylądowałam i dotarłam do zamku,zaczęłam biegnąć z nadludzką prędkością do mojej komnaty. Moja moc robiła co jej się żywnie chciało,a ja byłam zmęczona i za bardzo zamyślona,żeby zobaczyć. Kiedy dotarłam do mojej komnaty,rzuciłam się na łóżko i szybko zasnęłam.
         
                                                     ***Alec***
Kiedy ubrany i wyspany wyszedłem ze swojej komnaty,runąłem jak długi na kamienną posadzkę,którą teraz pokrywała mokra trawa,jakieś kwiatki i wredne chaszcze nazywane "różą". Te chaszcze były białe. Na dodatek z sufitu padał śnieg! Niebieski! Wczoraj była pełnia...to by się zgadzało bo wtedy Clary nie ma kontroli nad swoją mocą. Wczoraj gdzieś wyszła i wróciła po jakimś nieznanym mi blondynem. Drzwi do jej komnaty otworzyły się,a ona wzięła przykład ode mnie. Runęła jak długa na ziemie. Wstałem ostrożnie,żeby się nie poranić kolcami chaszczy. Clary ubrała się w niebieską koszulę,czarne spodnie i czarną kamizelkę.
-O ja Cię pierdzielę!-jęknęła.
-Niebieski śnieg? Białe różę? Trawa i jakieś pnącza? Chyba wczoraj byłaś mocno zmęczona i zamyślona-stwierdziłem.
-Jakoś tak wyszło-mruknęła i już po chwili wszystko zniknęło. Korytarz był normalny jak wszystko inne. Rozmawiając-zjedliśmy śniadanie. Śnieżynka poszła do ogrodu "pobawić się" w ogrodnika. Usiadłem pod drzewem i gapiłem się na chmury. Blondyn,którego wczoraj pierwszy raz na oczy widziałem stanął przede mną.
-Jestem Araziel-przedstawił się i wyciągnął rękę w moją stronę.
-Alec-uścisnąłem jego rękę i posłałem przyjazny uśmiech. Chłopak odetchnął z ulgą.
-Myślałem,że będziesz niemiły jak Clarissa-odpowiedział na moje zdziwienie.
-Wredna? Pewnie zalazłeś jej za skórę-stwierdziłem,patrząc na poczynania rudowłosej. Na razie szło jej całkiem bezpiecznie. Siedziała na czubku palmy,która służyła jej za huśtawkę.
-Uratowała mi życie jak miałem siedem lat. Jak tylko jej powiedziałem,że wyszkolili mnie trzej Bogowie wilczy i mam jej pilnować,i bronić stała się bardzo obojętna i niemiła-zaprotestował.
-Jak mają na imię Bogowie,którzy cię wychowali na pradawnego wojownika?-zapytałem.
-Nell,Korotos i Vane-odpowiedział. Chyba zrozumiałem jej zachowanie. Po prostu mu zazdrości,że został wychowany przez jej matkę i spędził z nią więcej czasu niż ona. Nie lubi jak ktoś chce ją niańczyć. Od razu wkurza tą osobę. Pokiwałem głową ze zrozumieniem.
-Zazdrości Ci-stwierdziłem cicho,nie chcąc by mnie usłyszała.
-Czego?-zapytał zdziwiony.
-Spędziłeś więcej czasu z jej matką,nią ona sama-odpowiedziałem.
-Jej matka to Bogini Nell?-zapytał jeszcze bardziej zdziwiony.
-Jej matką jest Vane-zaprzeczyłem.
-Rozumiem-powiedział.
-Zrobiłeś coś jeszcze? Zacząłeś jej wytykać błędy? Mówić,gdzie może iść,a gdzie nie?-dopytywałem się.
-Wszedłem do jej świadomości-odpowiedział. Popatrzyłem na niego przerażony.
-Oszalałeś? Nikt tego nie robi i nie zrobi,bo wszyscy się jej albo boją albo mają do niej ogromny szacunek. Ty przekroczyłeś pewną granicę. Jak Cię nie zabije psychicznie to będzie dobrze. Jak chcesz jej bardziej nie rozwścieczyć to nie powtarzaj tego-dałem mu radę i znowu popatrzyłem na rudowłosą. Stała już na ziemi wśród rosnących białych lilii i uśmiechała się szatańsko. Znam ten uśmiech,aż za dobrze. Wziąłem głęboki oddech,wstałem i ruszyłem do niej. Na przywitanie przytuliła mnie i popatrzyła wrogo na Araziela,który siedział pod drzewem i się nam bacznie przyglądał.
-Co zamierzasz zrobić?-zapytałem.
-Jeszcze nic-odpowiedziała.






                        *****************************************************

Hej Aniołki! Jak Wam się podoba rozdział? To tak...Wy tutaj zostawiacie 6 komentarzy,a ja postaram się napisać bardziej ciekawszy rozdział.
P.S. Dodałam stronę,na której możecie spamować ile wlezie :D












7 komentarzy:

  1. Szykuje się spam xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny rozdział i mam nadzieję, że szybko napiszesz kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszam na bloga: niepowtarzalna-w-marzeniach.blogspot.com
    Jakaś reklama musi być ^^ XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziś skończę na 4 kom xD
    Piszesz już trzynasty?

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem w trakcie pisania,ale raczej jeszcze dziś go skończę,a jutro poprawię błędy :].
    Karolinko (Księżniczka Marzeń) od tego masz spamownik! ^^
    P.S. Jesteś nienormalna i to się pisze razem. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, no pisałam, że razem!
      A co do spamowiku, to tam już dodałam 3 komy XD

      Usuń