poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdział 15. Więc musisz ją zabić!

Na naszych nogach i nogach rycerzy i Nocnych Łowców pojawiły się...bębenki proszę (!) rolki. W trzy sekundy wszyscy oprócz nas,rąbnęli na ziemie. Zaśmiałam się i przybiłam piątkę z Aleciem.
-Jece,Diana,Araziel i Katrina DWA-oznajmiłam. Kiwnęli głowami na znak zrozumienia. Diana i Katrina chwyciły pod ramię Araziela i ruszyli do korytarza,z którego przyszli. Komicznie to wyglądało,ale droga była idealna na rolki,choć lepsza jest tylko asfaltowa. Droga z długich bloków kamieni też jest niczego sobie-Miłej zabawy z pozbyciem się rolek z nóg-powiedziałam z kpiącym uśmiechem. Odwróciłam się i ruszyłam z gracją do korytarza,z którego przyszliśmy. Wyminęłam Aleca,który pomagał jechać pół elfce i zatrzymałam się obok mojego łuku. Podniosłam go i przewiesiłam przez ramię. Zastygłam w bezruchu-słysząc kroki. Popatrzyłam zdezorientowana na Aleca. Pstryknęłam palcami i znowu mieliśmy buty. Usłyszałam z tyłu śpiew...Wzywający śpiew Anioła. Moje krew zaczęła płynąć szybciej. Teraz rozumiem czemu mam kolorowe oczy. Czerwone-oznaczają wilka,zielony-Nocnego Łowcę,a żółty-Anioła. Mam zmieszaną krew Wilka i Nocnego Łowcy z krwią Anioła. Dlatego tak reaguję na wzywający śpiew.
-Powiedz Jece'owi żeby stworzył Portal do mojego domu i macie przez niego przejść-poprosiłam,odwracając się w stronę śpiewu.
-Wysunęłaś skrzydła i masz żółte oczy-oznajmiła pół elfka.
-Później Wam to wytłumaczę-stwierdziłam i teleportowałam ich do reszty. Jak zaczarowana szłam za śpiewem-odpowiadając mu. Czułam się jakby wszystko działo się w zwolnionym tempie.

                                             ***Narracja Trzecioosobowa***

Dwa niesamowite śpiewy słychać było w całym Dworze fearie. Rudowłosa dziewczyna z białymi skrzydłami i złotymi oczami wyłoniła się z ciemnego korytarza śpiewając. Patrzyła się ponad stojącymi rycerzami fearie i Nocnymi Łowcami. Patrzyła na brudnego i posiniaczonego Anioła o złotych włosach i oczach,który został brutalnie obdarty ze skrzydeł i wzywał ją. Oboje przestali śpiewać,a słuchający ich zastanawiali się czemu przerwali piękną pieśń i byli smutni. Rudowłosa podniosła ręce przed siebie,a wszyscy poza nią i Aniołem zawiśli nad ziemią. Jej ręce były teraz po obu jej stronach uniesione,a wszyscy uderzyli o ściany. Ruszyła przed siebie w stronę Anioła obdartego ze skrzydeł,a wokół niej pojawił się błękitno-biały ogień. Rudowłosa zdawała się go nie czuć,bo jej nie parzył,a jedynie delikatne głaskał jej ciało. Zatrzymała się dopiero metr przed Aniołem i rozłożyła skrzydła na całą długość,a u drugiego Anioła pojawiły się białe skrzydła z kroplami błękitnego na piórze.
-Te krople będą Twoim wspomnieniem i innych czego dostałeś na ziemi przez Lud fearie i jego Królową Lily. To okrutne co Ci zrobili,Gabrielu i dostaną odpowiednią karę-powiedziała do niego-Odbieram Wszystkim,którzy zrobili cokolwiek złego Gabrielowi,nawet tym,którzy tylko się patrzyli Nieśmiertelność,a Nocnym Łowcom wszystkie Znaki-zrwóciła się do przestrzeni,unosząc otwartą rękę,by wziąć to co obiecała. Ze wszystkich stron zaczęły lecieć małe jasne kuleczki wieczności. Kiedy wszystkie osiadły na jej ręce,zamknęła ją i ponownie otworzyła. Na jej otwartej dłoni,była mała jasna długa wstążka. Zawiązała ją na nadgarstku Gabriela i lekko uśmiechnęła. On w podzięce dotknął jej dłoni i przekazał coś co mogło jej pomóc w walce z Demonami,Lucasem i jego ludźmi i odwzajemnił lekki uśmiech. Po chwili znikł zostawiając po sobie jedno białe pióro z błękitnymi kropkami. Rudowłosa podniosła je i również zniknęła,w momencie jak do sali wszedł Lucas z Nocnym Łowcą o białych włosach,ubrany w czerwony strój bojowy.
-Nie wiem jak to się stało,ale odbili Isabelle-oznajmił Nocny Łowca.
-Zbierz oddział i wracaj do Edomu. Ona też tam zmierza-powiedział pewny swego Lucas.
-Skąd ta pewność?-zapytał ciekawy białowłosy.
-Sebastianie,ja po prostu wiem czego ona szuka i do czego jest zdolna,bo jest mieszańcem-odpowiedział Lucas.
-Mieszańcem?-dopytywał się Sebastian.
-Jej matka była Nocnym Łowcą i Wilkiem,a jej ojciec Aniołem,więc ona ma krew obojga-odpowiedział wyraźnie znudzony.
-Jest Nocnym Łowcą,Wilkiem i Aniołem w jednym?-chciał się upewnić Sebastian.
-Tak-przytaknął.
-Edom jej zaszkodzi skoro jest Aniołem i nie będzie miała dość siły na pokonanie jednego Mrocznego,a co dopiero dwustu. Nie będzie też mogła się zmienić w Wilka,a Runy jej nie pomogą-stwierdził Sebastian z lekkim uśmiechem. Nie wiedział,że ona jest silniejsza niż przypuszcza i już się wybiera do świata demonów,zdeterminowana i ze swoimi przyjaciółmi. A los da mu potężnego kopa.
-Więc masz ją zabić!-rozkazał Lucas i poszedł w kierunku komnaty Lily.

