poniedziałek, 30 czerwca 2014

Rozdział 7. Nauczyciel.szkolenie i misja.

Kiedy się obudziłam nikogo nie było w domu...poza tym irytującym Aniołem. Wyścig! O mało się nie zabiłam się na schodach. Zgadnijcie przez kogo? Co za debil zostawia buta na schodach? Katniss. W oka mgnieniu przebrałam się w czarną bokserkę,koszulę w kratkę czarno-niebieską,czarne rurki i niebieskie buty. Rozczesałam włosy,co było nie lada wyzwaniem. Wzięłam kluczyki od naprawionego auta wyścigowego Kevina. Po drodze na dół znalazłam swój telefon. Wleciałam do garażu jak poparzona. Wsiadłam do niego,odpaliłam i ruszyłam z piskiem opon. W kontaktach wyszukałam Katrinę i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Odebrała dopiero po piątym sygnale.
-No siemka Clary! Co robisz?-zapytała,w oddali słyszałam muzykę.
-Siema,właśnie jadę autem. Gdzie jesteście?-zapytałam. Podała mi adres i kazała się śpieszyć. No nie wiem jak ona,ale ja jechałam jak szybko się dało. Wymijałam auta z wprawą. Po pięciu minutach byłam na miejscu. Zatrzymałam się i wysiadłam z zielonego cudeńka. Nawet jednego kroku nie zrobiłam jak na mojej szyi uwiesiła się Diana. Odwzajemniłam lekko uścisk i przywitałam się z resztą.
-Gdzie Kevin?-zapytałam chłopaków. Pokazali mi gdzie jest. Moje usta zrobiły "o". Gadał z Upadłymi,których o mało nie zabiłam. Szybko się ogarnęłam i ruszyłam w ich stronę. Zatrzymałam się metr od nich.
-Kevin!-powiedziałam głośno. Odwrócił się z bananem na twarzy. Przytulił mnie na powitanie.
-Co tu robisz,Clary?-zapytał zdziwiony. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Mam dla Ciebie niespodziankę-zignorowałam jego pytanie-Stoi tam-wskazałam na piękne zielone auto wyścigowe. Kevin zaczął piszczeć i skakać jak nienormalny. Śmiałam się z niego idąc do auta i przyjaciół. Ludzie się na niego dziwnie patrzyli,już nie wspomnę o mnie. Normalnie jakbym była jakimś kosmitą. Rzuciłam klucze od auta Kevinowi i poszłam do Katriny,Katniss,Diany i Jece'a.
-Czemu ludzie się na mnie dziwnie patrzą?-zapytałam.
-Może dlatego,że nie wyglądasz jak inne dziewczyny?-odpowiedział pytaniem Jece.
-A jak wyglądam?-zapytałam.
-Jak piękna,tajemnicza i niebezpieczna dziewczyna-odpowiedziała Diana. Posłałam jej słaby uśmiech. Moja komórka dała o sobie znać tak jak reszty. Odebrałam ją i oddaliłam się od reszty jak inni.
-Słucham?-zapytałam.
-Musisz zacząć szkolenie na wilczą wojowniczkę,Clary-powiedział prosto z mostu Seth. Chwila! Ja go mam zapisanego w kontaktach...
-Czemu dzwonisz z nieznanego numeru,Seth?-zapytałam,marszcząc brwi.
-To numer Eragona,który będzie Cię uczył wszystkiego co związane jest z Wilczą Wojowniczką,mieczami i innymi tego typu rzeczami-odpowiedział.
-Ale mi nie potrzebny żaden nauczyciel-zaprotestowałam.
-Masz godzinę na dostanie się na Łąkę Skupienia-oznajmił głosem nieznoszącym sprzeciwu. Westchnęłam i wróciłam do reszty.
-Muszę iść. Mam jakiś debilny trening na WW-oznajmiłam.
-WW?-zdziwiła się Katrina. Wilczą Wojowniczkę. Wyjaśniłam w ich umysłach.
-Ja mam AW-oznajmiła Katrina. Anioł Wojownik.
-Ja mam UAW-oznajmił Kevin. Upadły Anioł Wojownik.
-Ja WaW-oznajmiła Diana. Wampir Wojownik.
-Ja CzW-wyznał Jece. Czarodziej Wojownik.
-Nocny Łowca Wojownik-mruknął Alec.
-Elf Wojownik-szepnęła cicho Katniss. Tak więc każdy poszedł gdzie miał iść. Zmieniłam się w wilczycę dopiero w lesie. Dotarcie do lasu zajęło mi pół godziny,a dotarcie do łąki zajmie mi tyle samo czasu jeśli się sprężę. Ruszyłam zabójczym sprintem.
                                                 
                                                                  **********
Tydzień. Tyle czasu nie widziałam przyjaciół i w tym czasie stałam się perfekcyjną zabójczynią,jeśli mogę się tak nazwać. Nauczyłam się posługiwać bronią. Głównie mieczami i sztyletami. Stałam się większa w wilczej postaci i jeszcze szybszej. Wzięłam zimny prysznic i ubrałam czarny strój bojowy z niebieskimi dodatkami. Strój był jednoczęściowy i zakładało się go jak strój narciarski. We wszystkie paski i sprzączki włożyłam noże. Po obu stronach bioder przypięłam do pasa miecze w pochwach. Na plecy zarzuciłam sobie duży miecz rodowy z kilkoma ciemnymi i jasnymi księżycami. Rozczesałam włosy i ruszyłam na dół. Zjadłam śniadanie i wyszłam z domu. Przebiegłam wąską drużką na spotkanie z przyjaciółmi i Eragonem. Połowę pierwszego dnia spędziliśmy na sprzeczaniu się o to,że mam do niego mówić "mistrzu". Oczywiście jestem bardziej uparta od szatyna. Kiedy tylko weszłam na łąkę,zapadła cisza. Przywitałam się ze wszystkimi przytuleniem i całusem w policzek.
-Zostaliście wyszkoleni na perfekcyjnych wojowników swoich własnych ras. Powinniście być z siebie dumni. Dostaniecie dzisiaj ważną misję do wypełnienia. Macie przetransportować czterech ludzi bezpiecznie przez trzy olbrzymie puszcze i dwie duże pustynie. Mają dotrzeć do Alagaseii,krainy elfów. Tam dostaniecie następne rozkazy i misję-oznajmił Eragon. Nareszcie nie przynudzał!
-Kiedy zaczynamy?-zapytałam razem z Kevinem,Aleciem i Jece'em.
-Ruszacie za chwilę. Potrzebną broń,jedzenie i transport już macie-odpowiedział szatyn i pstryknął palcami. Z lasu na polanę weszło jedenaście czarnych koni. Na czterech pierwszych jechało już czterech chłopaków-Katniss będzie wydawać rozkazy i macie jej słuchać-oznajmił-Słyszysz,Clary?-zapytał się mnie Eragon.
-Głucha jakoś jeszcze nie jestem-odpowiedziałam.
-Ruszajcie natychmiast-nakazał. Poczekałam,aż wszyscy wsiedli na konie,oprócz mnie. Katrina walnęła się w głowę z otwartej ręki,gdy zobaczyła,że nie podchodzę do konia i na niego nie wsiadam. Ruszyli po dwóch minutach. Katnis pokazała ręką przed siebie i ruszyła pierwsza. Spięła konia,który zaczął galopować.
Samuel. 20 lat. Książę Karasii.
-Wsiadaj na konia-poprosił cicho brunet. Popatrzyłam na niego z politowaniem.
-Mam własne nogi-warknęłam i ruszyłam leniwym truchtem. Dogoniłam Dianę i Katrinę. Biegłam leniwie między dziewczynami.
-Jak tam po tygodniu treningu?-zapytała mnie Diana.
-Całkiem fajnie. Znam na pamięć z piętnaście języków znam,umiem nawet we śnie walczyć. Najlepiej mi idzie z mieczami i sztyletami. Jestem silniejsza i potrafię wytrzymać kilka dni bez jedzenia i picia. Ciągle biegnąc-opowiedziałam w skrócie-A Tobie jak szło?-zapytałam.
-Czuję wszystkie mięśnie po wczorajszym treningu. Przez cały tydzień uczyłam się posługiwać różnymi broniami. Kijami,mieczami,łukami...Musiałam rozwinąć moje mięśnie,a wczoraj dostałam niezły wycisk. Potrawie rozpoznać wszystkie chaszcze lecznicze i trujące-odpowiedziała Katrina.
-Potrawie wyśledzić najmniejsze zwierze,podobnie jak Ty Clary. Ogólnie to był ciężki i wyczerpujący tydzień. Nauczyliśmy się wszystkiego o naszych kulturach i rasach. Wiedzieliście,że krzyże i inne głupoty nie działają na wampiry? W jakim byłam szoku,kiedy Mistrz zaprowadził mnie do kościoła i opowiedział o mojej kulturze-opowiedziała w skrócie Diana. Zasypiała na siedząco...Po chwili już spała.
-Czy ktoś tu nie jest zmęczony,a chce pogadać?-zapytałam głośno. Nikt nie podniósł ręki,oprócz Samuela,który prosił,żebym wsiadła na konia. Moi przyjaciele spali w siodłach,jak wszyscy ludzie oprócz bruneta i Katniss. Była skupiona,żeby nie zgubić prawie niewidzialnej ścieżki z oczu,więc postanowiłam jej nie przeszkadzać. Oddaliłam się od reszty i zmieniłam w wilczyce. Trzymałam się od reszty na odległość. Biegłam z przodu,albo z boku. Tak minął pierwszy dzień naszej podróży. Zatrzymaliśmy się po dwudziestej drugiej. Alec rozpalił ognisko i przygrzał jedzenie. Jedliśmy w ciszy. Rozłożyłam śpiwór i weszłam do niego. Poprawiłam poduszkę i zasunęłam śpiwór. Za cholerę nie mogłam usnąć. Wcale nie byłam zmęczona,jak reszta. Jece zasypiał przy swojej warcie. Wyczołgałam się ze śpiwora i podeszłam do niego.
-Idź się połóż. Zajmę Twoją wartę-szepnęłam do niego. Powiedział ciche "dziękuję" i położył się w moim śpiworze. Usiadłam po turecku na trawie z dala od reszty i czuwałam. Nie obudziłam nikogo na ich wartę. Czuwałam całą noc. Nie muszę dużo spać. Przygotowałam posiłek dla reszty i sama też zapolowałam. Zjadłam dwie sarny. Z dwoma wielkimi czarnymi butelkami wróciłam do obozu. Wszyscy jedli śniadanie i nawet mnie nie zauważyli. Przyzwyczaiłam się,że chodzę bezszelestnie i skradam się do innych. Usiadłam obok Diany.
-Mam nadzieję,że jesteś wegetarianinem-powiedziałam i podałam jej butelki z krwią moich ofiar-saren. Od razu skapnęła się o co mi chodzi. Wypiła jedną butelkę,a drugą schowała w luku przy koniu.
-Nie wysysam krwi z ludzi. Zwierzęta zaspokajają moje potrzeby idealnie-odpowiedziała.






                                                *******************************
Hej! Jednak jeszcze nigdzie się nie wybieram,więc będę dodawać rozdziały. Podoba się Wam?
Nie ma to jak chorować w wakacje ;// Tylko ja mam takie szczęście,że jestem chora ;(

piątek, 27 czerwca 2014

Rozdział 6. Jestem głodna,terytorium.

Szarpał za furtkę i szarpał. Zastanawiałam się czy sam dojdzie do faktu,że to nie ma sensu czy mam mu pomóc. Stwierdziłam,że jednak mu pomogę,bo trupy się zbliżały i było ich mnóstwo.
-Odsuń się i patrz jak to robi zawodowiec-poprosiłam. Chłopak posłusznie się odsunął. Z całych sił kopnęłam w furtkę,ale ta ani drgnęła w przeciwństwie do mojej nogi,która chrupnęła. Złapałam kość od bardzo silnego kopniaka.
-Czy zawodowiec łamie sobie nogę kopiąc w furtkę?-zapytał zdezorientowany Alec.
-Nie. Zazwyczaj po takim kopniaku furtka rozpada się na części,tak jak moja kość u nogi-odpowiedziałam. Klepnęłam sobie na nagrobku.
-Złamałaś nogę?!-pisnął przerażony.
-Teraz zademonstruję Ci jak szybko i boleśnie nastawić kości jak są rozwalone w kilku częściach,ale musisz mu pomóc,bo sama nie dam rady-powiedziałam z lekkim uśmiechem. Położyłam nogę na betonowym grobie i skinęłam na niego. Podszedł do mnie i po szybkim wytłumaczeniu co ma robić i jak,przeszliśmy do wykonywania "zabiegu" nastawienia mi kości. Po jakiś pięciu minutach moje kości były na swoim miejscu. Nawet nie poczułam bólu...dobra bolało jak cholera,ale nie chciałam stresować bardziej Alec'a,więc udawałam,że nic mnie nie boli. Wstałam z betonowej płyty i przeszłam kilka kroków. Mogłam chodzić i biegać. A skoro ptaszki nie chcą nas wypuścić to pobawimy się w kto jest szybszy. Uśmiechnęłam się szeroko.
-Właź na mój grzbiet i trzymaj się najmocniej jak potrafisz-rozkazałam mu i zmieniłam się w wilka. Moja biała sierść była widoczna na kilometr,więc jeśli nas obserwują,a na pewno to robią to widzą mnie doskonale. Położyłam się na trawie,którą należałoby skosić. Alec niezdarnie wsiadł na mój grzbiet. Teraz widziałam lepiej,słyszałam lepiej i byłam silniejsza i trzy razy szybsza niż człowiek. Spokojnie mogłabym wyprzedzić nawet wampira. Gdy tylko Alec objął rękami moją szyję i mocno ścisnął,tuląc się do mnie ruszyłam wolno. Mój ogon merdał we wszystkie strony. Kiedy tylko zobaczyłam księżyc w pełni stanęłam jak wryta. O kurna...Było dobrze po trzeciej w nocy. Stanęłam przednimi łapami na wystającej z ziemi płyty i uniosłam wysoko łeb. Uszy były położone płasko na głowie. Wzięłam wdech i zawyłam głośno,informując,że jesteśmy cali. Kiedy skończyłam swoją informację,przeskoczyłam przez płytę,na której opierałam przednie łapy. Na początku biegłam wolno,potem coraz szybciej,aż osiągnęłam maksymalną prędkość. Po niecałych trzech minutach,biegnięcia obok muru i zrobienia prawie całego kółka przez cmentarz zbliżałam się do wejścia i wyjścia z cmentarza,przez które weszłam. Chciałam zmylić te głupie ciągle obserwujące nas z ukrycia ptaki od tego co zamierzałam zrobić. To szaleństwo,ale robiłam bardziej szalone rzeczy niż skok przez mur wysokości pięciu metrów. Jedyne co musiałam zrobić do rozpędzić się i dobrze się odbić od ziemi. Wystarczająca odległość od muru. Odbiłam się od płyty wystającej z ziemi i po kilku sekundach byliśmy w powietrzu. Po następnych kilku sekundach rąbnęłam na ziemię po drugiej stronie. Zadowolona z siebie zaczęłam szukać wzrokiem naszych przyjaciół. Kiedy tylko ich zobaczyłam,truchcikiem podbiegłam. Położyłam się na trawie,żeby Alec mógł zejść z mojego grzbietu. Kiedy tylko zszedł wstałam i zmieniłam się w człowieka.
-Sorry,że tak późno,ale trupy i furtka,która nie chciała się otworzyć trochę nas opóźniła-powiedziałam na start. Wszyscy się na nas popatrzeli. Zlustrowali nas wzrokiem,a Katniss dyskretnie pokręciła dwa razy oczami w jej prawo,a moje lewo. Popatrzyłam pod wskazaną stronę. Uśmiechnęłam się ironicznie do chłopaka ubranego na czarno z równie czarnymi skrzydłami co oczy i włosy.
-Jak miło wreszcie poznać jakiegoś ptaszka-powiedziałam z ironią w głosie w jego stronę. Nie zrobiło na mnie wrażenia,że piorunował mnie wzrokiem. Raczej lekko rozbawiło-Jedźcie do mnie,powinnam za godzinę wrócić-rzuciłam do moich przyjaciół. Kiwnęli głowami i wszyscy oprócz Alec'a ruszyli do swoich aut. Uniosłam jedną brew do góry,patrząc na chłopaka pytająco.
-Nie zostawię Cię samej z Nim-odpowiedział na moje nieme pytanie,zerkając na Upadłego. Roześmiałam się.
-Nie masz o co się martwić...-powiedziałam-Chociaż jak chcesz się martwić to możesz o niego,bo jak mnie wkurzy to zostanie moim śniadaniem-uśmiechnęłam się przerażająco-Jestem głodna i jak zaraz czegoś nie zjem to nie ręczę za siebie-stwierdziłam-Więc wsiadaj na ścigacza i jedź-warknęłam na niego. Tak zaczął mnie irytować. Mruknął coś pod nosem zły,wsiadł na mój ścigać i ruszył za resztą. Zadowolona z faktu,że mogę zacząć polowanie,ruszyłam do lasu naprzeciwko. Zmieniłam się w wilka i ruszyłam biegiem z łbem przy ziemi. Wąchałam trawę i igły szukając tropu. Po niecałych dwóch minutach skradałam się na polankę,gdzie pasło się stado saren i jeleni. Byłam większa od dorosłego jelenia i w cholerę bardziej widoczna od młodej sarenki. Podejście do stada nie zauważona,było nie lada wyzwaniem. Atak z zaskoczenia był idealny dla mnie. Wybrałam sobie dwie ofiary. Uniosły głowy i nasłuchiwały. Po chwili skoczyłam za nimi w pogoń. Niech trafi szlak to co ich spłoszyło. Skoczyłam na sarnę,która biegła z tyłu. Runęłam z nią na ziemię. Skręciłam jej kark,ruchem łba. Po dziesięciu minutach,byłam najedzona. Szczątki sarny zostawiłam i ruszyłam w kierunku mojego domu. W końcu rozpędziłam się do maksymalnej prędkości. Po piętnastu minutach biegu zwolniłam,bo zbliżałam się do cywilizacji. Usłyszałam jakiś pisk. Dziewczęcy. Wyczułam woń mięty. Łowca. Tylko oni walą miętom. Ruszyłam w tamtym kierunku. Kiedy tylko wyszłam na małą polankę,zobaczyłam chłopaka ubranego na czarno. Blondyn o niebieskich zimnych oczach,mierzył do jakiejś dziewczyny z pistoletu. Dziewczyna zapewne nie jest zwykłym człowiekiem.
Nicholas. Łowca (nad przyrodzonych) 20 lat.
Zmieniłam się w człowieka i wydałam udawany przerażony pisk. Zakryłam usta ręką i zamarłam. Łowca popatrzył na mnie zaskoczony. Po chwili jego twarz ani oczy nie wyrażały niczego. Ruszył w moją stronę. Zaczęłam się cofać,a kiedy przy śpieszył,odwróciłam się i zaczęłam biec. Zajmę go,a Ty uciekaj. Posłałam myśl do dziewczyny. Na moją twarz wstąpił uśmieszek. Starałam się go zgubić między drzewami,ale skurczysyn nie chciał się zgubić. Miałam ochotę stanąć i zacząć się śmiać z jego naiwności. Schowałam się za drzewem,podniosłam kamień z trawy i zaczekałam,aż podejdzie do drzewa. Po minucie przeszedł obok mnie. Zamachnęłam się i walnęłam go z całej siły w głowę. Przywiązałam go do drzewa i zabrałam całą broń. Porozwalałam ją na kawałki i dałam drapaka. Normalne wilki go zjedzą. Po kilku minutach biegnięcia,znalazłam się pod swoim domem. Weszłam do środka i skierowałam się do salonu.
-Przepraszam-powiedziałam-Musiałam odciągnąć Łowcę od jakiejś dziewczyny-dodałam. Zmarszczyłam brwi. Cała banda siedziała i cisnęła się blada na jednej kanapie-Co tak siedzicie na jednej sofie wszyscy?-zapytałam lekko rozbawiona.
-Bo tak im kazałem-odpowiedział nieznany mi dotąd głos. Popatrzyłam na drugą kanapę. Trzech chłopaków na niej siedziało. Brunet,czarnowłosy i ciemny brunet. Odezwał się ciemny brunet.
Ashton Irwin. Upadły Anioł. 21 lat.
Calum Hood. Upadły Anioł. 20 lat.
-Słuchaj no Upadły Debilu,tylko ja żądze w tym domu-powiedziałam spokojna. Jeszcze spokojna. Czarnowłosy rozchylił lekko usta w szoku.
-Czyżby?-zakpił,wstając. Moje oczy pociemniały. Utłukę go.
-Clary...-zaczęła Katrina. Popatrzyłam na nią i resztę. Moje źrenice się zwęziły. Idźcie za dom. Niepewnie wstali i ruszyli do drzwi. Popatrzyłam na Katniss. Ty Katniss zostań. Przydasz się. Po chwili reszta zniknęła za drzwiami. Stałam w lekkim rozkroku,jak Katniss.
-Jesteś na moim terytorium,więc radze Ci grzecznie się z tond wyjść i nigdy nie wracać,albo pogadamy inaczej-warknęłam na ciemnego bruneta. Czarnowłosy i brunet wstali i zajęli miejsca po obu stronach.

-To pogadajmy inaczej-odwarknął. Pierzesz czarnowłosego,a ja pozostałych dwóch. Zmieniłam się w wilka i rzuciłam na brunetów. Runęli na plecy,obok siebie. Przygniotłam tylnymi łapami ich skrzydłach,a przednimi ramiona. Lewe i prawe. Nie mają szans. Katniss nieźle radziła sobie z czarnowłosym. Kij z tym,że zdemolowali mi połowę salonu. Ja tylko rozwaliłam szklany stolik. Ugryzłam rękę bruneta,który się zamachnął i chciał mnie uderzyć w żebra. Od razu tego pożałowałam. Kiedy tylko poczułam smak krwi zaczęłam kaszleć,a po chwili pluć krwią. Ich krew jest zimna,gorzka i ma w sobie coś co nie jest dobre dla wilków. Zmusiłam ciało do zmienienia się w człowieka...co nie do końca mi wyszło. Zostały wilcze uszy(wyrastały tak gdzie ludzie mają uszy),ogon (przedórzona kość ogonowa) i mniejsze niż normalnie mam dwa kły jak jestem wilkiem. Tak działa na wilki. Nie
Mike. Upadły Anioł. 23 lata
do końca możemy się przemienić,ale normalni ludzie nie widzą tego. Bardzo dobrze,bo by chyba na zawał walnęli na zawał. Zostałam rzucona na ścianę,po której zjechałam. Wyplułam z ust krew i podniosłam się. Nie postałam tak długo. Po chwili znowu wylądowałam na ziemi. Plecami na potłuczonym szkle. Moje oczy stały się dużo ciemniejsze. Powiedzmy,że wpadłam w trans. Nikt by nie chciał być w moim zasięgu. Ale ten ciemnowłosy brunet miał przesrane. Co z tego,że był silniejszy? Byłam szybsza i zawsze krok przed nim. Turlaliśmy się po salonie,bijąc się. To znaczy ja go biłam. Wreszcie stanęliśmy w miejscu. On na ziemi,a ja na jego brzuchu. Zaczęłam okładać go gdzie się dało,a on próbował się bronić. Szczerze? Gówno mnie obchodziło,że mnie kilka razy naprawdę mocno uderzył i podrapał. Nie czułam bólu,ale on tak. Po jakimś czasie zostałam odciągnięta od bruneta. Ciemny brunet był nieprzytomny więc przerzuciłam się na bruneta,który wraz z czarnowłosym,którego wyrzuciłam przez okno w cholerę daleko bili Katniss. Wracając...Ktoś wyprowadził mnie z salonu do garażu. Oczywiście szarpałam się,biłam i kopałam jak tylko mogłam,ale to nie wzruszyło napastnika. Trzymał mnie w żelaznym uścisku. Posadził mnie na masce rozwalonego auta. Wzięłam kilka głębokich oddechów i wróciłam do normalności. Kolor moich oczu wrócił do normy. Zamrugałam kilka razy,żebym mogła lepiej widzieć. Napastnik pochylił się nade mną,a jego silne chude ręce znalazły się po obu stronach moich bioder. Popatrzyłam na jego twarz. Pociągająca o wyraźnych rysach. Jego błękitne oczy lustrowały moją twarz. Był lekko
Felix. Anioł. 23 lata.
 uśmiechnięty. Kolejny brunet. W oczy rzuciły mi się jego piękne białe na wpół złożone skrzydła wyrastające z pleców. Och,czyli jest po stronie Dobra? Położyłam po sobie uszy. Byłam zmęczona,obolała i zła. Najchętniej walnęłabym się do wyra i zasnęła.
-Kolejny ptaszek!-pisnęłam udając radość. Zadziwiające nie wkurzyłam go. Jeszcze.
-Też się ciesze,wilczyco-mruknął-Możesz mi wytłumaczyć jedną rzecz?-zapytał retorycznie.
-Nie-odpowiedziałam.
-Dlaczego chcesz być wrogiem Upadłych?-zapytał,ignorując moją odpowiedź. Zrobiłam tak samo z jego pytaniem.
-Naruszasz moją przestrzeń osobistą i terytorium-oznajmiłam. Westchnął,odsunął się i zniknął. Zadowolona,że spławiłam Anioła,udałam się do kuchni. Cała paczka siedziała w kuchni. Alec widząc moje rany,wyciągnął apteczkę. Usiadłam na krześle,odwracając się do niego tyłem. Zajął się wyciąganiem odłamków szkła z moich pleców. Katniss już przeszła pierwszą pomoc Alec'a.
-Jak się czujesz?-zapytałam Katniss. Brunetkę o szarych oczach.
-Mogło być lepiej-odpowiedziała-Dziękuję-powiedziała,kiwnęłam głową-Zabiłaś Ich?-zapytała.
-Nie,bo przerwał mi jakiś chłopak. Stwierdzając po skrzydłach Anioł-odpowiedziałam.
                                                                ****
Leżałam na kanapie,na brzuchu. Moje plecy goiły się wolno i boleśnie. Katniss leżała na drugiej z podobnymi ranami na plecach. Za piętnaście minut miała być wizyta kontrolna,któregoś z naszych przyjaciół. Oglądałyśmy Szybcy i Wściekli. Fajny film.Nic takiego nie robiłam. W dzień spałam,jadłam i piłam,a w nocy...no cóż. Zamierzam zrobić niespodziankę Kevinowi. Naprawiałam mu auto co mnie wiele kosztowało.
-Nuda,nuda i jeszcze raz nuda-mruknęłam,odwracając się na plecy. Krzyknęłam z bólu i spadłam na brzuch. Jak tylko weszłam do salonu tydzień temu,wszystko było jak z przed bijatyki. Zaczęłam klnąć. Boli,boli,boli...
-Trza było się nie ruszać-powiedział jakiś głos za mną.
-Pieprz się-warknęłam zła. Jakoś wstałam z dywanu i z powrotem się położyłam na kanapie.
-Z Tobą bardzo chętnie-powiedział męski,lekko zachrypnięty głos nad moim uchem.
-Zabawny jesteś,Aniołku-odpowiedziałam na jego zaczepkę. Zamknęłam oczy i przekręciłam głowę w drugą stronę.
-Wiem-powiedział.
-Wiesz gdzie są drzwi?-zapytałam-To taki drewniany prostokąt. Naciskasz na klamkę i pchasz w do wewnątrz-dodałam-Przez,który wyjdziesz i już nie wejdziesz,teleportujesz się czy coś-warknęłam.






                                    ****************************************
Wakacje! Jak to pięknie brzmi! Zdanie do następnej klasy to taki bonus,który posiadam. Co u Was? Podoba Wam się to co piszę? Komentujcie! Postaram się dodawać notki w tych dwóch miesiącach ale nic nie obiecuję!













poniedziałek, 23 czerwca 2014

Rozdział 5. Wiadomości,Alec i Cmentarz.

Leo. 19 lat.
Ubrałam czarne spodenki,niebieską bokserkę,skórzaną kurtkę i buty za kostkę niebieskie. Wyszłam z domu,który kupiliśmy razem z Sethem. Mój cel? Alec. Spacerkiem ruszyłam na stary stadion gdzie zazwyczaj grałam z nim w piłkę. Po pół godzinnym spacerze dotarłam na miejsce. Oczywiście grał sobie z jakimś brunetem w nogę. Złapałam piłkę przed twarzą.
-Linghtwood ja od początku wiedziałam,że Ty mnie nie lubisz. Ale żeby,aż tak?-zażartowałam.
-Wayland!-pisnął uradowany i przytulił mnie.
-Gdzieś Ty była jak Ciebie nie było?-zapytał.
-Tu i tam-odpowiedziałam z uśmiechem.
-Kevin się ucieszy jak Cię zobaczy-stwierdził.
-Podobno jest w szpitalu-powiedziałam. Zostawiliśmy zdezorientowanego bruneta samego na stadionie i ruszyliśmy do szpitala. Po godzinie szukaliśmy sali. W końcu ją znaleźliśmy i weszliśmy...Nie. My wlecieliśmy do tej sali jak jacyś debile. Wstałam pierwsza z podłogi i otrzepałam bokserkę.
                                                                      ******
Właśnie się opalałam w dwu częściowej bikini z Dianą i Katriną. Gadałyśmy o tym oszołomie Kevinie i jego jakże mądrym pomyśle o braniu udziału w nielegalnych wyścigach. Seth poszedł polować z Deanem. Ja wolałam się odprężyć gadając z dziewczynami i opalać się.
-Ja uważam,że najlepiej go wysłać do psychiatryka na dwa dni-wyraziła swoje zdanie Diana.
-Chcesz żeby mu totalnie odwaliło?-zapytałam.
-Nie. Wole nie myśleć jakie by miał pomysły po wyjściu z psychiatryka-odpowiedziała udając przerażenie. Zaśmiałyśmy się we trzy.
-Siema laski-przywitał się z nami Alec i jeszcze bezceremonialnie chciał mnie oblać. W ostatnim momencie uniknęłam spotkania z wodą,spadając na trawę. Obiłam sobie tyłek. Jęknęłam wstając z trawy. Utłukę gada! Zrobiłam trzy duże kroki w jego stronę,on zrobił takie same w tył i przy otatnim wleciał z pluskiem do wody.
-Tak się kończy zadzieranie ze mną-zaśmiałam się i przywitałam z Kevinem i Jece'em niedźwiedzim uściskiem. Dziewczyny też się z nimi przywitały.
-Claaaaarrii-zwrócił się do mnie Kevin robiąc minkę zbitego pieska. Ja znam tą minę!
-Mam się bać?-zapytałam go.
-Nie-odpowiedział-Naprawiłabyś mi auto wyścigowe?-zapytał nadal z tą minką.
-To zależy...-starałam się patrzeć wszędzie,byle by nie na jego twarz-Od tego czyyyy...-starałam się wymyślić jakiś dobry argument. Mów wzrok spoczął na Katrinie-Katrina się zgodzi-wypaliłam. Ona była nieugięta. Kevin od razu przystąpił do misji o nazwie "Katrina".
-Tak-zgodziła się z lekkim uśmieszkiem. Pocałowali się. Aha! to była zasadzka! Oni są razem,a ja jako ostatnia się o tym dowiaduje...jak zawsze,gdy mnie nie ma.
-Dlaczego ja wcześniej na to nie wpadłam-mruknęłam do siebie. Jak jeszcze tworzyliśmy zespół to te dwa oszołomy wzdychali do siebie. Nic dziwnego,że chodzą ze sobą.
-Pokaż to auto zanim się rozmyśle-westchnęłam,jak się od siebie odkleili. Rzucił się na mnie z niedźwiedzim uściskiem i okręcił wokół własnej osi. Postawił mnie na nogi i ruszyliśmy w stronę ulicy. Po drodze Alec zlitował się nad niewinnymi oczami niewinnych ludzi i podał mi swoją podkoszulkę. Ubrałam ją i podziękowałam. Na masce zielonego auta czekał brunet o ciemnych oczach. Nie znałam go,ale Kevin go najwyraźniej znał i to nawet dobrze,bo napiął wszystkie mięśnie i zacisnął pięści.
-Leo-warknął na niego czarnowłosy jakby to była największa obelga świata.
-Witaj Kevin-odpowiedział niewzruszony brunet. Zlustrował każdego z nas wzrokiem i zatrzymał się na mnie. Stałam koło Kevina i rozglądałam się za tym autem,które mam ulepszyć.
-Gdzie jest to auto,które mam ulepszyć?-zapytałam lekko zirytowana,że go nie widzę. Czarnowłosy wskazał głową zielone auto przed nami,bez słowa. Był skupiony na zabijaniu wzrokiem bruneta-Wjedź nim do garażu-poprosiłam i ruszyłam do garażu. Był otwarty,a ja miałam się poznęcać trochę na moim niebieskim ścigaczu. Przesunęłam go pod ścianę. Zielone wyścigowe auto wjechało do garażu i po chwili te debile rozwalili się wszędzie gdzie tylko można. Otworzyłam maskę i westchnęłam. Zajmie mi to tydzień jak nie dłużej...Ubrałam spodnie od dresu Setha,który mi je dał żebym się nie pobrudziła. Spięłam włosy w byle jaki kok i wzięłam się do roboty. Rozmawiali,a ja próbowałam reanimować "wnętrzności" auta. Po trzech godzinach reszta się zmyła i zostałam sama. Nie przeszkadzała mi samotność,lubiłam ją. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i z uśmiechem odebrałam.
-Cześć kochanie,co tam ciekawego?-zapytałam,nie przerywając pracy.
-Cześć,skarbie. Nic ciekawego,będę dopiero jutro rano-odpowiedział.
-Okej-powiedziałam i rozłączyłam się po minucie. Schowałam telefon do kieszeni i naprawiałam dalej. Tak się w to wkręciłam,że nawet nie zauważyłam,że na dworze zaczyna być ciemno. Zorientowałam się dopiero jak mów telefon wydał z siebie cichy dźwięk. Zamknęłam garaż i weszłam do korytarza z telefonem w ręce. Zjadłam sama kolację i poszłam na górę do pokoju. Wzięłam prysznic i ubrałam białą koszule nocną i czarne spodenki. Rzuciłam się na łóżko i już miałam zasypiać,ale telefon znów się odezwał. Odblokowałam go i otworzyłam pierwszą wiadomość.
-----------------------------------------
Wyglądasz pięknie jak jesteś skupiona i masz ładne oczy.
P.S. Na Twoim miejscu nie schodziłbym do garażu.
                                                                              xXx.
------------------------------------------------------------------------------------
Co to ma być kurde? Ostrzeżenie z zastrzeżonego numeru,to wiem sama. Prychnęłam i wstałam z łóżka. Na bosaka zeszłam na dół po schodach. Po niespełna minucie weszłam do garażu i znieruchomiałam. Wszystko było porozwalane,nie wspominając o aucie. Po chyba pięciu minutach się ocknęłam. Podbiegłam do nie nadającego się już do niczego samochodu. Zmarszczyłam brwi i podniosłam z ziemi czarne pióro. Aż podskoczyłam,gdy zadzwonił mów telefon. Odebrałam.
-Coś się stało,Alec?-zapytałam.
-Pomóż mi,Clary!!-krzyknął do telefonu przerażony. Jego trudno wystraszyć,a co dopiero przerazić. Coś jest nie tak...
-Gdzie jesteś?-znów zadałam pytanie.
-Na cmentarzu!!!Pomóż mi!!!Coś jest blisko...-zaczął się wydzierać do telefonu jeszcze bardziej  przerażony,ale po chwili usłyszałam trzask i rozłączyło nas. Bez zastanowienia się wskoczyłam na mój ścigacz i ruszyłam. Po drodze zadzwoniłam do Kevina,Katniss,Katriny,Diany i już miałam zadzwonić do Setha ale telefon się wyłączył,a przecież bateria była cała...Po niecałych dziesięciu minutach byłam na miejscu. Równo z resztą. Wszyscy byli przestraszeni.
-To teren Upadłych Aniołów. Nie możesz wejść na cmentarz-oznajmiła Katniss,cofając się na bezpieczną odległość.
-To taka mieszanka? Ludzi i Aniołów?-zapytałam z ironią.
-Tak. Radze Ci nie wchodzić na ich teretorium,Clary. To nie Anioły o białych skrzydłach,tylko czarnych. Są źli i niebezpieczni-odpowiedziała.
-Żaden ptak nie jest niebezpieczniejszy ode mnie jak jestem wkurzona-oznajmiłam-A po rozpierdzielu mojego garażu jestem wściekła. I to zrobił ptaszek z czarnymi piórami-dodałam i upuściłam czarne pióro na trawę. Odwróciłam się do nich plecami i ruszyłam przed siebie z kamienna twarzą i zimną furią. Kopnęłam w starą furtkę i wyleciała z zawiasów. Weszłam na żwirową drogę. Rozglądałam się dookoła. Oprócz tego,że nie czułam się dobrze wśród rozlatujących nagrobków,to czułam się obserwowana. Za cholerę nie widziałam nigdzie Alec'a. To nie ma sensu,za duża powierzchnia,przeszukanie całej zajmie mi co najmniej trzy godziny. Stanęłam w miejscu i zamknęłam oczy. Pozwoliłam moim zmysłom wyjść z pod kontroli. Czułam pleśń i krew...słyszałam ciche bicie serca,bardzo słabe ale biło i tupot skrzydeł gdzieś za mną. Intuicja kazała mi uciekać gdzie pieprz rośnie. Otworzyłam oczy i ruszyłam sprintem na prawo. Do krwi i cichego bicia serca. Tam jest Alec. Omijałam z dziką gracją nagrobki. Po pięciu minutach sprintu szybszego niż u człowieka dotarłam na miejsce z lekką zadyszką. Alec cały we krwi był nieprzytomny,ale żył. Na zapach krwi ślinka mi pociekła. Nie jadłam od tygodnia mięsa i jestem głodna,a krew Aleca mi nie pomaga. Przecież tego chcesz...Zjedz go! to nie był wnerwiający głosik w mojej głowie. Ten głos kusił mnie do zjedzenia mojego najlepszego przyjaciela i wiedział czy jestem. Dopiero teraz się zorientowałam,że stoję nad brunetem. Zrobiłam krok do tyłu i zacisnęłam ręce w pięści. Nie. To mój przyjaciel. Nie będę go jadła! Wygrałam walkę z pragnieniem zjedzenia przyjaciela. Och! Zaczęłam rymować. Potrząsnęłam głową i uklękłam przed Alec'iem. Klepnęłam go w policzek. Zero reakcji. Strzeliłam mu z liścia,że aż mnie palce za szczypały. Podziałało. Otworzył oczy.
-Alec? Słyszysz mnie?-zapytałam.
-Mój policzek...-jęknął i złapał się za niego.
-Przepraszam,ale nie miałam pod ręką cięższego przedmiotu-mruknęłam.
-Masz dziwny nastrój-stwierdził,marszcząc brwi. Pomogłam mu wstać.
-Jestem tylko głodna-powiedziałam-Kontroluję się-dodałam widząc jego przerażoną minę. Jeszcze. Znów odezwał się ten głos spoza mojej głowy. Zignorowałam go i zablokowałam swój umysł.
-Dasz radę iść?-zapytałam. Zrobił dla próby trzy kroki.
-Tak-odpowiedział.
-Po jakiego wała,żeś tu przylazł?-zapytałam. Ruszając w stronę wyjścia.
-Coś mnie tu przyciągnęło. Nie mogłem oprzeć się temu czemuś. Byłem jak w transie. Ocknąłem się dopiero w samym środku tego przeklętego cmentarza. Potem zobaczyłem jakąś postać ze skrzydłami i sztyletem. Zwiałem mu. A potem wleciałem w jakąś kałuże krwi i coś walnęło mnie w głowę. Potem zjawiłaś się Ty-odpowiedział-I jak uciekałem to jeszcze znalazłem czas na zadzwonienie do Ciebie-dodał. Wyciągnęłam telefon z kieszeni czarnych spodenek. Odblokowałam go. Brak zasięgu. 23:59. Prawie północ. Schowałam z powrotem do kieszeni. Poczułam ohydny odór zgnilizny i jakiś inny zapach,którego nie mogłam zidentyfikować.
-Tylko nie mów,że się zrąbałeś z gacie-powiedziałam,zatykając sobie nos.
-Nie-zaprzeczył.
-Co tak wali? Ktoś nie wie co to woda i mydło?-zapytałam,oddychając przez usta. Normalnie chyba za dużo się nawąchałam tego smrodu,bo mam zwidy. Gapiłam się jak jakiś trup wychodzi z grobu.
-Ej! Jak mam chyba odlot od tego smrodu...Widzę trupa jak wstaje z grobu-powiedziałam rozbawiona.
-Ja też to widzę-odpowiedział. Zaśmiałam się.
-Coś mi się przypomniało-odpowiedziałam na pytające spojrzenie Alec'a-W Egipcie goniły mnie i Setha mumie. Wylazły z piasku na pustyni i zaczęły do nas iść. Wyłaziły niespodziewanie-opowiedziałam.
-Widać trupy na Ciebie lecą-stwierdził. Zaśmialiśmy się.
-Zastanawia mnie tylko co ode mnie chcą-powiedziałam-Chyba czas na nas-mruknęłam. Trupy były przed nami i za nami,więc daliśmy nura między nagrobki. Biegliśmy jak szybko się dało do wyjścia. Musieliśmy jeszcze skakać,nad wystającymi z ziemi rękami trupów. Ktoś z boku uważałby to za śmieszne i niedorzeczne. Z mojej perspektywy to było tylko śmieszne. Te trupy nie dawały za wygraną i lazły za nami powoli. Czemu nie dają nam spokoju? Po co za nami idą? Nic nie osiągną,bo jeszcze chwila i wybiegniemy z tego nienormalnego świata czarnych ptaków czy jak kto woli Upadłych Aniołów. Mają nasrane we łbach. Chyba dam im wizytówkę do psychiatryka...O mało nie wleciałam na bramę. Alec zaczął szarpać za furtkę.























wtorek, 17 czerwca 2014

Informacja :]

Hejj. Będę się podpisywać Marzycielka Zapomnienia. Czemu nie komentujecie? Następny rozdział pojawi się prawdopodobnie w niedzielę.


                                                                                                           Marzycielka Zapomnienia.

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Króliczki mojej Stasi.






Rozdział 4. Idiota tępy,walka i tchórz.

Patrzyłam jak moja przyjaciółka ucieka z płaczem. Zakochała się w Arturze. Alfa-Dean jest naszym przywódcą. Odwróciłam się do wysportowanego bruneta.
Lettie. Wilczyca i przyjaciółka Clar
-Ty głupi debilu! Jesteś ślepy czy co?! Zakochała się w Tobie idioto tępy,a Ty nawet tego nie zauważyłeś!!-zaczęłam na niego krzyczeć wściekła. Lettie zakochała się w nim po uczy,a ten tępy ćwok nic nie zauważył. Po prostu mam ochotę go udusić. Moje jak i jego oczy pociemniały. Po chwili zamieniłam się w białego wilka,jak Artur w szarego. Nie przepadamy za sobą. Skoczyliśmy na siebie. Po chwili upadliśmy na ziemię,towarzyszył nam huk i zaczęliśmy się turlać do lasu. Gryźliśmy się,kopaliśmy,drapaliśmy i warczeliśmy. Po godzinie był remis i wróciliśmy do domu Elimlly,dziewczyny Deana. Do drewnianego domu weszłam pierwsza. Artur oparł się o framugę i skinął na różowo włosom. Wstała i wyszła z domu,posyłając mi mordercze spojrzenie. Uśmiechnęłam się do niej i zaczęłam jeść wielką babeczkę,którą upiekła Emilly. Seth i Sam lustrowali mnie wzrokiem. Pewnie szukali obrażeń,a takowych nie posiadałam. Za to Artur miał piękne zadrapanie na brzuchu i ręce. Dziewczyna Jacoba patrzyła na mnie niepewnie i z lękiem. Co się dziwić? Nie była przygotowana na jakąś walkę. Nie powiem rozbawiło mnie to. Każdy wie,że jestem zdolna do wszystkiego i nieprzewidywalna. Mój telefon zaczął dzwonić jak oszalały. Odebrałam i zaczęłam się huśtać na stołku.
-No cześć-przywitałam się z Dianą.
-Wpadnij do nas!-pisnęła podekscytowana. Wywróciłam oczami z uśmiechem.
-Zaraz będę-powiedziałam i rozłączyłam się. Schowałam telefon do kieszeni i wstałam-Wychodzę i nie wiem kiedy wracam-oznajmiłam Deanowi,przy drzwiach.
-Seth,idziesz z nią-rozkazał czarnowłosy alfa. Szatyn przytaknął i ruszył za mną. Zmieniłam się w wilka i ruszyłam sprintem przez las. Nawet nie uważałam na chłopaka. Zmieniłam się w człowieka na skraju lasu i ruszyłam biegiem jako człowiek. Po chwili już byłam w ogrodzie na tyłach domu Diany. Nasz zespół rozpadł się,ale i tak jesteśmy przyjaciółmi. Przywitałam się z blondynką.
-A to kto?-zapytała,wskazując głową na Setha.
-Moja osobista niańka. Seth. Seth to jest Diana-przedstawiłam ich sobie. Chłopak został od razu zmiażdżony przytuleniem Diany. Miałam wyostrzony słuch,węch i wzrok. Zrobiłam unik przed piłką do siatkówki,która chciała mi zrobić guza na czole. Przeleciała przez płot i zatrzymała się przede mną. Po chwili przy płocie pojawiło się dwóch chłopaków. Jeden mięśniak o czarnych włosach i niebieskich oczach,drugi chudy brunet też o niebieskich oczach. Obaj byli bladzi. Nienaturalnie bladzi.
-Wampiry-mruknęłam razem z Sethem. Tamci popatrzeli po sobie zdziwieni. No cóż,nie będę ukrywać,że nienawidzę wampirów jak każdy wilk. Moje oczy pociemniały.
-Clary!-warknęła Diana. Kolor moich oczu powrócił. Odwróciłam się do niej-Masz gościa-oznajmiła,wskazując na różowo włosom. Była rozanielona. Uśmiechnęłam się promiennie do niej.
-Jednak wpojenie mu wiedzy poskutkowało-stwierdziłam.
-Następnym razem go tak nie poharataj-poprosiła.
-To zależy od jego wiedzy-powiedziałam. Całej naszej trójce przyszły wiadomości. Od Deana,że mamy natychmiast być przy skupisku ściętych drzew. Westchnęliśmy.
-Obowiązki wzywają-oznajmiłam Dianie.
-Powodzenia-mruknęła. Uśmiechnęłam się lekko.
-To nie będzie potrzebne. Zawsze zwyciężaliśmy,czemu teraz miałoby być inaczej?-zapytałam pewna tego,że znów wygramy. Zmieniłam się w białego wilka i ruszyłam biegiem. Już po pięciu minutach tam staliśmy przed czarnym wilkiem. Plan był prosty. Zaatakować z zaskoczenia i dać nauczkę. Moje mięśnie stwardniały. Rozejrzałam się w poszukiwaniu jakiegoś wilka. W tym przypadku nie znalazłam jednego...a całe stado Jonathana. On sam trzymał nóż na gardle jakiejś dziewczyny,która płakała. Znam tą dziewczynę...Emilly! Zostaliśmy otoczeni przez ciemne wilki. Zero szans na ucieczkę. Dobrze przemyślany plan.
-Poddaj się Dean,albo Twoje wpojenie zginie!-krzyknął Jonathan. Ja jeszcze się w nikogo nie wpoiłam. Jak połowa stada. Zaczęłam ostrzegawczo warczeć. Czym zwróciłam na siebie uwagę większości wilków. "Nawet nie próbuj niczego". Seth. Zapomniałam! Możemy czytać sobie w myślach jeśli jesteśmy w postaci wilków. Mój ogon drgnął lekko. "Masz niczego nie robić! Zrozumiałaś?!" warknął na mnie Dean. Westchnęłam. "Zrozumiałam". To był rozkaz. Nie mogę nic zrobić. Usiadłam na dupie i położyłam po sobie uszy. Nic innego mi nie pozostało. Patrzyłam jak Dean zmienia się w człowieka i oddaje mu władzę. "Nie będzie miał nad nami władzy jeśli odejdziemy" przesłałam wszystkim moją myśl. Skoro Dean oddał swoją władzę Jonathanowi,mogę robić co mi do głowy przyjdzie. Postanowiłam odejść. "Nie mam zamiaru zostać w stadzie,gdzie przywódca jest tchórzem" skierowałam się tym bezpośrednio do Jonathana. Odwróciłam się i pewnym siebie krokiem ruszyłam przed siebie. Tuż przed lasem dołączył do mnie Seth. Zamerdałam ogonem i ruszyliśmy biegiem przed siebie. Zaczniemy żyć od nowa. Pozostawiając przyjaciół i rodzinę za sobą. Po przebiegnięciu kilkunastu mil,co dla nadnaturalnych było jedynie rozgrzewką,musieliśmy się posilić. Przyczailiśmy się na dwie sarny. Podczołgałam się bezszelestnie do swojej ofiary i rzuciłam się na nią. Skręciłam jej kark i zaczęłam ją jeść. Była smaczna. Ruszyliśmy dalej. W pogoń za życiem.
                                                                   Trzy lata później.
Strasznie się zmieniłam. Mam długie do pasa rudawo-brązowe włosy,zielone oczy i jestem bardzo chuda. Nie ufam ludziom ani innym wilkom oprócz Setha. Chłopak też się zmienił. Ma dłuższe brązowe włosy i był trochę wyższy niż sprzed trzech lat. Ja także urosłam. Teraz byłam prawie równa wzrostem z chłopakiem. Przez przypadek wpoił się we mnie,a ja w niego. Zwiedziliśmy każdy zakątek ziemi i wróciliśmy z większym doświadczeniem i mądrością. Weszliśmy do Forks trzymając się za ręce. Oboje byliśmy ubrani na czarno. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami do domu Diany. Zapukałam,a po chwili otworzyła mi mała dziewczynka o brązowych oczach. Wyglądała jak siedmiolatka. Uśmiechnęłam się do niej promiennie.
-Kim państwo są?-zapytała nieufnie. Pół człowiek pół wampir. Oto kim jest to dziecko.
-Jesteśmy starymi przyjaciółmi Twojej mamy-odpowiedziałam-Mogłabyś ją zawołać?-zapytałam. Kiwnęła głową i znikła za drzwiami. Po chwili drzwi ponownie się otworzyły. Stanęła w nich dwudziestolatka. Diana na początku stała i lustrowała mnie wzrokiem,a potem rzuciła się na mnie i mocno przytuliła. Odwzajemniłam uścisk niepewnie.
-Myślałam,że nie żyjesz!-szepnęła i wciągnęła nas do domu. Zaprowadziła nas do salonu,gdzie siedziała cała rodzina Cullenów. Blondynka o ciemnych oczach,brunetka o jasnych oczach,czarnowłosy mięśniak,dwóch blondynów o ciemnych oczach,ciemniejsza blondynka,brunet o ciemnych oczach i na jego kolanach mała blondyneczka. Córka jego i Diany. Popatrzyłam znacząco na dawną przyjaciółkę. Jestem wilkiem kurde i nie trawię wampiry.
-Przepraszam,zapomniałam,że jesteście naturalnymi wrogami-powiedziała i walnęła się z otwartej ręki w czoło. Siódemka wampirów patrzyła na nas,jakbyśmy zaraz mieli się na nich rzucić. Przewróciłam oczami na ich czujność.
-Nie szkodzi-odpowiedziałam-Reszta też założyła rodziny?-zapytałam.
-Tak-odpowiedziała ze szklistymi oczami. Coś było nie tak i to bardzo.
-Musimy już iść-oznajmił Seth. Oboje wyszliśmy z domu Diany Cullen i ruszyliśmy do Rezerwatu dla bardziej opalonych,pochodzących z plemion Indiańskich. Po niecałej godzinie byliśmy już w połowie drogi do domu Setha. Każdy kogo mijaliśmy patrzył na nas. Nie powiem,że miałam ochotę nie uciec jak najdalej. Szliśmy trzymając się za ręce i co jakiś czas wymieniając się opiniami. Weszliśmy na werandę ślicznego drewnianego domku. Seth zapukał,a po chwili pojawiła się starsza kobieta z siwymi pasemkami i zmarszczkami.
-Seth!-pisnęła z ulgą i radością i przytuliła syna. Kiedy się oderwali od siebie kobieta spojrzała na mnie.
-Mamo to jest Clary-przedstawił mnie. Kobieta przytuliła mnie. Przez ułamek sekundy była zdziwiona tym faktem,ale odwzajemniłam uścisk. Kobieta zaprosiła nas do środka. Usiedliśmy w dwójkę na fotelach. Po chwili kobieta przyniosła herbatę i ciepłe ciasto czekoladowe.
-Gdzie się podziałeś synku?-zapytała jego mama.
-Po odejściu ze stada Jonathana,zwiedziliśmy cały świat-odpowiedział,z lekkim uśmiechem.
-Dean powiedział,że zginęliście w trakcie wojny-powiedziała kobieta.
-Pewnie tak kazał mu powiedzieć ten tchórzliwy kundel-mruknęłam i napiłam się ciepłej herbaty.
-To by się zgadzało-westchnęła starsza kobieta.
Po dwóch godzinach wychodzimy z jej domu. Oczywiście najpierw się z nią pożegnaliśmy i przekonaliśmy,że nie ma potrzeby nocowania u niej. Kiedy tylko wychodzimy na chodnik zauważyłam dwie postacie. "Śledzą nas". To dziwne ale możemy się porozumiewać przez myśli nawet w ludzkiej postaci.



                                                 ******************************
Hej! Zmieniłam prolog jakby kogoś interesowało...Co u Was? U mnie boleśnie po sobotnim weselu Cioci Marty i Piotrka. Wytańczyłam się na tym weselu,odwiedziłam z kuzynem plac zabaw w Zawadzie (Bo tam było wesele w remizie). Dziś mi się zaspało do szkoły. :/


 

środa, 11 czerwca 2014

Rozdział 3. Morderca.

Nie miałam co robić,więc postanowiłam zejść na dół do chłopaków,którzy oglądają jakiś mecz. Z telefonem w ręce i kubkiem kawy zeszłam do salonu. Usiadłam sobie na jedynym wolnym fotelu i odblokowałam telefon. Dwie wiadomości. Weszłam na pierwszą. Nieznany numer.
-----------------------------------
Co robisz,piękna?
                    Harry.
---------------------------------------------------
Jaki znowu Harry?
-----------------------------------
Skąd masz mój numer,Styles?
---------------------------------------------------
Druga od Nathana.
-----------------------------------
Siema,mała! Co robisz? Masz czas?
---------------------------------------------------
Siemka,duży :]. Oglądam z chłopakami i R5 mecz. Pewnie,że mam czas.
Czemu pytasz? A Ty co robisz?
                                                                                 Clary.
-------------------------------------------------------------
I tak sobie pisaliśmy. Ross zerkał na mnie co jakiś czas. Nie lubię ich ale muszę tolerować. Za dwa dni mamy trasę koncertową z nimi. Z Nathanem spotykam się regularnie od tygodnia,ale jesteśmy tylko przyjaciółmi. Napiłam się kawy i oparzyłam sobie język. Poszłam spać po pierwszej w nocy. Rzuciłam się na łóżko i zasnęłam. Obudziłam się po siedemnastej. Spakowałam walizkę i poszłam spać. O trzeciej rano mamy wychodzić,więc trzeba się wyspać. Zasnęłam po godzinie.
Obudził mnie budzik. Wstałam i weszłam do łazienki. Wzięłam prysznic,ubrałam się ciepło i wyszłam z łazienki. Wzięłam walizkę i z zamkniętymi oczami zeszłam na dół. Zostawiłam walizkę pod drzwiami i weszłam do kuchni. Zjadłam bardzo późną kolację razem z chłopakami. Dziewczyny pojechały wczoraj do Las Vegas. Oczywiście tata i Stark już tam na mnie czekają. Koncert i wyścig w jednym dniu. Tego jeszcze nie było!
Po godzinie stania w korkach byliśmy na lotnisku. Nathan przyszedł się ze mną pożegnać. Podeszłam do niego i przytuliłam. Dostałam od niego wielkiego białego misia i coś jeszcze...
-Zostaniesz moją dziewczyną?-zapytał patrząc mi w oczy.
-Tak-odpowiedziałam i pocałowałam go w usta.
Z wielkim bananem na ustach,wielkim miśkiem w prawej ręce i walizką w lewej,weszłam do kolejki. Po piętnastu minutach szukałam w samolocie mojego miejsca. Wreszcie znalazłam to zasrane siedzenie. Siedzę sama. Usiadłam pod oknem,a misia położyłam na drugim fotelu. Za mną siedzi Callan i Alec,potem Jece i Ross,potem Kevin i Rocky,potem Ellington i Rydle,a potem Riker i jakaś brunetka. Alec zasnął od razu. Jak się później okazało siedzę z jakimś brunetem. Więc mój miś spoczywa na moich nogach. Kiedy startowaliśmy z całej siły przytuliłam Kala (tak dałam na imię misiowi). Nienawidzę samolotów i latania nimi. Kiedy już byliśmy w powietrzu przestałam dusić miśka. Po chyba setnym pytaniu Callana czy wszystko dobrze,dostałam nerwicy. Rozumiem martwi się ale do jasnej cholery ileż można? Odwróciłam się wściekła do tego kretyna.
-Jeśli jeszcze raz zapytasz się mnie czy wszystko w porządku,to ten fotel już Ci nie pomoże!!-warknęłam wściekła-Rozumiesz?-zapytałam ze zmrużonymi oczami. Pokiwał głową pionowo i dopiero teraz usiadłam. Przytuliłam misia i zamknęłam oczy. I nagle sobie uświadomiłam coś...Obok mnie siedzi...zabójca mojej matki...Otworzyłam oczy i dyskretnie rozejrzałam się za jego dwoma kolegami. Dwóch czarnowłosych chłopaków siedziało z tyłu. Stefan,Matt i Daniel. Tylko co oni tu robią? Wzięłam kilka głębokich oddechów. Nie rozpoznali mnie...Jak mogli,skoro wtedy miałam pięć lat? No właśnie nie mogli. Matt odwrócił głowę w moją stronę.
-Wszystko w porządku?-zapytał. Nie będzie,jeśli mnie rozpoznasz.
-Tak-skłamałam. Wzięłam głęboki oddech,nie patrząc na niego.
-Jakoś widzę,że nie-powiedział. Co robić?! Co robić?!
-Mam lęk wysokości i leki przed chwilą przestały działać-skłamałam.
-Chcesz zamienić się miejscami?-zapytał. Pokiwałam głową na potwierdzenie. Zamieniliśmy się miejscami. Wtuliłam się w misia i próbowałam zasnąć,ale przerwał mi telefon. Westchnęłam zirytowana i wyciągnęłam telefon z kieszeni. Odczytałam wiadomość i zaśmiałam się. Co za idiota do kwadratu. Callan wpadł na pomysł,że skoro nie może mówić do mnie,to będzie pisał. Dla jego bezpieczeństwa wyłączyłam telefon i rozwaliłam się wygodnie w fotelu. Zasnęłam.
Poczułam jak ktoś mnie delikatnie szturcha w ramię,ale olałam to.
-Nie obudzisz jej w ten sposób. To istny leniwiec jeśli chodzi o spanie-usłyszałam głos Aleca. Poczułam coś mokrego na twarzy,a po chwili zaczęło szczypać. Blee! Cytryna. Otworzyłam oczy i zaczęłam wycierać twarz chusteczkami jak nienormalna.
-Jesteś już trupem,Linghtwood-warknęłam.
-Na razie nie możesz mi nic zrobić,Wayland-odpowiedział. Po piętnastu minutach wylądowaliśmy. Alec jak torpeda wybiegł z samolotu. W dodatku z moim misiem! Normalnie jak strzała wyleciałam za nim. Ludzi się na nas gapili jak na wariatów. Uśmiechnęłam się pod nosem,kiedy zobaczyłam jak Alec łapie zająca. Wyrąbał się,przez sznurówkę w bucie. Podeszłam do niego,zabrałam mu misia i rzuciłam kilka przekleństw na chłopaka,po czym odeszłam.






                 ****************************************************
Hejka! Nie wiem kiedy dodam jakiś rozdział tu czy w poprzednim blogu,bo matka zrobiła mi szlaban,za oceny -.- Spokojnie,jestem sprytna i mądra,więc na pewno dodam następny rozdział! Przepraszam,że taki krótki,ale jakoś wena nie chciała ze mną współpracować. Karolina,JURO wracam do szkoły!



















poniedziałek, 9 czerwca 2014

Rozdział 2. Ty chyba żartujesz!

Kiedy tylko doszliśmy na boisko myślałam,że mam zwidy. Co oni tu robią?
-Gramy towarzyskiego z tymi idiotami?-zapytałam lekko zawiedziona. Na boisku rozgrzewało się 1D. Myślałam,że będziemy grali z kimś innym.
-Tak z nimi-odpowiedział-Tak właściwie to gratulację,mała!-powiedział i zmierzwił mi włosy. Zostałam zgnieciona przez Kevina. Przytulił mnie mocno i o mało nie złamał mi żeber. Rozwaliłam mu idealną fryzurkę i przywitałam się z ich kolegami. Davidem,George'em,Klausem i Damonem. Oczywiście to ja musiałam rozpocząć mecz od podania do kogoś. Było siedmiu na siedmiu. Wzięłam zamach i kopnęłam piłkę do Aleca. Przyjął na klatę i zaczął razem z piłką biegnąć do bramki. Wywróciłam oczami i omijając przeciwników stanęłam z dziesięć metrów przed bramką. Alec posłał mi pytające spojrzenie,a ja kiwnęłam głową pionowo. Podał mi górą. Kopnęłam piłkę robiąc salto do tyłu i rąbnęłam na ziemię plecami do trawy. Podniosłam się z trawy zaraz po upadku. 1:0 dla nas,bo piłka wleciała do bramki. Payn wylądował na brzuchu,ale nie złapał piłki. Przybiłam piąteczkę z Alec'iem i dalej sobie graliśmy towarzyskiego. Ograliśmy ich 10:1. Styles raz trafił,ale to przez to,że Kevin gapił się za jakimiś dziewczynami. Nie odpowiadałam na flirty Stylesa. Klapnęłam sobie obok Kevina pod bramką. Cały czas zerkał na blondynkę,która kręciła się obok boiska,na którym graliśmy.
-Zagadaj do niej-poradziłam. Popatrzył na mnie ze zdziwieniem.
-Co?-zapytał zdezorientowany.
-Zagadaj do niej-poradziłam-Wpadłeś jej w oko-dodałam z uśmiechem.
-Skąd wiesz?-zapytał.
-Jestem dziewczyną,znam się na tym-odpowiedziałam,wywracając oczami.
-Okey-mruknął,wstał i poszedł do dziewczyny. Zadowolona z siebie poszłam do Aleca. Kiedy podeszłam do niego na chwilę odwróciłam się w stronę Kevina,który teraz całował się z dziewczyną.
-Właśnie zeswatałam Kevina-oznajmiłam mu najnowszą wiadomość.
-Z kim?-zapytał.
-Nie mam pojęcia,ale są tam-odpowiedziałam i dyskretnie pokazałam w stronę całujących się. Zaczęłam pić wodę.
-To Perrie,była Malika-stwierdził,a ja aż się zakrztusiłam. Poklepał mnie po plecach.
-Ty chyba sobie żartujesz!-powiedziałam.
-Nie-odpowiedział. Co ja zrobiłam? ?Ta pusta blondynka leci tylko na sławę i kasę. Ja ją przed chwilą spiknęłam z Kevinem! Katastrofa!
-To na pewno nie ta wiedźma!-warknęłam blada.
-Ona jest miła i wcale nie jest wiedźmą-stanął w jej obronie Alec. Zagotowało się we mnie. Mój najlepszy przyjaciel broni tej zdziry!
-Masz rację nie jest wiedźmą-przyznałam wściekła-Jest totalną suką-dodałam po chwili.
-Nie obrażaj jej!-warknął na mnie.
-Będę!-syknęłam i wyminęłam go. Ja pierdole! Nie ogarniam facetów! Wróciłam do domu wściekła. Pianino! Weszłam do salonu i zasiadłam na ławce przed białym pianinem. Pierwsze nuty były ostre i mocne,ale gdy się uspokoiłam stały się delikatne i miękkie. Nawet nie skapnęłam się,że mam towarzystwo. Kiedy skończyłam byłam uspokojona i opanowana.
-Ładnie grasz-pochwalił mnie głos za mną. Aż podskoczyłam. Błyskawicznie się odwróciłam. Nathan stał przede mną z lekkim uśmiechem. Zlustrował mnie uważnie.
-Co tu robisz?-zapytałam ze zmarszczonymi brwiami.
-Szukam Jece'a-odpowiedział-Ale Twoje towarzystwo też mi odpowiada-dodał z łobuziarskim uśmiechem.
-Jece wyszedł z dziewczynami i raczej nie wrócą tak szybko-oznajmiłam i usiadłam na kanapie.
Nie wiesz gdzie poszedł?-zapytał mnie brunet.
-Nie-odpowiedziałam i włączyłam plazmę.
-Poczekam-oznajmił chłopak i usiadł obok mnie. Zmęczenie dało o sobie znać,więc zasnęłam po piętnastu minutach.
Obudziłam się wieczorem w swoim pokoju. Czekaj! Jak ja się tu znalazłam? Pewnie Sykes mnie przyniósł...Komórka za wibrowała,oznajmiając wiadomość. Odblokowałam telefon i zmarszczyłam brwi. Jaki "kotuś"? Otworzyłam wiadomość i zaśmiałam się.
------------------------------------------------------
Nie obudziłem Cię? Masz może ochotę na spotkanie? :)

                                                                                    Nathan.
----------------------------------------------------------------------
Od razu przestawiłam nazwę w telefonie na Głupek.
-------------------------------------------------------
Masz szczęście,bo nie. Właśnie wstałam. Chętnie,ale to nie będzie randka.
                                                                                   Clary.
-----------------------------------------------------------------------
Wstałam z łóżka i weszłam do łazienki. Wzięłam prysznic,ubrałam czarne spodnie i zieloną podkoszulkę. Rozczesałam włosy i związałam je w wysokiego kucyka. Zeszłam na dół i zjadłam jabłko. Smakowało dziwnie. Chyba jabłko nie powinnam mieszać z miętową pastą do zębów. Nie próbujcie zjeść jabłka po myciu zębów. Zjadłam jabłko do końca,wzięłam telefon,ubrałam buty i wyszłam z domu. Sykes właśnie wchodził na kamienną drużkę prowadzącą do naszego domu.
-Siemka,mała-przywitał się ze mną.
-Hej,wielki-odpowiedziałam z lekkim uśmiechem. Wsiadłam do jego samochodu i ruszyliśmy do jakiejś niespodzianki. Błam niecierpliwa,ale co się dziwicie? Mi się mówi gdzie się mnie zabiera. Po piętnastu minutach byliśmy pod lasem. Byłam tu już kiedyś! Wysiedliśmy z auta i ruszyliśmy przez las. Po chwili byliśmy na niewielkiej przepięknej polanie z małym strumyczkiem na środku. Usiedliśmy pod drzewem i rozmawialiśmy. Opowiadaliśmy o sobie. Kiedy słońce zaszło całkowicie,a pojawił się księżyc w pełni postanowiliśmy wracać. Próbowałam ukryć,że mi zimno ale chyba nie wyszło,bo Nathan ściągnął swoją zieloną bluzę i kazał ubrać.
-Dzięki-mruknęłam lekko się rumieniąc i ubierając bluzę. Była ciepła i pachniała nim.
Po piętnastu minutach byliśmy pod moim domem,który dzieliłam z resztą zespołu. Odprowadził mnie pod same drzwi.
-Dzięki za miło spędzony czas-powiedziałam z lekkim uśmiechem.
-Nie ma za co-odpowiedział. Stanęłam na palcach i już miałam pocałować go w policzek,kiedy odwrócił lekko głowę. Musnęłam jego usta. Jego ręce spoczęły na moich plecach,natomiast moje na jego klatce piersiowej. Drzwi się otworzyły,a my odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni.
-Dobrej nocy-pożegnał się Nathan i znikł z ciemności.
-Zawsze w odpowiednim momencie-rzuciłam sarkastycznie do Callana. Ominęłam go i ściągnęłam buty.
-Przynajmniej mam zdjęcie-mruknął blondyn. Po dziesięciu minutach przesłał mi zdjęcie i zabezpieczył telefon hasłem. Co za niefart! Położyłam się na łóżku. Odblokowałam telefon i odczytałam wiadomość.
-------------------------------------
Dobranoc,mała :3
P.S. Nie wiedziałem,że tak dobrze całujesz ;3
                                                               Nathan.
------------------------------------------------------------
Uśmiechnęłam się do telefonu i odpisałam.
--------------------------------------
Dobranoc,duży.
P.S. Ty też całujesz całkiem całkiem ;]
                                                     Clary.
-------------------------------------------------------------
Zasnęłam jak tylko napisałam wiadomość.
Obudził mnie budzik o ósmej. Zdjęcia. Zwlokłam swoje zwłoki z łóżka i weszłam do łazienki. Po piętnastu minutach wyszłam z łazienki ubrana w niebieskie spodenki i czarną bokserkę z czaszką. Ubrałam jeszcze bluzę Nathana i z uśmiechem weszłam do kuchni. Zjadłam trzy naleśniki i razem z całym zespołem pojechałam do fotografów,którzy mają nam robić zdjęcia. Po piętnasto minutowej jazdy byliśmy na miejscu. Wysiedliśmy z auta i weszliśmy do wielkiego budynku. Trochę pobłądziliśmy,ale kiedy spotkaliśmy Max'a,pomógł nam dojść pod właściwe drzwi. Potem gdzieś zniknął.
Po trzech godzinach mieliśmy półgodzinną przerwę. Oczywiście błądziliśmy,aż znaleźliśmy jakieś schody. Weszliśmy po nich na górę i odkryliśmy małą kawiarnie. Rzuciłam się z chłopakami na wygodne fotele. Nie obyło się bez przepychania i śmiechów. W końcu pierwsza dopadłam fotela. Usiadłam po turecku i zaczęłam gadać z Alec'iem. My się długo nie gniewamy na siebie. Podeszła do nas,a właściwie do Kevina. Zaczęłam się brechtać z miny Aleca.
-Z której strony ona kurwa przypomina Edwards?-zapytałam rozbawiona Aleca.
-Obie są blondynkami-odpowiedział.
-Idiota-skwitowałam.
-Za to mnie uwielbiasz-odpowiedział z uśmiechem.
-Ona teraz uwielbia...-zaczął Callan,ale jak zobaczył mój szatański uśmiech zamknął się. Wyciągnęłam telefon i zaczęłam szukać pewnego kontaktu. Po kilku sygnałach odebrała.
-Hej Clary!-przywitała się miło.
-Siemka,Katniss-odpowiedziałam z uśmiechem-Słuchaj,mam pytanie...
-Jakie?
-Nadal potrzebujesz opieki do tego kremowego węża?
-Do Riki? Nie,jednak biorę ją ze sobą.
-Szkoda. Bo wiesz Callan chciał się nim zaopiekować.
-Gdyby co dam znać.
-Okey. Do zobaczenia!-pożegnałam się i rozłączyłam. Popatrzyłam z pytająco na blondyna. Pokiwał przecząco głową,na znak,że nie powie. Okropnie boi się węży. Uśmiechnęłam się pod nosem i odblokowałam telefon. Jedna wiadomość.
----------------------------------------
Siema,mała ;3. Gdzie jesteś? Nie mogę zapomnieć o wczorajszym buziaku. ;*
                                                                                                            Nathan.
-----------------------------------------------------
Na mojej twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Uśmiechałam się do ekranu telefonu. No co ja poradzę? Mi też się buziak podobał.
-------------------------------------
Siemka,duży! Aktualnie w małej kawiarni,w T**********.
Mamy sesję fotograficzną. Mam Twoją bluzę! A Ty gdzie jesteś?
                                                                                     Clary.
-------------------------------------------------------------
-Koniec przerwy!-oznajmił Kaunis. Dziwne imię. Za jakie grzechy?! Niechętnie poszłam za fotografem. Po drodze minęliśmy R5,ale byłam za bardzo wciągnięta w pisanie esemesów,żeby na nich spojrzeć. Przy okazji gadałam z Dianą. To znaczy ona gadała do mnie,a ja jej tylko przytakiwałam.
R5. Od lewej: Ellington Ratliff(17lat),Rydle Lynch(17lat),Ross Lynch(19lat),Riker Lynch(19lat) i Rocky Lynch(18lat)
















Po dwóch godzinach  pozowania do zdjęć mogliśmy iść do domu. Przebrałam się w swoje ciuchy i musiałam czekać na resztę,bo oni się wolniej przebierali. Callan po chwili siedział ze mną na schodach i gadał.Właśnie ze mną żartował,kiedy przyszedł do nas Ross i Rocky. Mruknęłam tylko,żeby się nie wygadał albo rano się obudzi z wężem w łóżku i poszłam do Diany i Katriny. No więc sama się wkopałam o pocałunku z Nathanan'em. Jak to miał w zwyczaju Jece,zmierzwił mi włosy.
-Załaskotam Cię na śmierć jak Cię dorwę!-warknęłam i zaczęłam gonić tego kretyna. Zbiegliśmy ze schodów i minęliśmy Callana i braci Lynch. Odechciało mi się go gonić dopiero w parku,bo go zgubiłam. To znaczy on zgubił mnie,bo jest szybszy. Klapnęłam sobie na ławce,żeby odpocząć. Jestem leniem,więc szybko się męczę. Callan,Ross i Rocky szli w moją stronę.
-Widziałeś może Jace'a?-zapytałam Callana.
-Zwiał Ci?-odpowiedział pytaniem.
-Nie moja wina,że jest szybszy-mruknęłam. Blondyn zaśmiał się.
-Szedł w stronę skejt parku-odpowiedział.
-Po jakiego on tam polazł?-zapytałam,marszcząc brwi.
-Pewnie dlatego,że go tam nie znajdziesz-odpowiedział.
-Jego niedoczekanie-mruknęłam i ruszyłam truchtem do skejt parku. Muszę przyznać,nie wpadłabym na to,żeby go tam szukać. Kiedy już tam doszłam,wleciałam na jakiegoś chłopaka na desce i rozwaliłam kolano. Bolało jak cholera! Chłopak zaczął mnie przepraszać.
-Nic się nie stało!-zaśmiałam się rozbawiona. Nie wiadomo z kąt pojawił się Jece.
-Fajtłapa-stwierdził rozbawiony,widząc moje kolano.
-Ja zawsze mam szczęście-powiedziałam z sarkazmem. Wziął mnie na ręce i zaczął nieść w stronę domu. Po jakichś piętnastu minutach weszliśmy do domu...Znaczy Jece wszedł,ze mną na rękach. Położył mnie na kanapie i poszedł po apteczkę. W tym czasie ja włączyłam plazmę. Akurat leciała nasza piosenka. Teledysk był całkiem niezły,zwłaszcza,że byliśmy sobą. Jece wrócił po kilku minutach i zaczął przemywać moje zakrwawione kolano wodą utlenioną. Syczałam z bólu. Potem nałożył na moje kolano jakąś maść. Po godzinie drzemania zostałam obudzona przez chłopaków,którzy hałasowali w kuchni.
-Ciszej,bo chcę spać!!-krzyknęłam do nich. Przykryłam się kocem i wystawiłam chore kolano poza koc. Po chwili zasnęłam,ale nie na długo. Obudził mnie huk w przedpokoju. Wstałam z kanapy i wyszłam z salonu. Alec zbierał się z ziemi. Najwidoczniej spadł ze schodów.
-I,że niby ja jestem kaleką?-zapytałam retorycznie. Weszłam do kuchni i wyciągnęłam wodę z lodówki. Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętych chłopaków. Mruknęłam coś pod nosem i wyszłam z kuchni. Weszłam po schodach i czmychłam do swojego pokoju. Wzięłam prysznic,ubrałam czarne dresy i jakiś podkoszulek odsłaniający brzuch. Zeszłam na dół i wyszłam do ogrodu. Zły pomysł! Już miałam czmychnąć z powrotem do domu,ale Diana mnie zawołała. Zaczęła mnie i Kat uczyć jakiejś choreografii. Nie powiem,było zabawnie. Szczególnie jak dołączyli chłopacy.

























Rozdział 1. Nadal jestem do wzięcia.

Ubrałam się w ohydną różową sukienkę i szpilki. Wyszłam z garderoby,która dzielę razem z dziewczynami. Szłam próbując się nie zabić. Nienawidzę sukienek i szpilek. Przegrałam zakład,więc musiałam ubrać wybrany przez Kevina strój. Za trzy minuty mamy wywiad. Podeszłam pod wejście na scenę,gdzie Maggi prowadziła wywiad z The Wanted. Za cholerę ich nie lubię,tak jak 1D. Obok mnie pojawiła się reszta zespołu.
-Zapraszam na scenę The Change!-powiedziała podekscytowana ruda kobieta. Co rude to fałszywe.
-Ja tam nie idę-oznajmiłam reszcie. Jece bezceremonialnie przerzucił mnie sobie przez ramię i weszliśmy na scenę-Odegram się!-warknęłam,kiedy byliśmy na środku sceny. Kiedy mnie postawił,wcisnęłam swoją chudą dupę pomiędzy Aleca i Callana.
-Clarisso co za zmiana!-pochwaliła mój wygląd Maggi.
-Dzięki-mruknęłam. Irytowało mnie nieco to,że Sykes się na mnie gapił jak cielę w wymalowane wrota.
-Alec,podobno spotykasz się z Ellie Styles. Chodzicie ze sobą?-zapytała ruda.
-Tak,chodzę z Ellie już od tygodnia-odpowiedział.
-Mogłeś powiedzieć,to bym się nie zakładała z tym pacanem-powiedziałam do Aleca. Kevin zaczął się brechtać,ale Kat posłała mu kuksańca i się ogarnął.
-Jak na to zareagował Harry?-dopytywała się kobieta.
-Nie był zachwycony tym faktem-odpowiedział uśmiechnięty. Uśmiechnęłam się na wspomnienie jak Styles beształ i groził brunetowi. Jego mina była bezcenna.
-Clary,nasze źródła informują o tym,że spotykasz się ze Starkiem Greymanem. Czy chodzicie ze sobą?-kobieta teraz zwróciła się do mnie. Zaśmiałam się.
-Nadal jestem do wzięcia-oznajmiłam-Stark to mój kumpel i nawigator,że to tak ujmę-dodałam uśmiechnięta. Kobieta kiwnęła głową,że rozumie.
-Nawigator? Plotka o tym,że bierzesz udział w rajdach samochodowych jest prawdą?-zapytała zaciekawiona. To się wkopałam...
-Jak najbardziej-potwierdziłam z uśmiechem.
-Jakie dotychczasowe miejsce zdobyłaś?-zapytał chyba Siva.
-Drugie-odpowiedziałam-Zawsze-dodałam po chwili z błyskiem w oczach.
-Dzisiaj pójdzie Ci lepiej-stwierdził Alec i poczochrał moje włosy. Skrzywiłam się. Moje włosy żyją własnym życiem,a on im ułatwia sprawę. Wzięłam głęboki oddech i posłałam mu mordercze spojrzenie. Po piętnastu minutach mój telefon zaczął wibrować. Mój czas się skończył. Musze iść się przebrać i biegnąć na miejsce rozpoczęcia rajdu!
-Muszę iść,bo się spóźnię-oznajmiłam i czmychłam do garderoby. W szybkim tempie się przebrałam w spodenki czarne i bokserkę szarą o kilka rozmiarów za dużą. Na to ubrałam gruby żółty kombinezon ochronny i buty na twardej podeszwie. Złapałam kask w biegu i jak torpeda wyleciałam z garderoby i budynku. O mało się nie zabiłam na schodach ale kij z tym. Wsiadłam do czarnego vana i Stark odjechał z piskiem opon. Po dwudziestu minutach byliśmy na miejscu. Wysiedliśmy i oboje poszliśmy do mojego ojca. Był z jakimś brunetem i zawzięcie o czymś dyskutowali. Podeszliśmy do nich i przywitaliśmy. Okazało się,że brunet jedzie z nami i będzie wszystko nagrywał. Wsiedliśmy do mojego żółtego auta. Założyliśmy kaski i zapieliśmy się pokrzyżowanymi pasami bezpieczeństwa. Stark wyjął mapę trasy jaką mamy jechać i zaczął się z nią zapoznawać. Czerwone...żółte...zielone światło i ruszyliśmy. Trzy auta wystartowały z opóźnieniem. Jechałam na równi z zielonym autem ale jak dodałam więcej gazu,został w tyle. Byłam maksymalnie skupiona na kierowaniu i zmienianiu biegów co chwilę. Jechałam druga,a kilometr przede mną jechał James. Zawsze wygrywał przez nieczystą jazdę. Dwie godziny później byliśmy kilometr przed metą. Jechaliśmy na równi. Ja i James. Łeb w łeb. Aż metr przed metą zostawiłam go w tyle. Wygrałam! Wygraliśmy!! O matko! Zahamowałam i wysiedliśmy z auta. Ściągnęłam kask i przybiłam piątkę ze
Starkiem. Odebraliśmy nagrodę i kilkanaście gratulacji. Potem się zmyliśmy na imprezę. Trzeba to uczcić!
                                                                  *****
Obudziłam się w swoim pokoju z bolącą głową i Saharą w ustach. Wypiło mi się chyba za dużo. Wzięłam prysznic i ubrałam jakiś dres i podkoszulek Aleca. Zeszłam na dół. Połknęłam tabletki przeciw bólowe i wypiłam całą dwulitrową wodę. Mamy wolny dzień,więc wróciłam do pokoju i zasnęłam wtulona w poduszkę. Wczoraj byłam nawalona jak stodoła,a i tak wszystko pamiętam.
-Clary!! Wstawaj!! Jesteś mi potrzebna!!-od piętnastu minut Kevin próbuje mnie obudzić. Otworzyłam leniwie oczy i popatrzyłam na niego pytającym spojrzeniem-Mecz mamy! A nie mamy jednego gracza!-odpowiedział na moje nieme pytanie.
-Nie jestem dobrym bramkarzem-oznajmiłam mu.
-Napastnik. Dalej Cię to nie interesuje?-zapytał. Wstałam i wzięłam niebieski strój od bruneta. Wzięłam prysznic,ubrałam niebieski za duży podkoszulek,niebieski spodenki do kolan i korki też niebieskie. Rozczesałam włosy i zeszłam na dół. Zjadłam śniadanie i wyszłam z Kevinem.








                                      *************************
Jak rozdział? Podoba Wam się to co piszę?

















Prolog.

Siedem osób połączyła jedna pasja. Muzyka. Są najlepszymi przyjaciółmi i razem tworzą zespół. The Change. Wszyscy są singlami,ale im to nie przeszkadza. Lubią się wygłupiać.
Clarissa to zwariowana brunetka o szaro-zielonych oczach. Ma też jeszcze inną pasję. Bierze udział w wyścigach samochodowych i rajdach.
Diana to urocza blondynka z szarymi oczami. W wolnych chwilach tańczy.
Katrina to wesoła brunetka o szarych oczach. Jest modelką.
Callan to blondyn o niebieskich oczach. Gra na gitarze i pianinie.
Alec to brunet o brązowych oczach. W wolnych chwilach gra w piłkę nożną.
Jece to blondyn o niebiesko-szarych oczach. Gra na pianinie.
Kevin to brunet o zielonych oczach. Gra w piłkę nożną razem z Aleksandrem. Co jeśli Clary stanie się inna? Postanowi uciec ze Sethem i zostawić przyjaciół za sobą? Na pewno wróci,ale czy taka sama jak wcześniej? Została Wybrańcem razem ze swoimi przyjaciółmi w pewnej krainie,do której teleportowała ją Vane-jej matka. Co właściwie łączy Clarissę z Lucasem? Czy parabatai wystarczy,by go zmienić? Pewnego dnia wraca do świata ludzi,by odnaleźć pół elfkę. Czy uda im się znaleźć ją w jeden miesiąc? Czy Lucas znajdzie Clary? Co będzie dalej? Ja znam wszystkie odpowiedzi...A Ty? Możesz się ich dowiedzieć czytając dalej....













Bohaterowie :]

Diana Kelly Pettyfer. 17 lat. The Change.
Clarissa Wayland. 18 lat. The Change
Katrina Fray. 19 lat. The Change

Callan McAuliffe. 20 lat. The Change

Alec Linghtwood. 18 lat. The Change
Jece Wayland. 19 lat. The Change

Kevin Zegers. 18 lat. The Change


Max George, Siv Kaneswaran, Jay McGuiness, Tom Parker, i Nathan Sykes. The Wanted


Niall Horan (19lat),Zayn Malik(19 lat),Harry Styles(18lat),Liam Payn(20lat) i Louis Tomlinson (22lata). One Direction.