poniedziałek, 23 czerwca 2014

Rozdział 5. Wiadomości,Alec i Cmentarz.

Leo. 19 lat.
Ubrałam czarne spodenki,niebieską bokserkę,skórzaną kurtkę i buty za kostkę niebieskie. Wyszłam z domu,który kupiliśmy razem z Sethem. Mój cel? Alec. Spacerkiem ruszyłam na stary stadion gdzie zazwyczaj grałam z nim w piłkę. Po pół godzinnym spacerze dotarłam na miejsce. Oczywiście grał sobie z jakimś brunetem w nogę. Złapałam piłkę przed twarzą.
-Linghtwood ja od początku wiedziałam,że Ty mnie nie lubisz. Ale żeby,aż tak?-zażartowałam.
-Wayland!-pisnął uradowany i przytulił mnie.
-Gdzieś Ty była jak Ciebie nie było?-zapytał.
-Tu i tam-odpowiedziałam z uśmiechem.
-Kevin się ucieszy jak Cię zobaczy-stwierdził.
-Podobno jest w szpitalu-powiedziałam. Zostawiliśmy zdezorientowanego bruneta samego na stadionie i ruszyliśmy do szpitala. Po godzinie szukaliśmy sali. W końcu ją znaleźliśmy i weszliśmy...Nie. My wlecieliśmy do tej sali jak jacyś debile. Wstałam pierwsza z podłogi i otrzepałam bokserkę.
                                                                      ******
Właśnie się opalałam w dwu częściowej bikini z Dianą i Katriną. Gadałyśmy o tym oszołomie Kevinie i jego jakże mądrym pomyśle o braniu udziału w nielegalnych wyścigach. Seth poszedł polować z Deanem. Ja wolałam się odprężyć gadając z dziewczynami i opalać się.
-Ja uważam,że najlepiej go wysłać do psychiatryka na dwa dni-wyraziła swoje zdanie Diana.
-Chcesz żeby mu totalnie odwaliło?-zapytałam.
-Nie. Wole nie myśleć jakie by miał pomysły po wyjściu z psychiatryka-odpowiedziała udając przerażenie. Zaśmiałyśmy się we trzy.
-Siema laski-przywitał się z nami Alec i jeszcze bezceremonialnie chciał mnie oblać. W ostatnim momencie uniknęłam spotkania z wodą,spadając na trawę. Obiłam sobie tyłek. Jęknęłam wstając z trawy. Utłukę gada! Zrobiłam trzy duże kroki w jego stronę,on zrobił takie same w tył i przy otatnim wleciał z pluskiem do wody.
-Tak się kończy zadzieranie ze mną-zaśmiałam się i przywitałam z Kevinem i Jece'em niedźwiedzim uściskiem. Dziewczyny też się z nimi przywitały.
-Claaaaarrii-zwrócił się do mnie Kevin robiąc minkę zbitego pieska. Ja znam tą minę!
-Mam się bać?-zapytałam go.
-Nie-odpowiedział-Naprawiłabyś mi auto wyścigowe?-zapytał nadal z tą minką.
-To zależy...-starałam się patrzeć wszędzie,byle by nie na jego twarz-Od tego czyyyy...-starałam się wymyślić jakiś dobry argument. Mów wzrok spoczął na Katrinie-Katrina się zgodzi-wypaliłam. Ona była nieugięta. Kevin od razu przystąpił do misji o nazwie "Katrina".
-Tak-zgodziła się z lekkim uśmieszkiem. Pocałowali się. Aha! to była zasadzka! Oni są razem,a ja jako ostatnia się o tym dowiaduje...jak zawsze,gdy mnie nie ma.
-Dlaczego ja wcześniej na to nie wpadłam-mruknęłam do siebie. Jak jeszcze tworzyliśmy zespół to te dwa oszołomy wzdychali do siebie. Nic dziwnego,że chodzą ze sobą.
-Pokaż to auto zanim się rozmyśle-westchnęłam,jak się od siebie odkleili. Rzucił się na mnie z niedźwiedzim uściskiem i okręcił wokół własnej osi. Postawił mnie na nogi i ruszyliśmy w stronę ulicy. Po drodze Alec zlitował się nad niewinnymi oczami niewinnych ludzi i podał mi swoją podkoszulkę. Ubrałam ją i podziękowałam. Na masce zielonego auta czekał brunet o ciemnych oczach. Nie znałam go,ale Kevin go najwyraźniej znał i to nawet dobrze,bo napiął wszystkie mięśnie i zacisnął pięści.
-Leo-warknął na niego czarnowłosy jakby to była największa obelga świata.
-Witaj Kevin-odpowiedział niewzruszony brunet. Zlustrował każdego z nas wzrokiem i zatrzymał się na mnie. Stałam koło Kevina i rozglądałam się za tym autem,które mam ulepszyć.