                                                              ****Clary****
Po raz drugi zwymiotowałam krwią na popiół. Ta planeta jest martwa w dosłownym znaczeniu. Słońca tu nie widać,ziemia jest pokryta popiołem i bliżej nieokreśloną mazią. Drzew nie ma,a jeziora są wypełnione lawą. Demony latają,chodzą i pełzają bezkarnie w nocy. Demoniczny wymiar nie służył mi i Katrinie. Obie mamy w sobie krew Anioła,ale ona ma ją czystą. Musimy się jak najszybciej dostać do Zamku Demonów i przejrzeć go na wylot. Oczywiście musimy to zrobić tak,żeby nikt nie zauważył,że tu byliśmy. Podniosłam się z kolan i ruszyłam za resztą. Jece,Alec,Diana i Katrina czekali na mnie na jakimś wzniesieniu. Arazil i Isabella (pół elfka) mają wrócić jutro do Narnii. My niestety mamy inne zajęcie. Musimy znaleźć piekielną brązoletke i rozwalić,albo wziąć. W oddali już majaczył Zamek Demonów. Dwa dni oddziela nas od niego. Wiem,że Lucas przyśle oddział albo kilka. Jeden błąd popełnił. Nie pokazał im naszych zdjęć i opisów,więc bezkarnie możemy sobie wejść do jego zamku.
Po zapadnięciu nocy z magicznymi kamieniami szliśmy dalej. Mój kamień świecił jasnym,prawie białym światłem przez moje palce. Nie miałam kontroli nad własnymi nogami.
-Ja chcę spać-jęknął Jece. Odezwał się pierwszy od prawie dwunastu godzin.
-Ja już śpię na stojąco-mruknęła Diana.
Znaleźliśmy opuszczoną jaskinię. Była duża i ciemna,więc demony nie mogły nas zobaczyć. Alec zapalił ognisko,a wszyscy oprócz mnie położyli się blisko ciepłego ognia. Ja nie musiałam nawet być w pobliżu ogniska,żeby było gorąco. Leżałam zwinięta w kłębek na mojej czarnej macie pod czarnym śpiworem. Czułam jak moje ciało chłonie odpoczynek od długiego marszu. Po chwili zatopiłam się w snach.
Obudziłam się,słysząc kroki od strony moich nóg-czyli od wejścia do jaskini. Lekko uchyliłam powieki i zobaczyłam dwie czarne postacie zakradające się do naszego schronienia. Moja ręka automatycznie złapała za rękojeść sztyletu. Diana niespokojnie poruszyła się w swoim śpiworze,co na chwilę zatrzymało obie postacie,zlewające się z ciemnością. Kiedy podeszły na tyle blisko,że mogłam oddać czysty rzut,rzuciłam sztyletem i sięgnęłam po drugi,ale druga postać mnie zaskoczyła. No bo kto normalny by na mnie skoczył? Tak właśnie taka inteligentna osoba jak ten na mnie. Zablokował mi nogi i unieruchomił ręce. Zatkał moje usta swoją ręką jak chciałam krzyknąć i boleśnie wykręcił moją lewą rękę,bo na prawej miał swoje kolano. Jego towarzysz z pewnością nie żyje. Dopiero jak przyjrzałam się mojemu napastnikowi zobaczyłam,że ma na sobie czerwony strój bojowy. Tam gdzie znajduje się serce miał wypalone dwa czarne węże zjadające swoje ogony na stroju. Herb Lucasa. Zirytowana własną głupotą przewróciłam oczami. No raczej,że to jeden z wojowników Lucasa. Brunet bo chyba był brunetem uśmiechnął się lekko. Jego oczy były piwne i ukazywały dziwne emocje,w które nie mam ochoty się zagłębiać. Byłam unieruchomiona i co z tego? Bez użycia ciała też go mogę zabić. Naparłam na jego umysł i z radością,że wypróbuje nową metodę zabijania zaczęłam się bawić jego odczuciami. Posyłałam do jego mózgu ogromny ból,a jak to nie skutkowało,bo mnie blokował przeszłam lekko zła na jego fizyczne odruchy. Zaczęłam napędzać jego krew w żyłach i podgotowywałam jego narządy wewnętrzne. Jego żyły nie wytrzymały nawet minuty po takim szybkim krążeniu i rozerwały się. Osunął się w bok martwy. Śmierć przez pęknięcie żył. Ciekawa śmierć. Zrobił mały hałas upadając na kamienną podłogę jaskini,przez co reszta się obudziła i złapali za broń. Ułożyłam się wygodnie w śpiworze i popatrzyłam na nich.
-Dwie minuty wcześniej,byście się przydali-skomentowałam.
-Mogłaś nas obudzić-mruknął Alec.
-Jak obudzić,jak byłam unieruchomiona i miałam zatkane usta?-zapytałam.
-No nie mogłaś-stwierdził Jece. Położyli się z powrotem spać.









                               ************************************************

Hej Aniołki! 3 KOMENTARZE i będzie następny rozdział.









piątek, 25 lipca 2014

Rozdział 14. Co to do cholery jest?!

Wzięłam orzeźwiający prysznic,ubrałam czarną bluzkę,czarne spodenki,a na to ubrałam czerwony kombinezon ochronny na ścigacza i byty. Wzięłam szczotkę i pięć minut trwała wojna pomiędzy szczotką w mojej ręce,a włosami. Uśmiechnęłam się z satysfakcją,że wygrałam wojnę z włosami i wyszłam z domu. Ubrałam czerwony kask i wsiadłam na mojego czerwonego ścigacza. Wyjechałam na ulicę i rozpędzając się do 120/h zaczęłam robić swój zwód. Zrobiłam kilka rundek wokół opuszczonych magazynów dla pewności,że zostałam sama i ruszyłam do mieszkania mojego informatora. Kiedy już go jakoś przekonam-co z pewnością nie będzie łatwe-muszę odwiedzić jeszcze dwóch informatorów. Zgasiłam ścigacza i zaciągnęłam go za drzewo w gęste krzaki. Ściągnęłam kask i bezszelestnie weszłam do ruiny opuszczonego budynku. Dziwne,że jeszcze się nie zapadł. Zaczęłam ostrożnie wchodzić po zrujnowanych grożących zawaleniem schodami. Kiedy dostałam się na drugie piętro podeszłam do ceglanej ściany i z mojej pamięci wydobyłam kilka wskazówek gdzie jest ruchoma cegła. Wcisnęłam ją dłonią dwa centymetry do środka i obserwowałam jak ukryte przejście się rozsuwa bezszelestnie. Nacisnęłam na klamkę i popchnęłam szare drzwi do środka. Cicho je zamknęłam i ruszyłam jasnym korytarzem do schodów,prowadzących wyżej. Zaczęłam z gracją pantery po nich wchodzić na górę. Wcale nie hałasowałam. Kiedy stanęłam na szczycie schodów usłyszałam kroki. Kilka osób było w salonie i z tego co słyszałam wcale nie przyjaźnie nastawionym do Seana-mojego informatora. Nigdy nie miał nieproszonych gości,a jak już to na pewno go nie bili,a słysząc ciche jęki Seana stwierdzam,że go biją. Wyciągnęłam ze schowka miecz. Co z tego,że w bytach mam dwa sztylety? Bezszelestnie stanęłam za ścianą,która oddzielała mnie od całej sceny i wychyliłam głowę. Sean był przytrzymywany przez dwóch czarnowłosych Upadłych,z wysuniętymi czarnymi skrzydłami. Nie dobrze. Chłopak-najprawdopodobniej przywódca tych dwóch Upadłych przyłożył Seanowi w brzuch. Przez co uderzony ponownie jęknął i zgiął się w pół,ale nie na długo był w takiej pozycji,bo czarnowłosi od razu go wyprostowali. Skądś znałam sylwetkę chłopaka,który okładał pięściami Seana. Czekałam na odpowiedni moment do wkroczenia. Mój informator wiedział kim byłam-tak byłam,bo nie wiedział,że jestem mieszańcem i to pomieszanym i mam skrzydła-i wiedział o wszystkich stworzeniach nadprzyrodzonych.
-Wiesz Sean,zawsze myślałem,że mogę Ci ufać-odezwał się chłopak,który był odwrócony do mnie tyłem i bił już i tak mocno pobitego. Zesztywniałam na jego słowa. Lucas...to on stał do mnie tyłem i bił Seana. Wiedziałam,że skądś znam jego posturę. Teraz już wiem skąd. Przecież szłam za Lucasem zobaczyć jak zabijają małego chłopca za niewinność-Ara. Jeśli teraz wkroczę to będzie mnie miał jak podaną na talerzu,a jeśli tego nie zrobię-zabiją Seana. Bezszelestnie wycofałam się do kuchni i użyłam najsłabszego zaklęcia jakie znałam. Wycofałam się do korytarza i schowałam w szafie. Chyba wyczuli zaklęcie,bo zostawili Seana i zaaferowani wbiegli do kuchni-w moja zasadzkę. Kiedy tylko weszli do kuchni uruchomiłam całą serię zaklęć obezwładniających i oślepiających. Wyszłam z szafy i wbiegłam do salonu. Niesamowite jacy są głupi. Teraz najtrudniejsze zadanie. Wyparcie moich skrzydeł z pleców. Skupiłam się i czując potworny ból-zablokowałam odczucia. Duże białe skrzydła wyrosły z moich łopatek. Mój czerwony kombinezon na plecach był w strzępach-ja to wiem. Przytuliłam Seana do swojego ciała,żeby nie spadł i wyskoczyłam z nim przez okno. Szkło otoczyło mnie na kilka sekund aureolą. Przy okazji podpaliłam swój ścigać,żeby nie mogli mnie namierzyć,ani dowiedzieć się,że to ja uratowałam Seana. Zostawiłam im małą gorącą niespodziankę,która ma trzy sekundy na zrobienie bum. Cały budynek zaczął się trząść i wszystkie okna się rozbiły przez ogień. Jedynym dobrym posunięciem się Seana,było kupienie dynamitu i trzech granatów. Widocznie otworzyli szafkę z dynamitem i automatycznie otworzyli zawleczki granatów. To jest dla nic wskazówką-Ogień i wybuch-i ostrzeżeniem. Dobrze,że jednak chciało mi się przyjechać do niego. Uratowałam go przez długą i bolesną śmiercią. Jest trzecia w nocy,a ja jestem stuprocentowo osłaniana przez ciemność. Nie mogą mnie rozpoznać,bo jest noc.
-Coś leci za nami-wybełkotał Sean-Srebrne,długie i z tego ci widzę ostre-opisał to co leciało za nami. Skręciłam gwałtownie i zniżyłam kurs. Leciałam najszybciej jak umiałam. Po dwóch minutach wylądowałam przed drzwiami do mojego domu. Otworzyłam je kopniakiem i weszłam do środka. Sean jakoś doszedł do salonu i usiadł na fotelu. Ja natomiast upadłam na kolana w progu salonu. Moi przyjaciele naradzali się nad czymś ważnym,a;e przerwali i zlustrowali wzrokiem Seana ledwie przytomnego. Po chwili spojrzenie wszystkich spoczęło na mnie. Zacisnęłam dłonie w pięści i powoli zaczęłam wpychać moje skrzydła pod skórę. Ból który czułam był nie do opisania. Jakby ktoś wbijał mi małe ostre igiełki w łopatki i po sekundzie je wyciągał. Po pięciu minutach ból zniknął,a ja mogłam wstać i usiąść na fotelu.
-Co mu się stało?-zapytała Diana,wskazując na śpiącego Seana.
-Miał spotkanie z Lucasem,dość nieprzyjemne. Zwabiłam ich do kuchni,wcześniej bawiąc się magią,by ich uwięzić i pogrzebać. Do tego zabawiłam się w żołnierza. Zostawiłam im dynamit i trzy granaty. Wszystko wybuchło jak tylko wyleciałam z nim z jego domu...-opowiedziałam w skrócie-Niech zgniją w piekle-zakończyłam z uśmiechem. Siedzieliśmy tak z dobre trzy godziny i zastanawialiśmy się gdzie może być ukryta pół elfka.
-Ma ktoś jakieś lepsze domysły?-zapytałam wyczerpana.
-Może być więźniem ludu fearie i ich Królowej-odpowiedział Sean,który ocknął się kilka minut wcześniej. Doszedł do siebie i teraz jadł kanapkę.
-Lud fearie?-zapytała Katrina z zaciekawieniem.
-Blade ludki o kolorowych włosach. Żyją wiecznie pod ziemią,a ja znam wejście-odpowiedział.
-Jutro złożymy odwiedziny Królowej fearie-oznajmiłam. Wszyscy się zgodzili i rozeszliśmy się do pokoi. Rzuciłam się na łóżko w ubraniu i szybko zasnęłam.
Obudziłam się po ósmej. Wzięłam prysznic,ubrałam bluzkę czarną,czarne rurki,a na to ubrałam strój do walki zrobiony z czarnej skóry. Pozwalał na swobodne poruszanie się i ochronę przed jakimiś truciznami,latającymi mieczami czy nożami. Rozczesałam włosy i związałam je w kucyka. Na ręce założyłam skórzane rękawiczki bez palców. Do sprzączek i pasków powsadzałam moje białe noże i sztylety. Przez ramię przewiesiłam biały duży łuk elfów posypany złotem i biały duży kołczan z ponad piędździesięciona strzałami biało-złotymi. Zapięłam pasek z moim mieczem rodowym i ubrałam czarne buty do kolan. Zeszłam na dół do salonu. Reszta była ubrana tak samo ale różniliśmy się kolorami broni i ogólnie bronią. Dostałam od Aleca srebrną stele z białym kamieniem na jednym końcu. Stelą mogę narysować sobie dowolną Anielską Runę i działa. Przeszliśmy przez Portal,który stworzył Jece i już po chwili wiatru i spadania,byliśmy w jakiejś komnacie z sześcioma korytarzami.
-No to którędy teraz?-zapytał Jece.
Lily-Królowa Ludu Fearie.
-A mówiłam,żeby wziąć z nami Seana-mruknęłam i na chybił trafił poszłam przed siebie,a reszta za mną. Korytarz był jasny i zielony od mchu. Moje orientowanie się w terenie było świetne na powierzchni,a pod ziemią musiałam ufać samej sobie i mojej intuicji. Po jakichś pięciu minutach korytarz zamienił się chyba w salon. Na czerwonej kanapie leżała blada,błękitno włosa dziewczyna o niebieskich oczach. Była ubrana w błękitną suknie. Chyba weszliśmy tam gdzie nie powinniśmy wejść. Jesteśmy w sali tronowej Królowej. Mogliśmy wziąć go ze sobą. Wycofujemy się bezszelestnie-oznajmiłam reszcie. Wycofaliśmy się bezszelestnie do połowy korytarza. Żałując,że nie ma z nami Seana,wróciliśmy do komnaty z sześcioma korytarzami.
-To może dobierzemy się w pary i każda wejdzie do jednego korytarza?-zaproponowałam. Diana i Araziel weszli do pierwszego od ściany korytarza,Katrina i Jece weszli do korytarza obok,a ja poszłam za Aleciem i jego instynktem. Wybrał korytarz obok tego,z którego przed chwilą wyszliśmy. Był trochę ciemniejszy od reszty i już po pięciu minutach widać było pierwsze cele. Oczywiście pilnowało ich dwóch strażników i jakiś olbrzym. Seryjnie...Był większy od goryla stojącego na dwóch nogach i równie silny jak stado goryli. Był szary i miał sierść jak niedźwiedź. Oboje z Aleciem zatrzymaliśmy się. Ściągnęłam z ramienia łuk i wyciągnęłam jedną strzałę. Nałożyłam na cięciwę,napięłam,wycelowałam i puściłam. Sięgnęłam po następną i ponowiłam czynność. Dwoje strażników leżało na ziemi martwych ze strzałami sterczącymi w klatkach piersiowych. Nigdy nie chybiam.
-Poszukaj dziewczyny,a ja się zajmę Puszkiem-oznajmiłam.
-Nie zamierzam się sprzeciwiać-stwierdził Alec i zszedł mi z drogi. Odłożyłam na podłogę łuk i sięgnęłam do dwóch sztyletów. Z drapieżnym uśmiechem,zbliżałam się do Puszka. Zagwizdałam głośno,żeby mnie zauważył. Ryknął głośno pokazując wielkie kły. Powiedzmy,że jego ryk mnie przez kilka sekund ogłuszył. Muszę go odciągnąć od cel więźniów fearie. Pomieszczenie było tak wielkie,że spokojnie mogłabym się przemienić i walczyć latając.
-Kici kici!!!-zawołałam go jak kota. Widziałam na czerwono. Zlustrowałam Puszka wzrokiem i wykryłam jego słaby punkt,zaraz po tym jak się rzucił w moją stronę. Zrobiłam unik w prawo-odciągając go od korytarza,w którym stał Alec. Puszek rąbnął całym ciałem w ścianę obok mnie jak odskoczyłam kilka metrów w bok.
-Kupo sierści nie potrafisz biegać?! Jestem tylko małym człowiekiem,a ty nie potrafisz mnie złapać?!-zakpiłam z niego. Był całkiem rozumny i mocno się wściekł-Wolne!!-krzyknęłam do Aleca,chowając sztylety do sprzączek,z których je wyciągnęłam-No Klopsie ruszysz się dzisiaj?!-zawołałam do Puszka,który się na mnie rzucił-Jebać Lucasa!-mruknęłam i zmieniłam się w wilczycę. Schowałam skrzydła pod skórę i również rzuciłam się na Puszka. Runęliśmy na ziemię razem,zadając sobie ciosy i gryząc. Rzucił mną o ścianę. Kiedy znalazłam się na ziemi,bolało mnie całe ciało. Rąbnęłam z ogromną siłą o tą ścianę. Chwiejnie podniosłam się i z żądzą zemsty rzuciłam na jego szyję. Zacisnęłam z całą siłą szczękę i przekręciłam głowę. Usłyszałam trzask kości i po chwili oboje runęliśmy na ziemie,z tym wyjątkiem,że ja wciąż żyłam. Wyciągnęłam spod brązoletki moją stele i nakreśliłam zawijane czarne linie podobne do winorośli Znak Uzdrawiający. Pieczenie ustało gdy skończyłam Znak na szyi. Po chwili siniaki zniknęły razem z bólem. Usiadłam powoli.
-Clary! Jesteś cała?-zapytał Alec,podbiegając.
-Chyba tak-odpowiedziałam,pozwalając by mnie podniósł-Znalazłeś ją?-zapytałam.
-Tak. Żyje i jest cała-odpowiedział. Kiwnęłam głową i popatrzyłam na martwego Puszka.
-Jego ryk chyba usłyszeli wszyscy-stwierdziłam. Usłyszeliśmy cichutkie szybkie kroki i po chwili z tunelu naprzeciwko martwego Puszka wybiegli Jece,Diana,Katrina i Araziel.
-Co to do cholery jest?!-pisnęła Diana.
-Poznajcie martwego Puszka-rzuciłam sarkastycznie.
-Żołnierze i kilku Nocnych Łowców,więc pora stąd pryskać-stwierdził Jece.
-Możemy im trochę utrudnić wyśledzenie nas po odciskach butów-oznajmiłam i pstryknęłam palcami.






                                      ****************************************
Hej Aniołki! Jak Wam się podoba rozdział? Co Clary wyczarowała? Dadzą radę uciec rycerzom fearie i Nocnym Łowcą?
















środa, 23 lipca 2014

Rozdział 13. Życie jest nie fair.

Ja,Diana,Katrina,Alec,Jece i Araziel przeszliśmy przez portal do naszego świata. Rozdzieliliśmy się na dwie grupy. Ja,Alec i Araziel idziemy do prywatnego liceum,a Diana,Katrina i Jece do normalnego liceum. Nasza misja jest prosta. Znaleźć pół elfce i Callana. Plan też jest prosty. Znaleźć,zapoznać z wszystkim,wrócić na cmentarz przed północą i przygotować się na przejście przez portal. Proste i logiczne. Mamy na to miesiąc. Właściwie to już tylko dwadzieścia dni. Tak,jesteśmy Tu jedenaście dni. Nawet nie wiem kiedy upłynęły. Zawiązałam mocno buty i wybiegłam z domu. Codziennie wstaję szybciej i biegam godzinę. Ubrana w stanik portowy,bokserkę i spodenki z kieszeniami. Musze gdzieś chować telefon,nie? Biegłam truchtem między opuszczonymi budynkami,które są ruiną. Mój telefon jak zwariowany zaczął dzwonić. Wyciągnęłam dotykowy telefon i przeciągnęłam palcem po ekranie,a żeby było ciekawiej biegłam nadal. I dałam na głośno mówiący.
-Spokojnie niańko! Jestem cała i zdrowa!-powiedziałam na start. Dzwonił Araziel.
-Gdzie jesteś?-zapytał dziwnym głosem. Popatrzyłam na mój telefon jak na wariata.
-Nie mam zielonego pojęcia-odpowiedziałam szczerze. Pierwszy raz tu biegłam.
-Za jak długo będziesz?-zapytał.
-To zależy-odpowiedziałam.
 -Jest ważna sprawa-powiedział Alec.
 -Za chwilę będę-oznajmiłam i rozłączyłam się. Odwróciłam się,wkładając telefon do kieszeni i podniosłam wzrok. Zmarszczyłam brwi widząc trzech Mulatów o szarych oczach. Byli wysortowani i nawet nie musiałam pytać czy są wampirami. Oczywiście,że są. Wzięłam głęboki oddech,żeby się nie zaśmiać. Gapili się na mnie jak na żarcie. Moje rozbawienie,znikło jak tylko wysunęli kły. Czyli jednak wyglądam jak człowiek. Jest tylko mały problemik. Nie mogę się zmienić w wilczycę,bo jest ryzyko,że ktoś zobaczy. Jedyna opcja? Ucieczka. Odwróciłam się z zamiarem rzucenia do biegu,ale w takim samym odstępie stało czterech innych wampirów. Dwóch blondynów,brunet i rudowłosy. Dobrze,że nie zaczęłam się cofać,bo wpadłabym na nich i od razu by mnie złapali.
-Mam pytanko. Czy jesteście pewni,że chcecie mnie zjeść?-wypaliłam. Zaczęli myśleć,a ja nie marnując czasu-wbiegłam do budynku. Wyskoczyłam oknem z drugiej strony i zaczęłam biegnąć jak najszybciej w stronę ulicy. Są dwa minusy. Pierwszy to taki,że jak wampiry wybiorą sobie ofiarę to nie odpuszczą dopóki jej nie "zjedzą". Drugi to taki,że ludzie nie widzą wampirów. Plus jest taki,że nie mają nad przyrodzonej szybkości,bo nie miałabym szans w ucieczce. Są wytrzymali,ale biegając jak normalni nastolatkowie. Dobrze,że zaczęłam od samego początku pobytu Tutaj biegać. Jestem trochę wytrzymalsza i szybsza. Przyznaję się(!),trochę bardzo spasłam się i nie biegałam. Normalnie rekord! Jeszcze nigdy nie biegłam tak do domu. Nie musiałam się oglądać,żeby wiedzieć,że wampiry,które mają na mnie chrapkę za mną biegną. Wystarczy,że mam swój instynkt. Po co najmniej dziesięciu minutach byłam na ulicy,na której mam dom i obecnie mieszkamy. Miałam zadyszkę i oddychałam przez usta. A wampiry nawet się nie zmęczyły! To niesprawiedliwe! Przeskoczyłam przez bardzo niskie drewniane ogrodzenie sięgające mi do połowy ud. Całym ciałem rąbnęłam w drzwi,które o mało z zawiasów nie wypadły. No w sumie to z zawiasami. Odwróciłam głowę i pokazałam język wampirom przed ogrodzeniem. Znalazłam kolejny plus! Nie mogą bez zaproszenia wejść na posesję domu,ani do domu. Zamknęłam drzwi i zziajana i z kolką weszłam do salonu. Złapałam się za prawy bok.
-Pobiłam rekord świata. Nikt szybciej nie biegł do domu niż ja-pochwaliłam się i rzuciłam na kanapę.
-Ile biegłaś?-zapytał Alec.
-Z trzy kilometry w dziesięć minut-odpowiedziałam i napiłam się wody. Zagwizdał z uznaniem-Co to za ważna sprawa?-zapytałam.
-Callan przepadł jak igła w stoku siana-odpowiedział.
-Coś jeszcze?-zapytałam,patrząc na zegarek. Po siódmej osiem.
-Nie-odpowiedział. Kiwnęłam głową i poszłam do siebie. Wzięłam prysznic,ubrałam spodenki i podkoszulek. Zgarnęłam z łóżka torbę z zeszytami i dwoma długopisami. Zeszłam na dół i weszłam do kuchni. Zjadłam płatki z mlekiem.Wyszłam z domu zaopatrzona w wodę,w towarzystwie Aleca. Wsiadłam do auta.
Tylko dwa wuefy i weekend. Przebrałam się w czarną podkoszulkę i spodenki. Razem z dzwonkiem weszłam na dużą salę. Jęknęłam kiedy tylko nienawidząca mnie baba zagwizdała gwizdkiem. Najpierw dziesięć okrążeń wokół sali. Potem do końca lekcji bieganie po trybunach. Ledwie oddychając rozwaliłam się na najwyższych ławkach.
Kiedy zadzwonił dzwonek oznajmujący koniec przerwy,do sali wszedł trener razem z chłopakami z mojej klasy i kilkoma z innej. Oczywiście my grałyśmy w siatkówkę,a chłopaki sobie gadali-o nas. Kiedy grałyśmy ja i Tassie,która uczyła inne dziewczyny nowego układu.była główną atrakcją chłopaków. Niezauważona odeszłam od grających dziewczyn. Usiadłam obok Aleca.
-Nienawidzę wuefu-stwierdziłam.
-Nie patrz teraz na okno,ale za nim stoi wampir i cały czas Cię obserwuje-oznajmił.
-Pewnie czeka,aż wyjdę ze szkoły-stwierdziłam,gapiąc się na swoje palce. Były długie jak u pianisty i wyćwiczone.
-Czemu,tak uważasz?-zapytał,przyglądając mi się.
-Bo wczoraj im uciekłam-odpowiedziałam z uśmiechem. Wiem,powinnam być przerażona,ale w końcu nie jestem normalnym człowiekiem tylko wilkiem. W dodatku władam magią i mam wielkie skrzydła. Alec zakrztusił się wodą,którą pił. Poklepałam go po plecach.
-Zwariowałaś?!-syknął-Co im zrobiłaś?!-zapytał zdziwiony.
-Nic im nie zrobiłam! Zostałam mianowana "jedzeniem". Mam jeszcze ten urok i zdążyłam uciec-odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Niestety nie mogę używać magii ani się przemieniać,bo w pierwszym przypadku Lucas by mnie wyśledził,a w drugim przemieniam się z ogromną siłą,którą by wyczuły Upadłe Anioły i od razu doniosły. Głupia nie jestem. Jego zjawienie zepsułoby nasz plan działania i prawdo podobnie musiałabym odciągać go od planu zajrzenia do umysłu któregokolwiek z nas. Do mojego umysłu raczej nie wejdzie tak łatwo,ale z innymi pójdzie mu łatwo.
-Katrina napisała,że wieczorem przyjdą do nas-oznajmił Alec,wyrywając mnie z moich myśli.
-Zaraz po szkole idę do Torii trochę potańczyć-powiedziałam. Torii to ładna i bardzo chuda blondynka o zielonych oczach. Umie wyśmienicie tańczyć i jest wilkiem,jak ja. O wilku mowa! Weszła do sali czym wzbudziła za interesowanie chłopaków. Uśmiechnęłam się szeroko. Wstałam i przytuliłam ją na powitanie,po czym przeszliśmy do tradycyjnego powitania. Żółwik i wybuch.
-Właśnie mówiłam Alecowi,że idę do Ciebie potańczyć-powiedziałam-Masz jakiś specjalny układ?-zapytałam z uśmiechem.
-Będziemy musiały go jakoś poprawić-potwierdziła. Nie wiem jak,ale ona jest niższa ode mnie o trzy centymetry. A myślałam,że jestem najniższa na świecie. Ludzie potrafią zadziwiać. Zadzwonił dzwonek więc mogłyśmy już iść. Po chwili już jechałyśmy do wielkiej hali tanecznej z ogromnymi lustrami. Po pięciu minutach już byliśmy na miejscu. Byłam tu już kilkadziesiąt razy,więc znam budynek bardzo dobrze. Przebrałyśmy się w szatni. Dała mi czarne dresy i podkoszulek. Niestety jak już wspominałam jest niższa i jej podkoszulek był mi do pępka. Dresy też były mniejsze i sięgały mi ledwie do bioder. Rozbrajające. Weszłyśmy na wielką halę. Jej grupa jeszcze nie przyszła,więc jesteśmy same. Włączyła muzykę i pokazała cały układ. Pełno w nim tajemniczości,energii i jak to jest w zwyczaju Torii jest pociągający jak i kuszący. Włączyła muzykę od nowa i zaczęłyśmy obydwie tańczyć jej układ. Poprawiłyśmy kilka ruchów i zaczęłyśmy od nowa. Najdziwniejsze jest to,że jak tańczę to się lekko uśmiecham.
-Nowa tancerka?-zapytał męski głos za mną.
-Nie-odpowiedziałam i odwróciłam się. Brunet z grzywką stał i lustrował mnie wzrokiem. Za nim dwaj rudowłosi Koreańczycy. Pogadaliśmy z godzinę,a potem wróciłam do domu. Rzuciłam się na fotel. Alec,Ara,Diana i Katrina siedzieli na kanapie,a Jece siedział na fotelu obok.
-Nie ma jej. Szukaliśmy jej wszędzie. Akta urodzeń w szpitalach nie wspominają nic o dziwnym dziecku i matce-oznajmiła Diana.
-Ktoś ją dobrze chroni-stwierdziłam razem z Aleciem.
-Tylko kto i dlaczego?-zastanawiała się na głos Katrina.
-Chyba czas uaktywnić dawne znajomości-stwierdził Jece.
-Nie ma to jak dawne znajomości-powiedziałam z sarkazmem.
-Oj,nie przesadzaj-westchnęła Diana.
-Ja nie przesadzam. Życie jest nie fair. Wy macie informacje za nic,a ja muszę zawsze coś robić-mruknęłam z grymasem na twarzy. Na tym dyskusja się skończyła. Weszłam do swojego pokoju i przebrałam się w piżamę. Padam na twarz-z tą myślą zasnęłam.
Siedziałam w loży w jakimś klubie z bardzo przystojnym ciemnowłosym brunetem. Miałam na sobie czarną bardzo obcisłą sukienkę i szpilki. On był ubrany w czarne spodnie i biały podkoszulek,przez który widać było jego mięśnie brzucha. Niezbyt pasowało mi jego towarzystwo,ale czego się nie robi dla informacji? Przy okazji jeszcze się nawaliłam.
-Nie mam siły-oznajmiłam mu.
-Tak Cię męczy moje towarzystwo?-zażartował,bawiąc się puklem moich włosów.
-Nie tylko. Męczysz tańcem-mruknęłam. Chłopak się zaśmiał i pociągnął mnie w stronę wyjścia. Szłam za nim posłusznie. Jeśli bym się sprzeciwiła,nie uzyskałabym informacji potrzebnych mi. Ku mojemu zadowoleniu odwiózł mnie do domu. Pożegnał mnie pocałunkiem w usta. Wytrzymałam z nim siedem godzin. Bardzo męczących godzin. Nie przepadam za nim,ale musiałam z nim spędzić te siedem godzin,jeśli chciałam informacji w przyśpieszonym tempie. W normalnym zajmuje mu to tydzień do dwóch,a w przyśpieszonym dwa do trzech dni. Położyłam się na łóżku i odpłynęłam do krainy snów na fali.
Usiadłam na łóżku i otworzyłam oczy. Znowu te głupie wspomnienia. Niepewność,strach,złość...to teraz czułam.





                                    ******************************************
Witajcie,Aniołki! Dodaję rozdział,bo było 6 kom. Możecie spamować w moim spamowniku ile chcecie! Kim jest ciemnowłosy brunet? Co myślicie o tym rozdziale? Wiem,schrzaniłam! Tylko nie bijcie! :D





















sobota, 19 lipca 2014

Rozdział 12. Zazdrości Ci.

Wyszłam na dziedziniec,uprzednio przebierając się z białej sukni w spodnie i koszulę. Zlewałam się z nocą. Zmieniłam się w wilczycę i skoczyłam w ciemność. Już po chwili leciałam nad lasem i szukałam miejsca na wylądowanie,bo muszę zapolować. Kiedy tylko zobaczyłam małą polankę,zaczęłam obniżać lot.
Araziel
Po godzinie zjadłam dwie sarny i teraz stałam na polance i patrzyłam się na gwiazdy i księżyc w  pełni. Zmieniłam się w człowieka w tej samej chwili jak coś wybuchło obok mnie. Nie panowałam nad mocą,jak była pełnia,ale niewidzialna tarcza. Biały ogień po chwili znikł i zostawił po sobie przypalone korony drzew i zwęgloną trawę. A tak gdzie trawa się nie podpaliła i nie spaliła stał chłopak...Blondyn o ciemno niebieskich oczach. Emanowała z niego moc,ale nie dorównywała mojej. Wzięłam głęboki oddech i opuściłam ręce. Moja moc może robić co chce,ale dlaczego mnie obroniła jak jej nie przywołałam? Westchnęłam głośno,czym zwróciłam uwagę chłopaka. Zlustrował mnie wzrokiem i zatrzymał się chwilę na moim biuście. Typowy facet. Kiedy warknęłam jego wzrok spoczął na diademie,który miałam na głowie. To są jakieś dziwne czary. Próbowałam dosłownie wszystkiego,żeby ściągnąć diadem,a on nawet nie drgnął! To można wytłumaczyć tylko jednym. Czary. Moja moc mnie trochę osłabiła więc się zachwiałam lekko,ale sekundę później złapałam równowagę.
-Witaj w Narnii-rzuciłam ironicznie,odwróciłam się i ruszyłam w stronę lasu.
-Ty jesteś Clarissa Wayland?!-krzyknął za mną blondyn. Stanęłam i odwróciłam głowę do tyłu.
-Tak,a co?-zapytałam.
-Dziękuję za uratowanie życia-powiedział. Odwróciłam się ze zmarszczonymi brwiami i znieruchomiałam. Stał metr przede mną i patrzył mi w oczy. Mrugałam co dwie sekundy. Raz widziałam na czerwono,raz na zielono,a raz na żółto. Po minucie mi przeszło i mogłam spokojnie patrzeć na świat takim jakim go widziałam.
-Uratowałaś mi życie. Oboje znaleźliśmy się w piekle. Tylko z dwiema różnicami. Ja nie przyszedłem dobrowolnie i dostałem wyrok śmierci dlatego,że nie chciałem dołączyć do wojowników Lucasa. Miałem siedem lat i kiedy strzała miała mnie przebić pojawiłaś się Ty. Zasłoniłaś mnie własnym ciałem i przejęłaś śmierć za mnie. Potem pojawiły się trzy wilki i uratowały Cię,a mnie wzięły do siebie na dwanaście lat. Uczyły mnie walki i wytrenowały na pradawnego wojownika-streścił. Mówiłam? Ma dziewiętnaście lat.
-I co w związku z tym?-zapytałam obojętnie. Ukryłam wszystkie uczucia w dużym słoiczku,który tylko ja mogłam odkręcić.
-Pomyślałem...znaczy się...mam być...kazali mi...-jąkał się i plątał w słowach-Mam Cię pilnować i chronić-powiedział wreszcie.
-Nie potrzebuję niańki-warknęłam. Zmieszał się i spuścił głowę. Jak myślał,że się ucieszę,to był w błędzie,z którego go wyprowadziłam. Jestem wredna,ale nie udaję nikogo i to się liczy. Zobaczyłam,a raczej poczułam jak ktoś wchodzi w moją świadomość. Wzniosłam bariery ochronne i posłałam chłopakowi wrogie spojrzenie. Następnie odwróciłam się,zmieniłam w wilczycę i skoczyłam w ciemność. Żeby się wyciszyć i trochę zmęczyć leciałam jak strzała wśród drzew. Kij z tym,że kilka razy władowałam się w drzewo! Siniaki znikały po dwóch minutach. Moje duże skrzydła były złożone do połowy,a moje ciało przy każdym skręcie leciało w bok. Kiedy wyleciałam jak z procy z lasu na łąkę,uradowana,że mogę rozłożyć skrzydła w całości-zrobiłam beczkę. Kiedy niepostrzeżenie wylądowałam i dotarłam do zamku,zaczęłam biegnąć z nadludzką prędkością do mojej komnaty. Moja moc robiła co jej się żywnie chciało,a ja byłam zmęczona i za bardzo zamyślona,żeby zobaczyć. Kiedy dotarłam do mojej komnaty,rzuciłam się na łóżko i szybko zasnęłam.
         
                                                     ***Alec***
Kiedy ubrany i wyspany wyszedłem ze swojej komnaty,runąłem jak długi na kamienną posadzkę,którą teraz pokrywała mokra trawa,jakieś kwiatki i wredne chaszcze nazywane "różą". Te chaszcze były białe. Na dodatek z sufitu padał śnieg! Niebieski! Wczoraj była pełnia...to by się zgadzało bo wtedy Clary nie ma kontroli nad swoją mocą. Wczoraj gdzieś wyszła i wróciła po jakimś nieznanym mi blondynem. Drzwi do jej komnaty otworzyły się,a ona wzięła przykład ode mnie. Runęła jak długa na ziemie. Wstałem ostrożnie,żeby się nie poranić kolcami chaszczy. Clary ubrała się w niebieską koszulę,czarne spodnie i czarną kamizelkę.
-O ja Cię pierdzielę!-jęknęła.
-Niebieski śnieg? Białe różę? Trawa i jakieś pnącza? Chyba wczoraj byłaś mocno zmęczona i zamyślona-stwierdziłem.
-Jakoś tak wyszło-mruknęła i już po chwili wszystko zniknęło. Korytarz był normalny jak wszystko inne. Rozmawiając-zjedliśmy śniadanie. Śnieżynka poszła do ogrodu "pobawić się" w ogrodnika. Usiadłem pod drzewem i gapiłem się na chmury. Blondyn,którego wczoraj pierwszy raz na oczy widziałem stanął przede mną.
-Jestem Araziel-przedstawił się i wyciągnął rękę w moją stronę.
-Alec-uścisnąłem jego rękę i posłałem przyjazny uśmiech. Chłopak odetchnął z ulgą.
-Myślałem,że będziesz niemiły jak Clarissa-odpowiedział na moje zdziwienie.
-Wredna? Pewnie zalazłeś jej za skórę-stwierdziłem,patrząc na poczynania rudowłosej. Na razie szło jej całkiem bezpiecznie. Siedziała na czubku palmy,która służyła jej za huśtawkę.
-Uratowała mi życie jak miałem siedem lat. Jak tylko jej powiedziałem,że wyszkolili mnie trzej Bogowie wilczy i mam jej pilnować,i bronić stała się bardzo obojętna i niemiła-zaprotestował.
-Jak mają na imię Bogowie,którzy cię wychowali na pradawnego wojownika?-zapytałem.
-Nell,Korotos i Vane-odpowiedział. Chyba zrozumiałem jej zachowanie. Po prostu mu zazdrości,że został wychowany przez jej matkę i spędził z nią więcej czasu niż ona. Nie lubi jak ktoś chce ją niańczyć. Od razu wkurza tą osobę. Pokiwałem głową ze zrozumieniem.
-Zazdrości Ci-stwierdziłem cicho,nie chcąc by mnie usłyszała.
-Czego?-zapytał zdziwiony.
-Spędziłeś więcej czasu z jej matką,nią ona sama-odpowiedziałem.
-Jej matka to Bogini Nell?-zapytał jeszcze bardziej zdziwiony.
-Jej matką jest Vane-zaprzeczyłem.
-Rozumiem-powiedział.
-Zrobiłeś coś jeszcze? Zacząłeś jej wytykać błędy? Mówić,gdzie może iść,a gdzie nie?-dopytywałem się.
-Wszedłem do jej świadomości-odpowiedział. Popatrzyłem na niego przerażony.
-Oszalałeś? Nikt tego nie robi i nie zrobi,bo wszyscy się jej albo boją albo mają do niej ogromny szacunek. Ty przekroczyłeś pewną granicę. Jak Cię nie zabije psychicznie to będzie dobrze. Jak chcesz jej bardziej nie rozwścieczyć to nie powtarzaj tego-dałem mu radę i znowu popatrzyłem na rudowłosą. Stała już na ziemi wśród rosnących białych lilii i uśmiechała się szatańsko. Znam ten uśmiech,aż za dobrze. Wziąłem głęboki oddech,wstałem i ruszyłem do niej. Na przywitanie przytuliła mnie i popatrzyła wrogo na Araziela,który siedział pod drzewem i się nam bacznie przyglądał.
-Co zamierzasz zrobić?-zapytałem.
-Jeszcze nic-odpowiedziała.






                        *****************************************************

Hej Aniołki! Jak Wam się podoba rozdział? To tak...Wy tutaj zostawiacie 6 komentarzy,a ja postaram się napisać bardziej ciekawszy rozdział.
P.S. Dodałam stronę,na której możecie spamować ile wlezie :D












wtorek, 15 lipca 2014

Rozdział 11. O co chodzi?

Stanęłam obok Aleca i Jece'a,a właściwie między nimi. Z okrzykiem "Za Narnię,i za Aslana!!!" cała nasza siódemka ruszyła jednocześnie na wrogów. Wyciągnęłam oba miecze i poddałam się żądzy krwi. Wszystko było w zwolnionym tempie. Zabijałam bez zastanowienia.
Dwie godziny później walka dobiegła końca. Tylko dwudziestu wojowników Czarownicy się poddało zanim ich zabiłam. Jakby tak na mnie teraz spojrzeć,to można by powiedzieć,że ktoś na mnie wylał czerwoną farbę,a moje rude włosy odznaczały się na tle ciemnych postaci. Krew pobrudziła mi ręce,zbroje,a nawet włosy.
Dwa dni później wszystko się toczyło dawnym życiem. Prawie dawnym. Do miasta wprowadziły się nasze rasy. Ananiel niestety zamieszkał z nami w zamku. Nie polubiłam go i nie zamierzam. Diana i Kevin szybko złapali z nim wspólny język. Ja,Alec,Jece,Katniss i Katrina nawet nie staraliśmy się być dla niego mili. Dziś był wyjątkowy dzień. Kaspian miał zostać koronowany i zasiąść na tronie jako prawowity władca Narnii. Wszystko ma się odbić wieczorem. Tak nakazuje tradycja. Weszłam do pierwszej lepszej uliczki od bramy. Jak zwykle byłam ubrana w spodnie,koszulę,byty do kolan i kamizelkę. Wszystko czarne. Niestety nie mają tu farb do włosów bo bym się przefarbowała z rudego na brąz. Moje włosy opadały mi kaskadą lekko pokręconych fal na ramiona i plecy. U pasa miałam przypięte dwa miecze,a w bucie sztylet. Co ja poradzę,że nie mam zaufania do Łowców? Do jednego mam bo jest moim przyjacielem,ale do reszty nie. Jakieś ciężkie kroki za mną wyrwały mnie z zamyślenia. Odwróciłam się i zobaczyłam mężczyznę o czarnych włosach i zielonych oczach. Wygląda jak atleta. Moje zdziwienie pojawiło się jak rzucił do mnie sztyletem. Nie jest z naszych ras,ani nie jest z Narnii. Zrobiłam unik w prawo i sztylet poleciał dalej,a po chwili upadł na ziemię. Tuż obok niego pojawił się jego kolega podobnej postury. Blondyn też rzucił we mnie nożem. Zaśmiałam się i leniwie zrobiłam unik w lewo. Ta uliczka nie należała do dużych,więc nie mogę się zmienić w wilczycę. Wyciągnęłam oba miecze z pochw i ruszyłam na nich. Byli zbyt zdziwieni by w porę zareagować. Ogłuszyłam nieprzyjaciół i już miałam zacząć ich ciągnąć do Kaspiana,kiedy Alec i Jece wbiegli do uliczki.
-Normalnie z nieba mi spadliście-mruknęłam.
-Diana i Kaspian zostali porwani przez jakiś dzikusów-oznajmili w tym samym czasie. Otworzyłam pierwsze lepsze drzwi opuszczonego domu i wciągnęłam dwóch nieprzytomnych wrogów. Posadziłam ich na dwóch krzesłach i przywiązałam. Zaświeciłam światło i oblałam ich wodą. Pierwszy ocknął się czarnowłosy,a sekundę po nim blondyn. Rozejrzeli się i ich oczy spoczęły na mojej osobie.
-Nie podoba mi się Twoja mina,Clary-stwierdził Jece.
-Mam genialny plan-oznajmiłam.
-Twój plan pachnie kłopotami,jak Twoja mina-mruknął Alec. Prychnęłam na jego słowa.
-Mój plan jest genialny i przy okazji możemy się jeszcze zabawić w zabijanie-powiedziałam. Jak na komendę obaj na mnie popatrzyli. Zaśmiałam się w duchu. To zawsze działa!-No więc Ci tutaj są naszymi zakładnikami,znajdziemy resztę dzikusów,odbijemy naszych,a co najlepsze. Bez walki się raczej nie poddadzą. Złożymy im wizytę. Co Wy na to?-przedstawiłam im mój plan.
-Musimy się pośpieszyć-stwierdził Jece.
-Jak chcesz coś z nich wyciągnąć?-zapytał Alec.
-W Rzymie nauczyłam się tego i owego-odpowiedziałam wymijająco. Przysunęłam sobie krzesło i usiadłam naprzeciwko ciemnowłosego. Przyszpiliłam go spojrzeniem i weszłam do jego umysłu. Poprzeglądałam jego wspomnienia,patrząc mu głęboko w oczy. Kiedy dowiedziałam się tego czego chciałam,opuściłam jego umysł i odwróciłam głowę w stronę przyjaciół.
-Ktoś stworzył nową rasę. Pół-człowieka i pół-demona. Niektórzy panują nad Ogniem i siedzę przed ich wodzem-oznajmiłam.
-Mamy siedem godzin-stwierdził Alec,patrząc na słońce za oknem.
-Jece każ przygotować konie dla pięciu ludzi,Alec załatw trzech ludzi-rozkazałam. Kiwnęli głowami i wyszli z opuszczonego domu. Wstałam z krzesła i podeszłam do regału z książkami. Odgarnęłam włosy z twarzy i sięgnęłam po pierwszą lepszą książkę. Przekartkowałam ją i znalazłam nawet ciekawą stronę. O faunach i syrenach. Była napisana w pradawnej mowie,w języku prawdy i ojczystemu językowi elfów. Po trzech minutach odstawiłam książkę na miejsce,słysząc kroki i stukot kopyt. Złapałam obu więźniów za łokcie i wyciągnęłam na zewnątrz. Acheron przejął ich ode mnie i wsadził na konia. Wsiadłam na białego konia i poczekałam,aż elf wsiądzie na swojego czarnego konia. Acheron to elf o czarnych włosach z czerwonymi końcówkami włosów i grzywki. Jest bardzo przystojny i ma brązowe oczy. Oczywiście nie przepadamy za sobą. Ash też tu był. To chłopak o czarnych długich włosach z czerwonymi pasemkami na grzywce,niebieskich jasnych oczach i pięknych miłych rysach. Nie to co Acheron. Jego rysy były nieprzyjazne. Kiedy tylko wsiadł na konia ruszyliśmy galopem. Kevin i jakiś inny Upadły otworzyli nam bramę.
Po dwóch godzinach byliśmy koło wioski. Po drodze wymieniłam z Acheronem swoje poglądy na jego osobę. Wjechaliśmy do wioski pół demonów. Nikogo nie ma? Zsiadłam z konia i rozejrzałam się. Ognista kula leciała prosto na mnie. Lekko zdezorientowana rzuciłam się w bok. Kula przeleciała nad miejscem,w którym dwie sekundy temu stałam. Wstałam z ziemi i otrzepałam ubranie.
-Przeszukajcie obóz! Oni muszą tu być-nakazałam. Ruszyłam przed siebie i rozglądałam się. Po piętnastu minutach byłam w samym sercu obozu. W żelaznej klatce siedziała Diana i Kaspian. Oboje mnie zauważyli. Podbiegłam do klatki. Wyciągnęłam z pochwy mój miecz z jasno stali,wzięłam zamach i przecięłam łańcuch. Włożyłam z powrotem miecz do pochwy i otworzyłam klatkę. Pierwsza wyszła Diana,a potem Kaspian.
-Co Ty tu robisz?-zapytała zdziwiona blondynka.
-Odbijamy Was-odpowiedziałam-Mamy dwóch jeńców ze sobą-dodałam. Dałam im moje miecze dla obrony i resztę przekazałam im myślowo. Ruszyli biegiem do dwóch koni,które na nich czekają,a ja patrzyłam jak biegną. W razie czego mogłam ich osłaniać. Rzuciłam na nich kilka obronnych zaklęć. Kiedy znikli mi z oczu odwróciłam się i rąbnęłam w czyjąś klatkę piersiową. Zrobiłam kilka kroków w tył i sięgnęłam myślami do Aleca i reszty. No fajnie! Zostawili mnie tu z nimi samą. To znaczy z nim,bo reszta goni moich przyjaciół. Podniosłam głowę lekko do góry i zobaczyłam uśmiechniętego czarnowłosego chłopaka,który miał być kartą przetargową za Dianę i Kaspiana.
-Zostawili Cię tu samą-oznajmił czarnowłosy,opierając się o klatkę plecami. Zlustrował mnie wzrokiem.
-I co z tego?-warknęłam.
-I jesteś na mojej łasce-odpowiedział zadowolony.
-Coś mi się nie wydaję-mruknęłam,odwróciłam się i ruszyłam przed siebie wnerwiona. Po kilku krokach nie mogłam się ruszyć,bo pnącza oplotły moje nogi i przycisnęły do talii moje ręce. Próbowałam się wyszarpać z uchwytu pnącz,ale te nie puszczały ze swojej silnej klatki. Przyjrzałam się tym dziwnym pnączom. Same by tak szybko nie urosły. Więc albo czarnowłosy ma moc Ziemi,albo użył zaklęcia. Nawet nie usłyszałam jak do mnie podszedł. Podniósł mój podbródek,tak żebym musiała na niego spojrzeć. Założył mi za ucho kosmyk włosów i nachylił się nade mną. Zdążyłam odwrócić głowę w bok i pocałował mnie w policzek.
-Clary!!!! Wstawaj!!!-wrzasnęła Diana do mojego ucha. Podskoczyłam na łóżku i otworzyłam oczy. To tylko sen. Odetchnęłam z ulgą i popatrzyłam na nią pytająco-Zapomniałaś? Za godzinę jest koronacja Kaspiana,a Ty jeszcze jesteś w łóżku!-odpowiedziała. Wstałam z łóżka i z pomocą Diany ubrałam moją biało-złotą zbroje. Zdążyłyśmy w samą porę. Przecisnęłyśmy się przez masę książąt i księżniczek na sam początek. Stanęłam między Alec'iem i Jece'em. Wszyscy byli podenerwowani i lekko zakłopotani. Coś mi mówi,że to nie przez koronację Kaspiana. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na każdego z moich przyjaciół podejrzliwym wzrokiem.
-O co chodzi?-zapytałam.
-Eeemm...Zostałaś wybrana na Księżniczkę Wilków i jesteś ich reprezentatorką-odpowiedział cichutko Kevin.
-I tym się tak przejmujecie?-zapytałam podejrzliwie. Nie byłam zaskoczona tym,że wilki wybrały mnie na Księżniczkę Wilków i reprezentatorkę. Wczoraj sami się pytali czy mogą na mnie zagłosować.
-Widzisz,bo tylko Ciebie z naszej siódemki wybrali na takie stanowisko. Nasze rasy wybrały inne osoby-odpowiedziała Katniss. Zamrugałam kilka razy zdziwiona.
-Jest coś jeszcze co chcecie mi powiedzieć,a nie wiecie jak?-zapytałam.
-To chyba wszystko-mruknęli chórem. Zamilkliśmy,bo Kaspian szedł po czerwonym dywanie. Stanął przed największym tronem z ośmiu. Dopiero jak Kaspian został koronowany ja i sześć innych osób podeszło do swoich tronów. Ja miałam biało-złoty tron. Stanęłam przed nim.
-Clarissa,córka bogini Vane została wybrana na Królową Wilków. W imieniu Aslana mianuję Cię Królową Wilków-powiedziała uroczystym tonem ładna blondynka z rasy Elfów. Położyła na mojej głowie biały diadem z poprószonym złotem. Miałam być tylko księżniczką,a nie Królową! Nie słuchałam już ładnej blondynki. Zatonęłam we własnych myślach. Ocknęłam się dopiero,gdy to wszystko się skończyło. Zmyłam się z przyjęcia dopiero po północy






                           *********************************************
Hej,Aniołki! Na razie nie będę dodawać notek,bo jadę do kuzynki. Trzymajcie się!




















sobota, 12 lipca 2014

Anioły.

                          Anioły i Anielice,które walczą po stronie Katriny i Kaspiana.



Vee
Nora


                                    *******************************************


 I przyszła kolej na Aniołki!




Czarodzieje.

                            Czarodzieje i Czarodziejki walczący po stronie Jece'a i Kaspiana.





                                       *****************************
Przyszedł czas na czarodziei.





Upadli Aniołowie.

             Upadli Aniołowie i Upadłe Anielice walczący po stronie Kevina i Kaspiana.