-Gdzie jest to auto,które mam ulepszyć?-zapytałam lekko zirytowana,że go nie widzę. Czarnowłosy wskazał głową zielone auto przed nami,bez słowa. Był skupiony na zabijaniu wzrokiem bruneta-Wjedź nim do garażu-poprosiłam i ruszyłam do garażu. Był otwarty,a ja miałam się poznęcać trochę na moim niebieskim ścigaczu. Przesunęłam go pod ścianę. Zielone wyścigowe auto wjechało do garażu i po chwili te debile rozwalili się wszędzie gdzie tylko można. Otworzyłam maskę i westchnęłam. Zajmie mi to tydzień jak nie dłużej...Ubrałam spodnie od dresu Setha,który mi je dał żebym się nie pobrudziła. Spięłam włosy w byle jaki kok i wzięłam się do roboty. Rozmawiali,a ja próbowałam reanimować "wnętrzności" auta. Po trzech godzinach reszta się zmyła i zostałam sama. Nie przeszkadzała mi samotność,lubiłam ją. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i z uśmiechem odebrałam.
-Cześć kochanie,co tam ciekawego?-zapytałam,nie przerywając pracy.
-Cześć,skarbie. Nic ciekawego,będę dopiero jutro rano-odpowiedział.
-Okej-powiedziałam i rozłączyłam się po minucie. Schowałam telefon do kieszeni i naprawiałam dalej. Tak się w to wkręciłam,że nawet nie zauważyłam,że na dworze zaczyna być ciemno. Zorientowałam się dopiero jak mów telefon wydał z siebie cichy dźwięk. Zamknęłam garaż i weszłam do korytarza z telefonem w ręce. Zjadłam sama kolację i poszłam na górę do pokoju. Wzięłam prysznic i ubrałam białą koszule nocną i czarne spodenki. Rzuciłam się na łóżko i już miałam zasypiać,ale telefon znów się odezwał. Odblokowałam go i otworzyłam pierwszą wiadomość.
-----------------------------------------
Wyglądasz pięknie jak jesteś skupiona i masz ładne oczy.
P.S. Na Twoim miejscu nie schodziłbym do garażu.
                                                                              xXx.
------------------------------------------------------------------------------------
Co to ma być kurde? Ostrzeżenie z zastrzeżonego numeru,to wiem sama. Prychnęłam i wstałam z łóżka. Na bosaka zeszłam na dół po schodach. Po niespełna minucie weszłam do garażu i znieruchomiałam. Wszystko było porozwalane,nie wspominając o aucie. Po chyba pięciu minutach się ocknęłam. Podbiegłam do nie nadającego się już do niczego samochodu. Zmarszczyłam brwi i podniosłam z ziemi czarne pióro. Aż podskoczyłam,gdy zadzwonił mów telefon. Odebrałam.
-Coś się stało,Alec?-zapytałam.
-Pomóż mi,Clary!!-krzyknął do telefonu przerażony. Jego trudno wystraszyć,a co dopiero przerazić. Coś jest nie tak...
-Gdzie jesteś?-znów zadałam pytanie.
-Na cmentarzu!!!Pomóż mi!!!Coś jest blisko...-zaczął się wydzierać do telefonu jeszcze bardziej  przerażony,ale po chwili usłyszałam trzask i rozłączyło nas. Bez zastanowienia się wskoczyłam na mój ścigacz i ruszyłam. Po drodze zadzwoniłam do Kevina,Katniss,Katriny,Diany i już miałam zadzwonić do Setha ale telefon się wyłączył,a przecież bateria była cała...Po niecałych dziesięciu minutach byłam na miejscu. Równo z resztą. Wszyscy byli przestraszeni.
-To teren Upadłych Aniołów. Nie możesz wejść na cmentarz-oznajmiła Katniss,cofając się na bezpieczną odległość.
-To taka mieszanka? Ludzi i Aniołów?-zapytałam z ironią.
-Tak. Radze Ci nie wchodzić na ich teretorium,Clary. To nie Anioły o białych skrzydłach,tylko czarnych. Są źli i niebezpieczni-odpowiedziała.
-Żaden ptak nie jest niebezpieczniejszy ode mnie jak jestem wkurzona-oznajmiłam-A po rozpierdzielu mojego garażu jestem wściekła. I to zrobił ptaszek z czarnymi piórami-dodałam i upuściłam czarne pióro na trawę. Odwróciłam się do nich plecami i ruszyłam przed siebie z kamienna twarzą i zimną furią. Kopnęłam w starą furtkę i wyleciała z zawiasów. Weszłam na żwirową drogę. Rozglądałam się dookoła. Oprócz tego,że nie czułam się dobrze wśród rozlatujących nagrobków,to czułam się obserwowana. Za cholerę nie widziałam nigdzie Alec'a. To nie ma sensu,za duża powierzchnia,przeszukanie całej zajmie mi co najmniej trzy godziny. Stanęłam w miejscu i zamknęłam oczy. Pozwoliłam moim zmysłom wyjść z pod kontroli. Czułam pleśń i krew...słyszałam ciche bicie serca,bardzo słabe ale biło i tupot skrzydeł gdzieś za mną. Intuicja kazała mi uciekać gdzie pieprz rośnie. Otworzyłam oczy i ruszyłam sprintem na prawo. Do krwi i cichego bicia serca. Tam jest Alec. Omijałam z dziką gracją nagrobki. Po pięciu minutach sprintu szybszego niż u człowieka dotarłam na miejsce z lekką zadyszką. Alec cały we krwi był nieprzytomny,ale żył. Na zapach krwi ślinka mi pociekła. Nie jadłam od tygodnia mięsa i jestem głodna,a krew Aleca mi nie pomaga. Przecież tego chcesz...Zjedz go! to nie był wnerwiający głosik w mojej głowie. Ten głos kusił mnie do zjedzenia mojego najlepszego przyjaciela i wiedział czy jestem. Dopiero teraz się zorientowałam,że stoję nad brunetem. Zrobiłam krok do tyłu i zacisnęłam ręce w pięści. Nie. To mój przyjaciel. Nie będę go jadła! Wygrałam walkę z pragnieniem zjedzenia przyjaciela. Och! Zaczęłam rymować. Potrząsnęłam głową i uklękłam przed Alec'iem. Klepnęłam go w policzek. Zero reakcji. Strzeliłam mu z liścia,że aż mnie palce za szczypały. Podziałało. Otworzył oczy.
-Alec? Słyszysz mnie?-zapytałam.
-Mój policzek...-jęknął i złapał się za niego.
-Przepraszam,ale nie miałam pod ręką cięższego przedmiotu-mruknęłam.
-Masz dziwny nastrój-stwierdził,marszcząc brwi. Pomogłam mu wstać.
-Jestem tylko głodna-powiedziałam-Kontroluję się-dodałam widząc jego przerażoną minę. Jeszcze. Znów odezwał się ten głos spoza mojej głowy. Zignorowałam go i zablokowałam swój umysł.
-Dasz radę iść?-zapytałam. Zrobił dla próby trzy kroki.
-Tak-odpowiedział.
-Po jakiego wała,żeś tu przylazł?-zapytałam. Ruszając w stronę wyjścia.
-Coś mnie tu przyciągnęło. Nie mogłem oprzeć się temu czemuś. Byłem jak w transie. Ocknąłem się dopiero w samym środku tego przeklętego cmentarza. Potem zobaczyłem jakąś postać ze skrzydłami i sztyletem. Zwiałem mu. A potem wleciałem w jakąś kałuże krwi i coś walnęło mnie w głowę. Potem zjawiłaś się Ty-odpowiedział-I jak uciekałem to jeszcze znalazłem czas na zadzwonienie do Ciebie-dodał. Wyciągnęłam telefon z kieszeni czarnych spodenek. Odblokowałam go. Brak zasięgu. 23:59. Prawie północ. Schowałam z powrotem do kieszeni. Poczułam ohydny odór zgnilizny i jakiś inny zapach,którego nie mogłam zidentyfikować.
-Tylko nie mów,że się zrąbałeś z gacie-powiedziałam,zatykając sobie nos.
-Nie-zaprzeczył.
-Co tak wali? Ktoś nie wie co to woda i mydło?-zapytałam,oddychając przez usta. Normalnie chyba za dużo się nawąchałam tego smrodu,bo mam zwidy. Gapiłam się jak jakiś trup wychodzi z grobu.
-Ej! Jak mam chyba odlot od tego smrodu...Widzę trupa jak wstaje z grobu-powiedziałam rozbawiona.
-Ja też to widzę-odpowiedział. Zaśmiałam się.
-Coś mi się przypomniało-odpowiedziałam na pytające spojrzenie Alec'a-W Egipcie goniły mnie i Setha mumie. Wylazły z piasku na pustyni i zaczęły do nas iść. Wyłaziły niespodziewanie-opowiedziałam.
-Widać trupy na Ciebie lecą-stwierdził. Zaśmialiśmy się.
-Zastanawia mnie tylko co ode mnie chcą-powiedziałam-Chyba czas na nas-mruknęłam. Trupy były przed nami i za nami,więc daliśmy nura między nagrobki. Biegliśmy jak szybko się dało do wyjścia. Musieliśmy jeszcze skakać,nad wystającymi z ziemi rękami trupów. Ktoś z boku uważałby to za śmieszne i niedorzeczne. Z mojej perspektywy to było tylko śmieszne. Te trupy nie dawały za wygraną i lazły za nami powoli. Czemu nie dają nam spokoju? Po co za nami idą? Nic nie osiągną,bo jeszcze chwila i wybiegniemy z tego nienormalnego świata czarnych ptaków czy jak kto woli Upadłych Aniołów. Mają nasrane we łbach. Chyba dam im wizytówkę do psychiatryka...O mało nie wleciałam na bramę. Alec zaczął szarpać za furtkę.























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz