Witajcie! Jeśli chcecie się zapisać do mojego prywatnego bloga,podawajcie e-maile. Macie czas do 30 grudnia. Będę reguralnie sprawdzała tego bloga. Rozdział się jeszcze nie pojawi. Prywatny blog jest o elfce,jej świecie i przygodach. A,że uwielbiam mieszać to wplątałam w tę opowieść upadłe anioły i nefilim. Jak przeczytacie serię Szeptem-Becci Fitzpatrick to będziecie wiedzieć o co chodzi i co zmieszałam.
Pewnego dnia dziewczyna umiera i spotyka się z elfią wróżką ,która jest z nią złączona. Ratuje dziewczynę,chodź ta jeszcze o tym nie wie i wysyła jej duszę w przyszłość,gdzie czeka na nią puste ciało dziewczyny. Aryia,a teraz Nora wybiera stronę Nefilim,bo łatwiej jej jest się do nich upodobnić. Jest szybka i silna,jednak jej serce już wybrało sobie upadłego anioła. Nora nie chce go kochać,a potem dzięki Hankowi Millerowi zapomina wszystko co było związane z upadłym. Chcąc sprawdzić dziewczynę,każe jej przygotować się na kolejną misję. Ma go ochraniać,gdy spotka się z upadłym,do którego coś czuje.
Jeśli chcecie bliżej poznać tę historię,musicie podać swoje e-maile,bo zrobiłam z niego prywatny blog.
Clarissa Wayland przeżywa niezwykłe przygody..Wpaja się w Setha i ma jedną tajemnicę,której nie może się nikt dowiedzieć..Po trzech latach podróżowania z Sethem wraca do Forks.Ale nie czeka ją spokojne życie w cieniu innych ludzi.Jest Wybrańcem razem ze swoimi przyjaciółmi.Odkrywa tajemnice,które nie powinna poznać żadna istota.Jej matka Vane teleportuje ją w bezpieczne miejsce z dala od Lucasa.Co łączy Clary z Lucasem?Czy będzie dała radę żyć z prawdą i tajemnicą,którą nikt nie może poznać?
wtorek, 23 grudnia 2014
wtorek, 18 listopada 2014
Rozdział 21,część 1. Znasz zasady z Kodekstu.
Ocknęłam się w ramionach Aleca,który szedł do domu Dragomirów. Straciłam przytomność przez truciznę w gwiazdkach. Pamiętam jak Alec je delikatnie wyciągał...O ile można nazwać delikatność szybkim szarpnięciem za broń w ciele. Uzdrawiająca Runa dała radę z brzydkimi ranami i trucizną. Teraz miałam tylko srebrzyste blizny.
Ślęczałam przed laptopem na werandzie i przeszukiwałam cały internet w poszukiwaniu kwiatu Usuli-śmiertleny dla człowieka o czarnych płatkach i szarej łodydze i liśćmi. Plan był taki: znaleźć pochodzenie kwiatka,poszukać właścicieli kwiaciarni z tym kwiatkiem i po liście klientów trafić do Domu ninja. Trochę się skomplikował,bo nie mogłam znaleźć tego kwiatka jakby w ogóle nie istniał. Miałam ochotę rzucić laptopem o podłogę i poskakać po nim,ale przez przypadek weszłam w link do jakiejś stronki...a raczej do zamkniętej grupy. Zmarszczyłam brwi i zaczęłam czytać. Nie minęła minuta,a ja gratulowałam samej sobie. Włamałam się przez przypadek do jakiegoś zamkniętego kółka Pradawnych Wojowników (jakbym wiedziała co to oznacza),ale po chwili stronka się zmieniała i zobaczyłam swoje własne zdjęcie duszącej ninja z sprzed trzech godzin,Aleca kopiącego zamaskowanego ninja i resztę naszej drużyny. Nad naszymi zdjęciami był dziwny napis po chińsku,ale odczytałam go. Zabić albo schwytać. Jak miło z ich strony,że mnie opisali szczegółowo. Zaniepokoiło mnie tylko to,że zrobili nam zdjęcia w akcji,w dodatku z ukrycia. Jak tylko skończyłam czytać,miałam wizję...śmierci Aleca. Zmroziło mi krew w żyłach. Miał umrzeć za kilka minut może sekund,a ja sobie siedziałam i czytałam! Zerwałam się na równe nogi i rzuciłam się biegiem za dom. W prawej ręce miałam swoją czarną tarczę,a w lewej wyciągnięty przed sekundą sztylet. Zoś mignęło kilka metrów ode mnie,ale szybko zniknęło. Zdążyłam się zakryć tarczą przed zabójczą gwiazdką,ale nie zatrzymałam się choćby na sekundę. Miał wartę w małym zagajniku. Do niego właśnie biegłam. Mały brzozowy zagajnik był pełen życia i na pewno był piękny,ale nie w tej chwili. Kiedy tylko do niego wbiegłam,poczułam dziwny zapach. Bardzo dziwny. Słodkawy zapach czegoś co nie mogłam rozpoznać zmieszany z przeterminowanym mlekiem. Instynktownie rzuciłam się za powalony pień dużej brzozy,skuliłam się w kulkę przy drzewie i zakryłam rękami głowę. Kiedy tylko ochroniłam głowę rękami nastąpił ogłuszający wybuch i razem z ogniem pojawiła się mocna fala. Jakbym stała to przewróciłabym się napotykając dziwną falę mocy i spłonęłabym żywcem. Poczekałam jeszcze chwilę i dopiero jak się upewniłam,że nie ma już zagrożenia wstałam i rozejrzałam się. Drzewa płonęły,trawa zrobiła się czarna i śmierdziało spalenizną. Nigdzie nie widziałam Aleca,ani nie poczułam bólu,więc żył i miał się dobrze. Powinien. Ruszyłam przed siebie i po trzech minutach zobaczyłam dwumetrową dziurę w ziemi. Podeszłam ostrożnie bliżej otworu i zajrzałam do wnętrza. Było naprawdę ciemno,ale miałam lepszy wzrok niż inni i bez trudu zobaczyłam nieprzytomnego Aleca. Leżał na wznak,ale oddychał. Nie wiedziałam co mam zrobić,żeby go wyciągnąć bez uszkodzenia.Wzięłam głęboki wdech dla uspokojenia,ale wyczułam w powietrzu zapach ninja. Błyskawicznie wstałam i odwróciłam się,gotowa do ataku. Stał ubrany w czarne bandaże czy coś,ale głowę nie miał owiniętą więc mogłam mu się przyjrzeć. Był Koreańczykiem o czarnych oczach i pełnych ustach. Czarne włosy sięgały mu do brody,ale nie wyglądał jak rasowy zabójca. Wyglądał łagodnie,ale z całą pewnością taki nie był. Nie miałam sztyletu,bo wypadł mi przed wybuchem z ręki,ale miałam miecz i czarną tarczę-deskę. On miał jedynie sztylet w kształcie półksiężyca i dwie strzałki z środkiem usypiającym. Pachniał wanilią i pomarańczami. Uniósł ręce do góry,obserwując mnie. Poddaje się? Pułapka. Wsłuchałam się w otoczenie,ale nie usłyszałam nic. Była wokół nas cisza. Podniosłam wzrok i napotkałam jego spojrzenie. Spojrzenie miał łagodne i pełne znanego mi uczucia. Miłość od pierwszego wejrzenia,czy może pułapka? Moje serce przyśpieszyło,tak jak i jego,a po chwili padł na ziemie nieprzytomny. Z jego pleców wystawała strzałka z zielonymi frędzlami. środek usypiający. Kilka metrów dalej stał Augustus Verlac i opuszczał pistolet ze strzałkami usypiającymi. Ustalił się szefem i on wydawał rozkazy czy polecenia. Jest strasznie zarozumiały i pewny siebie. Nie toleruję go. Odwróciłam się do niego tyłem i znów popatrzyłam na Aleca. Otworzył oczy i popatrzył na mnie.
-Nie ruszaj się! Możesz mieć jakiś uraz wewnętrzny!-nakazałam mu i skoczyłam. Wylądowałam cicho na ugiętych nogach koło jego nóg. Kucnęłam koło niego i wyciągnęłam mu stele z buta. Podciągnęłam delikatnie jego podkoszulek i przyłożyłam mu do skóry końcówkę czerwonej steli. Narysowałam mu Runę uzdrawiającą i schowałam z powrotem do jego buta stele. Po dwóch minutach usiadł i pomasował sobie ręką głowę.
-Jak się tu znalazłeś?-zapytałam cicho.
-Jak tylko zobaczyłem bombę to zacząłem uciekać. W którymś momencie ziemie się skruszyła i wylądowałam tutaj. A potem straciłem przytomność-odpowiedział zwięźle. Kiwnęłam głową i pomogłam mu wstać.Wpadł do zwykłej dziury. Nie było innego wyjścia jak wejść po wystających skałach na górę. Alec szedł za mną. Kiedy tylko wypełzłam na spaloną trawę,wstałam i złapałam rękę Aleca. Wciągnęłam go na trawę,a potem pomogłam wstać.
Weszłam do piwnicy Dragomirów,w której więziliśmy ninja. Miałam na sobie spodenki,czarny sportowy stanik,bokserkę i czarne sportowe buty. Ćwiczyłam,a właściwie biegałam na bieżni przed chwilą. Zostałam zawołana do piwnicy ,ale nie wiedziałam po co. Zobaczyłam jak Verlac odchyla rękę do tyłu z zaciśniętą pięścią. Ninja był poobijany i nie mógł się bronić. Nie takie zasady obowiązują. Złapałam rękę blondyna kilka centymetrów przed twarzą czarnowłosego Koreańczyka. Zaskoczony Verlac odwrócił się w moją stronę i zmierzył mnie wzrokiem.
-Znasz zasady z Kodeksu-oznajmiłam,a na jego wydatne policzki wtargnął pełen złości rumieniec.
-Co mi zrobisz,rudzielcu?-zawarczał "groźnie".
-Wyzywam Cię na pojedynek na pięści-oznajmiłam głośno,patrząc na niego z płomieniami w oczach.
-Clary...-zaczął Alec,ale przerwał mu Augustus.
-Lepiej posłuchaj swojego Parabatai-rzucił przez zaciśnięte zęby. Uśmiechnęłam się wyzywająco i odpięłam pas z mieczem. Położyłam go na krześle i odpięłam paski ze sztyletami z ud. Również położyłam je obok miecza. Związałam włosy w kucyk i ściągnęłam buty. Je także położyłam obok swojej broni. Stanęłam w lekkim rozkroku i popatrzyłam na Verlaca. Również ściągnął buty i stanął w rozkroku.
***********************************************
Hejka. Rozdział jest krótki,ale jutro będzie druga część jak dobrze pójdzie. Jak myślicie kto zwycięży? A może ktoś im przerwie walkę? Kto to będzie? Jestem w dobrym nastroju,więc może się zdarzyć wszystko.
Ślęczałam przed laptopem na werandzie i przeszukiwałam cały internet w poszukiwaniu kwiatu Usuli-śmiertleny dla człowieka o czarnych płatkach i szarej łodydze i liśćmi. Plan był taki: znaleźć pochodzenie kwiatka,poszukać właścicieli kwiaciarni z tym kwiatkiem i po liście klientów trafić do Domu ninja. Trochę się skomplikował,bo nie mogłam znaleźć tego kwiatka jakby w ogóle nie istniał. Miałam ochotę rzucić laptopem o podłogę i poskakać po nim,ale przez przypadek weszłam w link do jakiejś stronki...a raczej do zamkniętej grupy. Zmarszczyłam brwi i zaczęłam czytać. Nie minęła minuta,a ja gratulowałam samej sobie. Włamałam się przez przypadek do jakiegoś zamkniętego kółka Pradawnych Wojowników (jakbym wiedziała co to oznacza),ale po chwili stronka się zmieniała i zobaczyłam swoje własne zdjęcie duszącej ninja z sprzed trzech godzin,Aleca kopiącego zamaskowanego ninja i resztę naszej drużyny. Nad naszymi zdjęciami był dziwny napis po chińsku,ale odczytałam go. Zabić albo schwytać. Jak miło z ich strony,że mnie opisali szczegółowo. Zaniepokoiło mnie tylko to,że zrobili nam zdjęcia w akcji,w dodatku z ukrycia. Jak tylko skończyłam czytać,miałam wizję...śmierci Aleca. Zmroziło mi krew w żyłach. Miał umrzeć za kilka minut może sekund,a ja sobie siedziałam i czytałam! Zerwałam się na równe nogi i rzuciłam się biegiem za dom. W prawej ręce miałam swoją czarną tarczę,a w lewej wyciągnięty przed sekundą sztylet. Zoś mignęło kilka metrów ode mnie,ale szybko zniknęło. Zdążyłam się zakryć tarczą przed zabójczą gwiazdką,ale nie zatrzymałam się choćby na sekundę. Miał wartę w małym zagajniku. Do niego właśnie biegłam. Mały brzozowy zagajnik był pełen życia i na pewno był piękny,ale nie w tej chwili. Kiedy tylko do niego wbiegłam,poczułam dziwny zapach. Bardzo dziwny. Słodkawy zapach czegoś co nie mogłam rozpoznać zmieszany z przeterminowanym mlekiem. Instynktownie rzuciłam się za powalony pień dużej brzozy,skuliłam się w kulkę przy drzewie i zakryłam rękami głowę. Kiedy tylko ochroniłam głowę rękami nastąpił ogłuszający wybuch i razem z ogniem pojawiła się mocna fala. Jakbym stała to przewróciłabym się napotykając dziwną falę mocy i spłonęłabym żywcem. Poczekałam jeszcze chwilę i dopiero jak się upewniłam,że nie ma już zagrożenia wstałam i rozejrzałam się. Drzewa płonęły,trawa zrobiła się czarna i śmierdziało spalenizną. Nigdzie nie widziałam Aleca,ani nie poczułam bólu,więc żył i miał się dobrze. Powinien. Ruszyłam przed siebie i po trzech minutach zobaczyłam dwumetrową dziurę w ziemi. Podeszłam ostrożnie bliżej otworu i zajrzałam do wnętrza. Było naprawdę ciemno,ale miałam lepszy wzrok niż inni i bez trudu zobaczyłam nieprzytomnego Aleca. Leżał na wznak,ale oddychał. Nie wiedziałam co mam zrobić,żeby go wyciągnąć bez uszkodzenia.Wzięłam głęboki wdech dla uspokojenia,ale wyczułam w powietrzu zapach ninja. Błyskawicznie wstałam i odwróciłam się,gotowa do ataku. Stał ubrany w czarne bandaże czy coś,ale głowę nie miał owiniętą więc mogłam mu się przyjrzeć. Był Koreańczykiem o czarnych oczach i pełnych ustach. Czarne włosy sięgały mu do brody,ale nie wyglądał jak rasowy zabójca. Wyglądał łagodnie,ale z całą pewnością taki nie był. Nie miałam sztyletu,bo wypadł mi przed wybuchem z ręki,ale miałam miecz i czarną tarczę-deskę. On miał jedynie sztylet w kształcie półksiężyca i dwie strzałki z środkiem usypiającym. Pachniał wanilią i pomarańczami. Uniósł ręce do góry,obserwując mnie. Poddaje się? Pułapka. Wsłuchałam się w otoczenie,ale nie usłyszałam nic. Była wokół nas cisza. Podniosłam wzrok i napotkałam jego spojrzenie. Spojrzenie miał łagodne i pełne znanego mi uczucia. Miłość od pierwszego wejrzenia,czy może pułapka? Moje serce przyśpieszyło,tak jak i jego,a po chwili padł na ziemie nieprzytomny. Z jego pleców wystawała strzałka z zielonymi frędzlami. środek usypiający. Kilka metrów dalej stał Augustus Verlac i opuszczał pistolet ze strzałkami usypiającymi. Ustalił się szefem i on wydawał rozkazy czy polecenia. Jest strasznie zarozumiały i pewny siebie. Nie toleruję go. Odwróciłam się do niego tyłem i znów popatrzyłam na Aleca. Otworzył oczy i popatrzył na mnie.
![]() |
| Stela Aleca. |
-Jak się tu znalazłeś?-zapytałam cicho.
-Jak tylko zobaczyłem bombę to zacząłem uciekać. W którymś momencie ziemie się skruszyła i wylądowałam tutaj. A potem straciłem przytomność-odpowiedział zwięźle. Kiwnęłam głową i pomogłam mu wstać.Wpadł do zwykłej dziury. Nie było innego wyjścia jak wejść po wystających skałach na górę. Alec szedł za mną. Kiedy tylko wypełzłam na spaloną trawę,wstałam i złapałam rękę Aleca. Wciągnęłam go na trawę,a potem pomogłam wstać.
Weszłam do piwnicy Dragomirów,w której więziliśmy ninja. Miałam na sobie spodenki,czarny sportowy stanik,bokserkę i czarne sportowe buty. Ćwiczyłam,a właściwie biegałam na bieżni przed chwilą. Zostałam zawołana do piwnicy ,ale nie wiedziałam po co. Zobaczyłam jak Verlac odchyla rękę do tyłu z zaciśniętą pięścią. Ninja był poobijany i nie mógł się bronić. Nie takie zasady obowiązują. Złapałam rękę blondyna kilka centymetrów przed twarzą czarnowłosego Koreańczyka. Zaskoczony Verlac odwrócił się w moją stronę i zmierzył mnie wzrokiem.
-Znasz zasady z Kodeksu-oznajmiłam,a na jego wydatne policzki wtargnął pełen złości rumieniec.
-Co mi zrobisz,rudzielcu?-zawarczał "groźnie".
-Wyzywam Cię na pojedynek na pięści-oznajmiłam głośno,patrząc na niego z płomieniami w oczach.
-Clary...-zaczął Alec,ale przerwał mu Augustus.
-Lepiej posłuchaj swojego Parabatai-rzucił przez zaciśnięte zęby. Uśmiechnęłam się wyzywająco i odpięłam pas z mieczem. Położyłam go na krześle i odpięłam paski ze sztyletami z ud. Również położyłam je obok miecza. Związałam włosy w kucyk i ściągnęłam buty. Je także położyłam obok swojej broni. Stanęłam w lekkim rozkroku i popatrzyłam na Verlaca. Również ściągnął buty i stanął w rozkroku.
***********************************************
Hejka. Rozdział jest krótki,ale jutro będzie druga część jak dobrze pójdzie. Jak myślicie kto zwycięży? A może ktoś im przerwie walkę? Kto to będzie? Jestem w dobrym nastroju,więc może się zdarzyć wszystko.
poniedziałek, 17 listopada 2014
Rozdział 20. Zabij ją i będziemy mogli wracać.
![]() |
| Clary Wayland. |
***Katsuro***
Stałem obok Masziko,naprzeciwko Misuri. Tworzyliśmy niepisany trójkąt. Nasz mały wypad się powiódł,ale na wszelki wypadek kilku innych wojowników było w pobliżu domu. Takie małe powitanie dla nowych gości zwiących się Nocnymi Łowcami. Całkiem fajna ksywka,dla klanu. Uśmiechnąłem się,a Misuri się zarumieniła. Była jedyną dziewczyną w naszym klanie. Płomienie Miecza. Czarne turu podobne do bandaży odznaczało się od innych klanów. Jako jedyni je nosiliśmy i tylko na misję.
![]() |
| Katsuro.19 lat.Wojownik ninja. |
-Ręce do góry i nie ruszać się!!-krzyknął kobiecy głos. Raczej nie oczekiwała,że jej posłuchamy. Nawet nie czekała na naszą reakcję. Powaliła kopniakiem z pełnego obrotu Maszika i popchnęła z całej siły na drzewo. Rudowłosa dziewczyna,mniejsza ode mnie odwróciła się do mnie,ale byłem przygotowany. Złapałem jej lecącą rękę i mocno zacisnąłem na niej palce,tak że się złamały. Obserwowałem jej twarz,ale nie zobaczyłem na niej bólu. Była wściekła i żądna rozlewu krwi. Miała dziwne oczy. Zielono-żółto-czerwone. Miała dziwne symbole na rękach,szyi i twarzy. Jedne nadal czarne drugie prawie niewidoczne,jak blizny. Kopnęła mnie w brzuch,przez co się skrzywiłem i zachwiałem. Przywaliła mi jeszcze kilka mocnych ciosów i zajęła się Misuri. Po kilku sekundach wojowniczka leżała nieprzytomna na ziemi u jej stup i uderzała precyzyjnie Maszika. Złapała go w pewnym momencie za szyję i przycisnęła do sosny.
-Clary!!!-krzyknął jakiś męski nieznany głos gdzieś na początku lasu. Nie był rozkazujący,raczej pytający,ale nie zawracałem sobie nim głowy. Rzuciłem w nią trzema srebrnymi gwiazdkami,ale ona tylko się wzdrygnęła. Kroki z jednego rozmnożyły się w trzy osoby. Jeśli jest ich więcej,podobnych do nich to musimy obmyślić jakiś lepszy plan działania. Musimy ich obserwować i znaleźć słabe punkty. Błyskawicznie znalazłem się nad Misuri i wziąłem ją na ręce,bo dalej była nieprzytomna. Byłem z naszego tria najszybszy i zdążyłem wejść na najrozłożystsze i najbardziej oddalone drzewo od dziewczyny,najprawdopodobniej nazywającą się Clary. Miałem dobry punkt obserwacyjny,którego nie mogli wypatrzeć. Po chwili zobaczyłem trzy biegnące postacie. Najbliżej dziewczyny był brunet o ciemnych oczach. Miał te same symbole na ciele co dziewczyna i reszta jego towarzyszy. Czarnowłosy chłopak o niebieskich oczach i dziewczyna blondynka i szarych oczach. Wszyscy byli podobnie uzbrojeni. Miecze,noże,sztylety i deski. Brunet podbiegł do rudowłosej i odciągnął ja delikatnie od mojego kolegi. Był siny na twarzy i kiedy tylko go puściła,upadł na ściółkę nieprzytomny. Dziwno oka zamrugała i odwróciła się twarzą ciemnookiego,który zbladł i popatrzył na swoje zakrwawione ręce. Błyskawicznie podniósł głowę i przyjrzał się dziewczynie stojącej naprzeciwko niego. Zobaczył moje trzy srebrne gwiazdki na jej ciele. Jedna utkwiła w jej prawym biodrze,druga w prawym ranieniu-wbiła się w mięśnie,a trzecia była prawie cała zanurzona koło jej prawej łopatki. Rany się będą wolno goić i pozostaną brzydkie blizny. Nie wiem co do siebie szeptali,bo byłem za daleko od nich. W tym czasie jak oni gadali. Blondynka zajęła się Dragomir,a czarnowłosy związał mojego towarzysza broni i zaczął ciągnąć w stronę domu Dragomirów.
********************************************
Witajcie! Rozdział krótki,bo nie mam zbytnio czasu pisać. Muszę się uczyć. Tak! Monika będzie się uczyć! To chyba koniec świata. Ten rozdział pojawił się w mojej głowie już wcześniej,ale zbytnio nie miałam czasu go napisać. Następny będzie dłuższy (postaram się!). Do następnego!
czwartek, 30 października 2014
czwartek, 23 października 2014
Uwaga!
Mam jeszcze karę na komputer do 27 października,ale 20 rozdział
pojawi się 29 października jeśli pod tym postem będzie 10 komentarzy i
rozdział się pojawi 29.
sobota, 11 października 2014
Rozdział 19. Opowiedzieć Ci baśń?
Spędziliśmy w Idrisie tylko jeden miesiąc. Przez ten miesiąc mogłam spokojnie dojść do siebie i nabrać siły oraz nauczyć się walczyć naraz z kilkoma osobami. Herondale doczepił się do mnie jak rzep psiego ogona i nie chciał odpuścić. Ja nie wiem jak to się stało,że wylądował w szpitalu dla nocnych łowców. Ja mu tylko podałam jakąś miksturę. Jeszcze dokładnie nie wiem jak ona działa,ale już wiem przynajmniej,że działa. Teraz jestem w drodze do Las Vegas. Tak,niestety jedziemy,a nie przechodzimy przez Portal. Dostaliśmy zadanie do wykonania. Mamy chronić pewną rodzinę przed ninja zabójcami. Są szybcy,bezszelestni i brutalnie zabijają. Na akcję pod kryptonimem "dokopać ninja" przydzieleni zostali tylko nocni łowcy. Ja,Alec,Will,Jem,Izzy,Emma,Jessie i Augustus. Ja z Aleciem siedziałam najdalej jak było to możliwe od reszty i cicho rozmawialiśmy ze sobą. Herondale (Will) i Carstairs (Jem) siedzieli dwa siedzenia przed nami i również ze sobą cicho gadali. Natomiast Lightwood Izzy) i Branwell (Emma) spały. Verlac (Augustus) prowadził mini busa,a Lovelace (Jessie) czytał książkę.
-Wkurza mnie-oznajmił przez zęby w pewnej chwili moja bratnia dusza,gdy po raz kolejny Herondale się odwrócił i spojrzał na mnie. Myślał,że wypiłam herbatę,którą mi dał. Nie chce wiedzieć co w niej było,ale moje zdechłe róże nagle ożyły,kiedy wylałam na nie ciepłą substancję. Podejrzewam eliksir miłosny albo jakieś inne tego typu debilstwo.
-Nie tylko ciebie-mruknęłam. Byłam rozwalona na trzech,a właściwie czterech fotelach na końcu mini busa. Alec siedział na czwartym,a ja miałam głowę na jego kolanach. i gapiłam się na sufit pojazdu. Nogi niestety musiałam ugiąć w kolanach. Alec bawił się moimi włosami,a właściwie próbował je bardziej poskręcać i uczył się robić warkocze. Cały czas rozmawialiśmy i uśmiechaliśmy się. Dla kogoś z boku mogło się wydawać,że jesteśmy parą i kochamy się nad życie,ale w praktyce byliśmy Nocnymi Łowcami w dodatku Parabatai. Tu jest miłość,ale kochamy się jak brat i siostra niż para.
-Masz jeszcze te ataki?-zapytał po chwili ciszy i obserwował moją reakcję. Najpierw się wzdrygnęłam,a potem skrzywiłam. Już nie są takie częste jak na początku. Wcześniej trwały dziesięć minut,a teraz tylko trzy minuty. Trzy wiecznie dłużące się minuty moich wrzasków i zwijania się na ziemi z bólu nie do opisania. Mam je coraz rzadziej,ale wiem,że one się nigdy nie skończą.
-Tak,ale jest lepiej-odpowiedziałam słabym głosem,kiedy tylko przypomniał mi się ten ból.
-Chciałbym,żeby ataki zniknęły na zawsze-powiedział.
-Ja również-zgodziłam się z nim. Alec zamyślił się,bawiąc moimi włosami,a ja zamknęłam oczy. Chciałam zasnąć,ale było to niemożliwe bo mój organizm był wypoczęty. Natomiast stan psychiczny po ostatnim ataku spadł z 20 poziomu na 19 poziom. Moja psychika działała jeszcze dzięki Alecowi i moim przyjaciołom oraz Kate,którą nienawidzę z całego serca i nie mam zamiaru się zabijać albo dać zabić. Wzięłam głęboki wdech i wydech. Oczyszczałam swój umysł z myśli i odczuć oraz emocji. Tylko tak mogłam zapaść w sen czy małą drzemkę.
Czułam długie i chude palce Aleca w moich włosach oraz rękę Aleca na moim brzuchu i było mi ciepło. Głównie dlatego,że moja bratnia dusza przykryła mnie czarnym kocem i siebie również. Otworzyłam oczy i odwróciłam lekko głowę w prawo,by zobaczyć śpiącego bruneta. Kilka pukli włosów spadło mu na czoło,blada cera podkreślała jego wydatne kości policzkowe. Blado malinowe usta były wygięte w lekkim uśmiechu. Jego głowa opierała się o szybę. Powoli usiadłam na siedzeniach. Ręka Aleca spadła z mojego brzucha,co spowodowało,że się obudził. Usiadłam jak człowiek tuż przy oknie i patrzyłam jak krople deszczu spływają po szybie i łączą się ze sobą. Tym razem to Alec położył się na kolanach. Moich kolanach. Położył się na lewym boku,plecami do oparcia fotela,z głową na moich kolanach. Swoje ręce owinął wokół moich kolan i lekko je ścisnął,kładąc głowę na moich udach. Przykryłam go kocem po samą szyję i wgapiłam się w szybę. Przypomniała mi się pewna baśń.
-Opowiedzieć Ci baśń?-zapytałam go cicho,na co mruknął przytakująco-Było raz sobie trzech braci,którzy wędrowali opustoszałą,krętą drogą o zmierzchu. Doszli w końcu do rzeki zbyt głębokiej,by nią przejść, i zbyt groźnej,by przez nią przepłynąć. Bracia znali się na czarach,więc po prostu machnęli różdżkami i wyczarowali most nad zdradziecką tonią. Byli już w połowie mostu,gdy drogę zagrodziła im zakapturzona postać. I Śmierć przemówiła do nich. Była zła,że tym trzem nowym ofiarom udało się ją przechytrzyć,bo zwykle wędrowcy tonęli w rzece. Nie dała jednak za wygraną. Postanowiła udawać,że podziwia czarodziejskie zdolności trzech braci,i oznajmiła im,że każdemu należy się nagroda za przechytrzenie Śmierci. I tak,najstarszy brat,który miał wojownicze usposobienie,poprosił o różdżkę,której magiczna moc przewyższałaby moc każdej z istniejących różdżek,za pomocą której zwyciężyłby w każdym pojedynku-różdżkę godną czarodzieja,który pokonał Śmierć! I tak Śmierć podeszła do najstarszego drzewa rosnącego nad brzegiem rzeki,wycięła z jego gałęzi różdżkę i dała najstarszemu bratu,mówiąc:"To różdżka z czarnego bzu,zwana Czarną Różdżką. Mając ją w ręku,zwyciężysz każdego". Drugi w kolejności starszeństwa brat,który miał złośliwe usposobienie,postanowił bardziej upokorzyć Śmierć i poprosił o moc wzywania umarłych spoza grobu. I Śmierć podniosła gładki kamień z brzegu rzeki,dała mu go i powiedziała,że ów kamień ma moc ściągnięcia umarłego z zza grobu. Potem Śmierć zapytała najmłodszego brata,co by od niej chciał dostać. A był on z nich trzech najskromniejszy,a także najmądrzejszy,więc nie ufał Śmierci. Poprosił o coś,co pozwoliłoby mu odejść z tego miejsca,nie będąc ściganym przez Śmierć. I Śmierć,bardzo niechętnie,wręczyła mu swoją Pelerynę-Niewidkę. Wówczas Śmierć odstąpiła na bok i pozwoliła trzem braciom przejść przez rzekę i powędrować dalej,co też uczynili,rozprawiając o przygodzie,która im się przytrafiła,i podziwiając dary Śmierci. I zdarzyło się,że trzej bracia się rozdzielili,każdy poszedł własną drogą. Pierwszy brat wędrował przez tydzień lub dwa,aż doszedł do pewnej dalekiej wioski i odszukał czarodzieja,z którym się kiedyś pokłócił. Mając Czarną Różdżkę w ręku,nie mógł przegrać w pojedynku,który nastąpił. Zostawił ciało martwego przeciwnika na podłodze,a sam udał się do gospody,gdzie przechwalał się głośno mocą swojej różdżki,którą wydarł samej Śmierci i dzięki której stał się niezwyciężony. Tej samej nocy do najstarszego brata,który leżał w łóżku odurzony winem,podkradł się inny czarodziej. Zabrał mu różdżkę i na wszelki wypadek poderżnął gardło. I tak Śmierć zabrała pierwszego brata. Tymczasem drugi brat powędrował do własnego domu,w którym mieszkał samotnie. Zamknął się w izbie,wyjął Kamień,który miał moc ściągania zmarłych zza grobu,i obrócił go trzykrotnie w dłoni. Ku jego zdumieniu i radości natychmiast pojawiła się przed nim postać dziewczyny,z którą kiedyś miał nadzieję się ożenić,zanim spotkała ją przedwczesna śmierć. Była jednak smutna i zimna,oddzielona od niego jakby woalem, Choć wróciła zza grobu,nie należała prawdziwie do świata śmiertelników i bardzo cierpiała. W końcu ów drugi brat,doprowadzony do szaleństwa beznadziejną tęsknotą,zabił się,by naprawdę się z nią połączyć. I tak Śmierć zabrała drugiego brata. Choć Śmierć szukała trzeciego brata przez wiele lat,nigdzie nie mogła go znaleźć. Dopiero kiedy był w bardzo podeszłym wieku,zdjął z siebie Pelerynę-Niewidkę i dał ją swojemu synowi. A wówczas pozdrowił Śmierć jak starego przyjaciela i poszedł za nią z ochotą.i razem,jako równi sobie,odeszli z tego świata.*-zakończyłam baśń o Trzech Braciach. Alec już zasnął,a reszta prócz kierowcy już dawno spała. Deszcz przybrał na sile,a ja się zamyśliłam nad przenośnią tej baśni,a właściwie opowieści. Wszelkie wysiłki człowieka,być nieśmiertelnym są z góry skazane na porażkę. Śmierć zawsze po nas przyjdzie,będzie cierpliwie czekać,aż w końcu się doczeka i weźmie dusze zmarłego ze sobą do innego świata. Czarownicy też mogą umrzeć,choć jeśli ktoś ich pokona i zabije. Wszyscy kiedyś umrzemy. Taki jest nasz los.
*******************************
Witajcie! Gdyby co mnie tutaj nie było i nie dodałam rozdziału! Pamiętajcie! Mam w końcu ten szlaban na komputer,ale korzystam z okazji,że nikogo nie ma w domu i w dodatku jest noc. Następny rozdział pojawi się niebawem (zapewne w podobnych okolicznościach).
* Opowieść o Trzech Braciach zapewne znacie z HP. Przepisałam ją z książki (Baśnie Barda Beedle'a) J.K. Rowling.
To tyle na razie! Do zobaczenia!
-Wkurza mnie-oznajmił przez zęby w pewnej chwili moja bratnia dusza,gdy po raz kolejny Herondale się odwrócił i spojrzał na mnie. Myślał,że wypiłam herbatę,którą mi dał. Nie chce wiedzieć co w niej było,ale moje zdechłe róże nagle ożyły,kiedy wylałam na nie ciepłą substancję. Podejrzewam eliksir miłosny albo jakieś inne tego typu debilstwo.
-Nie tylko ciebie-mruknęłam. Byłam rozwalona na trzech,a właściwie czterech fotelach na końcu mini busa. Alec siedział na czwartym,a ja miałam głowę na jego kolanach. i gapiłam się na sufit pojazdu. Nogi niestety musiałam ugiąć w kolanach. Alec bawił się moimi włosami,a właściwie próbował je bardziej poskręcać i uczył się robić warkocze. Cały czas rozmawialiśmy i uśmiechaliśmy się. Dla kogoś z boku mogło się wydawać,że jesteśmy parą i kochamy się nad życie,ale w praktyce byliśmy Nocnymi Łowcami w dodatku Parabatai. Tu jest miłość,ale kochamy się jak brat i siostra niż para.
-Masz jeszcze te ataki?-zapytał po chwili ciszy i obserwował moją reakcję. Najpierw się wzdrygnęłam,a potem skrzywiłam. Już nie są takie częste jak na początku. Wcześniej trwały dziesięć minut,a teraz tylko trzy minuty. Trzy wiecznie dłużące się minuty moich wrzasków i zwijania się na ziemi z bólu nie do opisania. Mam je coraz rzadziej,ale wiem,że one się nigdy nie skończą.
-Tak,ale jest lepiej-odpowiedziałam słabym głosem,kiedy tylko przypomniał mi się ten ból.
-Chciałbym,żeby ataki zniknęły na zawsze-powiedział.
-Ja również-zgodziłam się z nim. Alec zamyślił się,bawiąc moimi włosami,a ja zamknęłam oczy. Chciałam zasnąć,ale było to niemożliwe bo mój organizm był wypoczęty. Natomiast stan psychiczny po ostatnim ataku spadł z 20 poziomu na 19 poziom. Moja psychika działała jeszcze dzięki Alecowi i moim przyjaciołom oraz Kate,którą nienawidzę z całego serca i nie mam zamiaru się zabijać albo dać zabić. Wzięłam głęboki wdech i wydech. Oczyszczałam swój umysł z myśli i odczuć oraz emocji. Tylko tak mogłam zapaść w sen czy małą drzemkę.
Czułam długie i chude palce Aleca w moich włosach oraz rękę Aleca na moim brzuchu i było mi ciepło. Głównie dlatego,że moja bratnia dusza przykryła mnie czarnym kocem i siebie również. Otworzyłam oczy i odwróciłam lekko głowę w prawo,by zobaczyć śpiącego bruneta. Kilka pukli włosów spadło mu na czoło,blada cera podkreślała jego wydatne kości policzkowe. Blado malinowe usta były wygięte w lekkim uśmiechu. Jego głowa opierała się o szybę. Powoli usiadłam na siedzeniach. Ręka Aleca spadła z mojego brzucha,co spowodowało,że się obudził. Usiadłam jak człowiek tuż przy oknie i patrzyłam jak krople deszczu spływają po szybie i łączą się ze sobą. Tym razem to Alec położył się na kolanach. Moich kolanach. Położył się na lewym boku,plecami do oparcia fotela,z głową na moich kolanach. Swoje ręce owinął wokół moich kolan i lekko je ścisnął,kładąc głowę na moich udach. Przykryłam go kocem po samą szyję i wgapiłam się w szybę. Przypomniała mi się pewna baśń.
-Opowiedzieć Ci baśń?-zapytałam go cicho,na co mruknął przytakująco-Było raz sobie trzech braci,którzy wędrowali opustoszałą,krętą drogą o zmierzchu. Doszli w końcu do rzeki zbyt głębokiej,by nią przejść, i zbyt groźnej,by przez nią przepłynąć. Bracia znali się na czarach,więc po prostu machnęli różdżkami i wyczarowali most nad zdradziecką tonią. Byli już w połowie mostu,gdy drogę zagrodziła im zakapturzona postać. I Śmierć przemówiła do nich. Była zła,że tym trzem nowym ofiarom udało się ją przechytrzyć,bo zwykle wędrowcy tonęli w rzece. Nie dała jednak za wygraną. Postanowiła udawać,że podziwia czarodziejskie zdolności trzech braci,i oznajmiła im,że każdemu należy się nagroda za przechytrzenie Śmierci. I tak,najstarszy brat,który miał wojownicze usposobienie,poprosił o różdżkę,której magiczna moc przewyższałaby moc każdej z istniejących różdżek,za pomocą której zwyciężyłby w każdym pojedynku-różdżkę godną czarodzieja,który pokonał Śmierć! I tak Śmierć podeszła do najstarszego drzewa rosnącego nad brzegiem rzeki,wycięła z jego gałęzi różdżkę i dała najstarszemu bratu,mówiąc:"To różdżka z czarnego bzu,zwana Czarną Różdżką. Mając ją w ręku,zwyciężysz każdego". Drugi w kolejności starszeństwa brat,który miał złośliwe usposobienie,postanowił bardziej upokorzyć Śmierć i poprosił o moc wzywania umarłych spoza grobu. I Śmierć podniosła gładki kamień z brzegu rzeki,dała mu go i powiedziała,że ów kamień ma moc ściągnięcia umarłego z zza grobu. Potem Śmierć zapytała najmłodszego brata,co by od niej chciał dostać. A był on z nich trzech najskromniejszy,a także najmądrzejszy,więc nie ufał Śmierci. Poprosił o coś,co pozwoliłoby mu odejść z tego miejsca,nie będąc ściganym przez Śmierć. I Śmierć,bardzo niechętnie,wręczyła mu swoją Pelerynę-Niewidkę. Wówczas Śmierć odstąpiła na bok i pozwoliła trzem braciom przejść przez rzekę i powędrować dalej,co też uczynili,rozprawiając o przygodzie,która im się przytrafiła,i podziwiając dary Śmierci. I zdarzyło się,że trzej bracia się rozdzielili,każdy poszedł własną drogą. Pierwszy brat wędrował przez tydzień lub dwa,aż doszedł do pewnej dalekiej wioski i odszukał czarodzieja,z którym się kiedyś pokłócił. Mając Czarną Różdżkę w ręku,nie mógł przegrać w pojedynku,który nastąpił. Zostawił ciało martwego przeciwnika na podłodze,a sam udał się do gospody,gdzie przechwalał się głośno mocą swojej różdżki,którą wydarł samej Śmierci i dzięki której stał się niezwyciężony. Tej samej nocy do najstarszego brata,który leżał w łóżku odurzony winem,podkradł się inny czarodziej. Zabrał mu różdżkę i na wszelki wypadek poderżnął gardło. I tak Śmierć zabrała pierwszego brata. Tymczasem drugi brat powędrował do własnego domu,w którym mieszkał samotnie. Zamknął się w izbie,wyjął Kamień,który miał moc ściągania zmarłych zza grobu,i obrócił go trzykrotnie w dłoni. Ku jego zdumieniu i radości natychmiast pojawiła się przed nim postać dziewczyny,z którą kiedyś miał nadzieję się ożenić,zanim spotkała ją przedwczesna śmierć. Była jednak smutna i zimna,oddzielona od niego jakby woalem, Choć wróciła zza grobu,nie należała prawdziwie do świata śmiertelników i bardzo cierpiała. W końcu ów drugi brat,doprowadzony do szaleństwa beznadziejną tęsknotą,zabił się,by naprawdę się z nią połączyć. I tak Śmierć zabrała drugiego brata. Choć Śmierć szukała trzeciego brata przez wiele lat,nigdzie nie mogła go znaleźć. Dopiero kiedy był w bardzo podeszłym wieku,zdjął z siebie Pelerynę-Niewidkę i dał ją swojemu synowi. A wówczas pozdrowił Śmierć jak starego przyjaciela i poszedł za nią z ochotą.i razem,jako równi sobie,odeszli z tego świata.*-zakończyłam baśń o Trzech Braciach. Alec już zasnął,a reszta prócz kierowcy już dawno spała. Deszcz przybrał na sile,a ja się zamyśliłam nad przenośnią tej baśni,a właściwie opowieści. Wszelkie wysiłki człowieka,być nieśmiertelnym są z góry skazane na porażkę. Śmierć zawsze po nas przyjdzie,będzie cierpliwie czekać,aż w końcu się doczeka i weźmie dusze zmarłego ze sobą do innego świata. Czarownicy też mogą umrzeć,choć jeśli ktoś ich pokona i zabije. Wszyscy kiedyś umrzemy. Taki jest nasz los.
*******************************
Witajcie! Gdyby co mnie tutaj nie było i nie dodałam rozdziału! Pamiętajcie! Mam w końcu ten szlaban na komputer,ale korzystam z okazji,że nikogo nie ma w domu i w dodatku jest noc. Następny rozdział pojawi się niebawem (zapewne w podobnych okolicznościach).
* Opowieść o Trzech Braciach zapewne znacie z HP. Przepisałam ją z książki (Baśnie Barda Beedle'a) J.K. Rowling.
To tyle na razie! Do zobaczenia!
niedziela, 28 września 2014
Uwaga!
Z racji tego,że mam szlaban nie mogę dodać (napisać) kolejnego
rozdziału. A mój szlaban na kompa będzie trwał do 27.10.2014 roku,więc
proszę o wyrozumiałość. Oczywiście dodam 9 rozdział,ale jak będę miała
jakąś okazję do tego,a na razie na żadną się nie zapowiada. :(. Nie wagarujcie,naprawdę odradzam.
czwartek, 11 września 2014
Rozdział 18. Jestem Twoją bratnią duszą,Alec.
Po dwóch dniach dziwnych eksperymentów na mnie przez Cichych
Braci,pozwolili mi opuścić szpital. Ubrałam jakoś spodnie,ale bandaż z
jakimś świństwem na plecach mi trochę przeszkadzał,bo nie mogłam się
schylać. Byłam ubrana na czarno,jak każdy inny Nocny Łowca w Idrisie.
Herondale już mnie nie odwiedził,co było mi na rękę. Nie zamierzam się z
nim zaprzyjaźnić czy nawet zakolegować. Ubrałam czarną bluzę Aleca i
założyłam buty. Z pomocą Aleca wstałam i wyszliśmy z budynku. Ból
ustąpił,ale ja wiem,że on wróci ze zdwojoną siłą-zawsze tak jest.
Dzisiaj jest specjalny dzień. To właśnie dzisiaj oficjalnie i
nieodwracalnie zostanę Parabatai Aleca i on moim. Jestem podekscytowana i
zmęczona jednocześnie. Będę mieszkać w rezydencji Waylandów,bo tylko ja
z rodziny jeszcze żyję. Mijaliśmy powoli obcych mi ludzi,którzy
zatrzymywali się i patrzyli na mnie jak na jakiś bezcenny obraz,co mi
się nie podobało. Napięłam się odruchowo i wgapiłam się w drzewo kilka
metrów przed nami.
-Nawet na nas nie zwracali większej uwagi,a na Ciebie się gapią jak ciele w namalowane wrota-skomentował Alec.
-Skarżysz się?-zakpiłam z niego. Lubiłam mu dogryzać. Oboje lubiliśmy się ze sobą drażnić.
-Jestem tylko trochę zazdrosny-mruknął cichutko,że ledwie go usłyszałam.
-Nie musisz-kiedy tylko powiedziałam te słowa,zostałam przyduszona przez ramiona Diany,która niechcący sprawiła,że ból w plecach podwoił się. Nie wydałam z siebie żadnego dźwięku oprócz długiego westchnienia. Moja maska zawitała na twarzy wraz z szerokim uśmiechem.
-Tak cholernie się martwiliśmy!! A Oni nie chcieli mnie do Ciebie wpuścić!!-zawyła jednocześnie oburzona i uradowana. Zaśmiałam się cicho,gdy do miażdżenia mnie dołączyła jeszcze Katrina. Jak miażdżyć to grupowo,nie?
-Miażdżycie-oznajmiłam rozbawiona. Obie w tym samym czasie się odsunęły ode mnie.
-Gratulację-zapiszczały obie radośnie. Uśmiechnęłam się lekko i kątem oka zobaczyłam czuprynę Jece'a znikającą za rogiem jakiegoś sklepu. Nie musiałam nawet mówić tym kochanym pojebańcom dokąd idę i po co. Oni wiedzieli.
-Zaczekamy tutaj-oznajmił Alec. Kiwnęłam prawie niezauważalnie głową i ruszyłam za blond czupryną czymś pomiędzy sprintem,a truchtem. Nie miałam na razie dobrej kondycji po moim "spaniu". Jece ubrany w fioletowy podkoszulek z brokatowym nazwiskiem i szare dresy. Jasne jak słońce było,że kilka minut wcześniej miał trening z Bane'm. Alec dużo mówił jak leżałam w szpitalnym łóżku. Nas będzie uczyła Fiona Verlac,najlepsza Nocna Łowczyni w dziejach Nocnych Łowców. Nie dowiedziałam się jaki strój będę nosić,bo jeszcze nie ma ustalonych obowiązkowych treningowych strojów dla Nocnych Łowców. Dogoniłam blondyna i złapałam go za ramie,zmuszając by się zatrzymał.
-Pędzisz jak struś-sapnęłam.
-Żyjesz-stwierdził Jece.
-Umarłam i teraz Cię prześladuje-powiedziałam z ironią-Wybaczam Ci to co się stało na tamtej planecie-oznajmiłam poważnie. On tylko uśmiechnął się kpiąco pod nosem i ruszył przed siebie leniwym krokiem. Przez chwilę gapiłam się zdezorientowana na jego plecy,ale po chwili odwróciłam się z ironicznym uśmiechem i ruszyłam do przyjaciół.
*****
-Nie nalegaj na mnie,abym Cię opuścił i odszedł od Ciebie,albowiem dokądkolwiek pójdziesz tam ja pójdę,gdzie zamieszkasz tam ja zamieszkam. Lud Twój będzie moim ludem. Bóg Twój,moim Bogiem. Gdzie Ty umrzesz i ja umrę i tam zostanę pochowany. Anioł zrobi to dla mnie. I tylko śmierć nas rozłączy. Tak nam dopomóż Aniele!-powiedzieliśmy razem. To właśnie przysięga Parabatai,znaki zrobiliśmy sobie wcześniej i nawet nie zgadniecie gdzie mamy Runę. Nie,nie na tyłku,chodź Alec chciał ale cudem go odwiodłam od tego pomysłu. Nasze Runy były centralnie na sercu,tam gdzie jest. Ja miałam po lewej stronie i Alec po lewej,bo nasze serca były wyjątkowe.
Teraz Runa na moim sercu pulsowała łagodnie,jak drugie serce. Uśmiechnęłam się. Brat Zachariasz i Brat Enoch byli naszymi świadkami. Oprócz nich i przyjaciół bez Jece'a była jeszcze Konsul i Inkwizytor. Byliśmy w moim domu,a właściwie moim i Aleca. Wszyscy byliśmy ubrani tak jak swoje rasy. Katrina na biało,Diana na czerwono,a reszta na czarno z wyjątkiem Cichych Braci,którzy byli ubrani w szare,pergaminowe stroje. Po jakiś pięciu minutach zostaliśmy sami. Diana i Katrina poszły na trening. Alec został i razem wżeraliśmy lody.
****
Ubrana i gotowa na pierwszy trening ruszyłam z Alec'iem-konno oczywiście-do Idrisu. Mój nowy dom był oddalony od miasta kilka kilometrów. Teraz centralnie mieszkam w lesie i żeby szybko dostać się do miasta muszę jeździć na koniu. Oczywiście na olep,bo jeszcze nie znalazłam siodła. Sela-moja czarna klacz-była dość udomowiona i polubiła mnie. Poza tym dowiedziałam się kilka interesujących faktów. Konie Waylandów uciekły do lasu i trochę zdziczały. Słuchają tylko mojego rodu i mają charakterki. Stado mieszka w lesie,obok rezydencji i nie lubi Diany. Kiedy kłusem jechałam za Aleciem,który na brązowym koniu prowadził nas do sali treningowej,wszyscy z niedowierzaniem patrzyli na moją czarną klacz i na mnie. Sela jest niby najdziksza i najbardziej niebezpieczna ze stada,dlatego została przywódcą. Druga część moim zdaniem jest tylko prawdziwa. Klacz faktycznie jest przywódcą stada,ale nie jest najdziksza i najniebezpieczniejsza. Oni chyba nie natknęli się na Karesa. Niby biały,majestatyczny koń powinien być łagodny jak baranek,ale prawda jest taka,że Kares jest w cholerę dziki i on po prostu nie przepada za mną i Aleciem. Normalnie diabeł wcielony. Zatrzymałam klacz tuż przed kilkoma schodami prowadzącymi do sal treningowych. Na schodach stali uczniowie w swoich strojach i czekali na pierwsze zajęcia. Mówiąc uczniowie mam na myśli Nocnych Łowców,Wilkołaki,Wampiry i Czarodziei. Katrina uczy się z Czarodziejami i Wilkołakami. Wszyscy się na nas patrzeli jak tylko nas zobaczyli. Zsiadłam z Seli i pogłaskałam ją delikatnie po szyi.
-Wróć po mnie jak słońce będzie dotykać czubków drzew-szepnęłam do niej. Parsknęła i razem z Piorunem zaczęła biec z powrotem do stada. Odwróciłam się w samą porę by sobaczyć biegnącą z wampirzą szybkością Dianę. Po kilku sekundach już mnie przytulała. Poklepałam ją po plecach delikatnie i uśmiechnęłam się szeroko.
-Jak Ty to robisz,że ta wredna klacz Cię lubi?-zapytała,kiedy się ode mnie odkleiła.
-Rozumiem ją,tak jak ona mnie-odpowiedziałam i we trójkę ruszyliśmy po schodach na górę. Alec zaprowadził mnie do "szefowej" nauczycieli i zostawił samą. Kobieta za biurkiem była siwowłosą kobietą po piędźdźiesiątcę,miała ostre rysy twarzy,szare oczy i sprawiała wrażenie osoby nie znoszącej sprzeciwu.
-Nazywam się Clarissa Wayland-przedstawiłam się.
-Wiem jak się nazywasz. Za pięć minut masz Sprawdzian Umiejętności w Walce. Potem Wiedza o Demonach. Demonologia. Historia Nocnych Łowców i trening-oznajmiła-Strój już na Ciebie czeka w szatni,zaprowadzi Cię tam Dennis-dodała i wskazała ręką na chłopaka w brązowym stroju treningowym. Był wyższy ode mnie o ponad głowę,co uświadomiło mi jaka jestem niska. Małe jest piękne! Miał białe włosy i srebrne tęczówki,co totalnie mnie zdziwiło. Był poważny i również lustrował mnie wzrokiem. Cóż,muszę przyznać,że nieźle ćwiczył-wywnioskowałam to po jego mięśniach. Chłopak wyszedł na korytarz,więc ruszyłam za nim.
-Masz tylko trzy minuty na przebranie się. Pani Carstairs nie lubi spóźnialskich-powiedział,kiedy otwierałam drzwi do szatni dla dziewczyn. Nie podobało mi się to,że inne dziewczyny będą wiedzieć o moich dwóch bliznach na łopatkach,bo powiedzą o tym wszystkim ludziom,a chciałabym żeby zostało tak jak jest. Ubrałam czarną podkoszulkę z moim herbem i nazwiskiem na plecach. Herb czyli duża podkowa była złota i była na całej długości podkoszulki z przodu. Nazwisko było też złote. Niestety trafiły mi się czarne spodenki,na kieszeniach z tyłu była złota podkowa i czarne buty za kostkę również z podkową złotą. Przebranie zajęło mi dwie minuty. Zdążyłam nawet poskładać swoje ubranie. Dennis gdzieś zniknął,ale za to pojawił się Alec.
-Teraz będą sprawdzane Twoje umiejętności w walce,więc postaraj się i może trafisz do grupy zaawansowanej-oznajmił.
-A Ty w jakiej jesteś grupie?-zapytałam z niby ciekawości.
-Początkującej-odpowiedział cicho.
-Podciągniesz się!-zapewniłam go,jak wchodziliśmy do sali. Wszyscy siedzieli na ławce i gapili się na kobietę z dwoma kijami. Zrozumiałam,że tym będę walczyć z jakimś uczniem. Spokojnie,mam już przygotowany plan działania! Kiedy tylko weszliśmy do sali wzrok wszystkich spoczął na mnie,ale ignorowałam to. Związałam swoje rude włosy związałam w kucyka i podeszłam do wyższej o kilka centymetrów kobiety o brązowych włosach i zielonych oczach. Zrozumiałam,że to jest Pani Carstairs,bo była dużo starsza od uczniów. Ubrana była na brązowo,jak Dennis,który stał pod ścianą i przyglądał mi się. Jego też zignorowałam. Alec poklepał mnie pokrzepiająco po ramieniu i ruszył do ławki. Kobieta przede mną zlustrowała mnie wzrokiem,jakby chciała mnie ocenić. Ukryłam lekki uśmiech. Będzie jak z płatka. Przez wszystkie wolne od "szkoły" dni trenowałam z Aleciem. Straciłam tylko formę,ale nadal dobrze walczyłam. Nie miałam w planie pokazywać na co mnie stać. O nie,to nie wchodziło w mój plan.
-Pokarz co potrafisz,panno Wayland-nakazała,podając mi kij. Trochę trudniej było mi ukryć szeroki uśmiech. Nie zamierzałam nic pokazywać,a szczególnie jak walczę. Mój plan polegał na tym,że mam zamiar walczyć jak niedołęga. Zrobiłam unik w ostatniej chwili przed kijem nauczycielki. Kurczę,to będzie łatwiejsze niż myślałam. Zaatakowałam wcześniej niż ona,ale z łatwością odparowała mój atak.
Po piętnastu minutach walki na kije miałam lekką zadyszkę. Carstairs wygrała osiem razy,a ja dwa.
-Grupa początkująca-oznajmiła. Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się lekko. Obstawiam,że moje złote oczy stało się o odcień jaśniejsze. O to mi chodziło. Byłam z siebie zadowolona. To naprawdę trudne przegrywać co chwilę. Usiadłam na uboczu,obok Aleca.
-Czemu dałaś jej wygrać? Jesteś od niej dużo lepsza!-zapytał.
-Jestem Twoją bratnią duszą,Alec-przypomniałam mu.
-Zrobiłaś to dla mnie?-zapytał w totalnym szoku. Skrzyżowałam ręce pod biustem.
-Oczywiście,że tak!-potwierdziłam lekko urażona. Mógł to przewidzieć,ale z drugiej strony mógł przepuszczać,że jednak go posłucham i dam z siebie wszystko...
******************************
Witajcie Nocni Łowcy! Przepraszam,że tak późno dodaję,ale nie miałam siły i czasu. Szkoła potrafi wykończyć człowieka...Ja chcę wakacje! Jak rozdział? Miał być krótszy,ale zrobiłam dłuższy na przeprosiny. Okey, 4 komentarze i następny rozdział!
-Nawet na nas nie zwracali większej uwagi,a na Ciebie się gapią jak ciele w namalowane wrota-skomentował Alec.
-Skarżysz się?-zakpiłam z niego. Lubiłam mu dogryzać. Oboje lubiliśmy się ze sobą drażnić.
-Jestem tylko trochę zazdrosny-mruknął cichutko,że ledwie go usłyszałam.
-Nie musisz-kiedy tylko powiedziałam te słowa,zostałam przyduszona przez ramiona Diany,która niechcący sprawiła,że ból w plecach podwoił się. Nie wydałam z siebie żadnego dźwięku oprócz długiego westchnienia. Moja maska zawitała na twarzy wraz z szerokim uśmiechem.
-Tak cholernie się martwiliśmy!! A Oni nie chcieli mnie do Ciebie wpuścić!!-zawyła jednocześnie oburzona i uradowana. Zaśmiałam się cicho,gdy do miażdżenia mnie dołączyła jeszcze Katrina. Jak miażdżyć to grupowo,nie?
-Miażdżycie-oznajmiłam rozbawiona. Obie w tym samym czasie się odsunęły ode mnie.
-Gratulację-zapiszczały obie radośnie. Uśmiechnęłam się lekko i kątem oka zobaczyłam czuprynę Jece'a znikającą za rogiem jakiegoś sklepu. Nie musiałam nawet mówić tym kochanym pojebańcom dokąd idę i po co. Oni wiedzieli.
-Zaczekamy tutaj-oznajmił Alec. Kiwnęłam prawie niezauważalnie głową i ruszyłam za blond czupryną czymś pomiędzy sprintem,a truchtem. Nie miałam na razie dobrej kondycji po moim "spaniu". Jece ubrany w fioletowy podkoszulek z brokatowym nazwiskiem i szare dresy. Jasne jak słońce było,że kilka minut wcześniej miał trening z Bane'm. Alec dużo mówił jak leżałam w szpitalnym łóżku. Nas będzie uczyła Fiona Verlac,najlepsza Nocna Łowczyni w dziejach Nocnych Łowców. Nie dowiedziałam się jaki strój będę nosić,bo jeszcze nie ma ustalonych obowiązkowych treningowych strojów dla Nocnych Łowców. Dogoniłam blondyna i złapałam go za ramie,zmuszając by się zatrzymał.
-Pędzisz jak struś-sapnęłam.
-Żyjesz-stwierdził Jece.
-Umarłam i teraz Cię prześladuje-powiedziałam z ironią-Wybaczam Ci to co się stało na tamtej planecie-oznajmiłam poważnie. On tylko uśmiechnął się kpiąco pod nosem i ruszył przed siebie leniwym krokiem. Przez chwilę gapiłam się zdezorientowana na jego plecy,ale po chwili odwróciłam się z ironicznym uśmiechem i ruszyłam do przyjaciół.
*****
-Nie nalegaj na mnie,abym Cię opuścił i odszedł od Ciebie,albowiem dokądkolwiek pójdziesz tam ja pójdę,gdzie zamieszkasz tam ja zamieszkam. Lud Twój będzie moim ludem. Bóg Twój,moim Bogiem. Gdzie Ty umrzesz i ja umrę i tam zostanę pochowany. Anioł zrobi to dla mnie. I tylko śmierć nas rozłączy. Tak nam dopomóż Aniele!-powiedzieliśmy razem. To właśnie przysięga Parabatai,znaki zrobiliśmy sobie wcześniej i nawet nie zgadniecie gdzie mamy Runę. Nie,nie na tyłku,chodź Alec chciał ale cudem go odwiodłam od tego pomysłu. Nasze Runy były centralnie na sercu,tam gdzie jest. Ja miałam po lewej stronie i Alec po lewej,bo nasze serca były wyjątkowe.
![]() |
| Runa Parabatai |
****
Ubrana i gotowa na pierwszy trening ruszyłam z Alec'iem-konno oczywiście-do Idrisu. Mój nowy dom był oddalony od miasta kilka kilometrów. Teraz centralnie mieszkam w lesie i żeby szybko dostać się do miasta muszę jeździć na koniu. Oczywiście na olep,bo jeszcze nie znalazłam siodła. Sela-moja czarna klacz-była dość udomowiona i polubiła mnie. Poza tym dowiedziałam się kilka interesujących faktów. Konie Waylandów uciekły do lasu i trochę zdziczały. Słuchają tylko mojego rodu i mają charakterki. Stado mieszka w lesie,obok rezydencji i nie lubi Diany. Kiedy kłusem jechałam za Aleciem,który na brązowym koniu prowadził nas do sali treningowej,wszyscy z niedowierzaniem patrzyli na moją czarną klacz i na mnie. Sela jest niby najdziksza i najbardziej niebezpieczna ze stada,dlatego została przywódcą. Druga część moim zdaniem jest tylko prawdziwa. Klacz faktycznie jest przywódcą stada,ale nie jest najdziksza i najniebezpieczniejsza. Oni chyba nie natknęli się na Karesa. Niby biały,majestatyczny koń powinien być łagodny jak baranek,ale prawda jest taka,że Kares jest w cholerę dziki i on po prostu nie przepada za mną i Aleciem. Normalnie diabeł wcielony. Zatrzymałam klacz tuż przed kilkoma schodami prowadzącymi do sal treningowych. Na schodach stali uczniowie w swoich strojach i czekali na pierwsze zajęcia. Mówiąc uczniowie mam na myśli Nocnych Łowców,Wilkołaki,Wampiry i Czarodziei. Katrina uczy się z Czarodziejami i Wilkołakami. Wszyscy się na nas patrzeli jak tylko nas zobaczyli. Zsiadłam z Seli i pogłaskałam ją delikatnie po szyi.
-Wróć po mnie jak słońce będzie dotykać czubków drzew-szepnęłam do niej. Parsknęła i razem z Piorunem zaczęła biec z powrotem do stada. Odwróciłam się w samą porę by sobaczyć biegnącą z wampirzą szybkością Dianę. Po kilku sekundach już mnie przytulała. Poklepałam ją po plecach delikatnie i uśmiechnęłam się szeroko.
-Jak Ty to robisz,że ta wredna klacz Cię lubi?-zapytała,kiedy się ode mnie odkleiła.
-Rozumiem ją,tak jak ona mnie-odpowiedziałam i we trójkę ruszyliśmy po schodach na górę. Alec zaprowadził mnie do "szefowej" nauczycieli i zostawił samą. Kobieta za biurkiem była siwowłosą kobietą po piędźdźiesiątcę,miała ostre rysy twarzy,szare oczy i sprawiała wrażenie osoby nie znoszącej sprzeciwu.
-Nazywam się Clarissa Wayland-przedstawiłam się.
-Wiem jak się nazywasz. Za pięć minut masz Sprawdzian Umiejętności w Walce. Potem Wiedza o Demonach. Demonologia. Historia Nocnych Łowców i trening-oznajmiła-Strój już na Ciebie czeka w szatni,zaprowadzi Cię tam Dennis-dodała i wskazała ręką na chłopaka w brązowym stroju treningowym. Był wyższy ode mnie o ponad głowę,co uświadomiło mi jaka jestem niska. Małe jest piękne! Miał białe włosy i srebrne tęczówki,co totalnie mnie zdziwiło. Był poważny i również lustrował mnie wzrokiem. Cóż,muszę przyznać,że nieźle ćwiczył-wywnioskowałam to po jego mięśniach. Chłopak wyszedł na korytarz,więc ruszyłam za nim.
-Masz tylko trzy minuty na przebranie się. Pani Carstairs nie lubi spóźnialskich-powiedział,kiedy otwierałam drzwi do szatni dla dziewczyn. Nie podobało mi się to,że inne dziewczyny będą wiedzieć o moich dwóch bliznach na łopatkach,bo powiedzą o tym wszystkim ludziom,a chciałabym żeby zostało tak jak jest. Ubrałam czarną podkoszulkę z moim herbem i nazwiskiem na plecach. Herb czyli duża podkowa była złota i była na całej długości podkoszulki z przodu. Nazwisko było też złote. Niestety trafiły mi się czarne spodenki,na kieszeniach z tyłu była złota podkowa i czarne buty za kostkę również z podkową złotą. Przebranie zajęło mi dwie minuty. Zdążyłam nawet poskładać swoje ubranie. Dennis gdzieś zniknął,ale za to pojawił się Alec.
-Teraz będą sprawdzane Twoje umiejętności w walce,więc postaraj się i może trafisz do grupy zaawansowanej-oznajmił.
-A Ty w jakiej jesteś grupie?-zapytałam z niby ciekawości.
-Początkującej-odpowiedział cicho.
-Podciągniesz się!-zapewniłam go,jak wchodziliśmy do sali. Wszyscy siedzieli na ławce i gapili się na kobietę z dwoma kijami. Zrozumiałam,że tym będę walczyć z jakimś uczniem. Spokojnie,mam już przygotowany plan działania! Kiedy tylko weszliśmy do sali wzrok wszystkich spoczął na mnie,ale ignorowałam to. Związałam swoje rude włosy związałam w kucyka i podeszłam do wyższej o kilka centymetrów kobiety o brązowych włosach i zielonych oczach. Zrozumiałam,że to jest Pani Carstairs,bo była dużo starsza od uczniów. Ubrana była na brązowo,jak Dennis,który stał pod ścianą i przyglądał mi się. Jego też zignorowałam. Alec poklepał mnie pokrzepiająco po ramieniu i ruszył do ławki. Kobieta przede mną zlustrowała mnie wzrokiem,jakby chciała mnie ocenić. Ukryłam lekki uśmiech. Będzie jak z płatka. Przez wszystkie wolne od "szkoły" dni trenowałam z Aleciem. Straciłam tylko formę,ale nadal dobrze walczyłam. Nie miałam w planie pokazywać na co mnie stać. O nie,to nie wchodziło w mój plan.
-Pokarz co potrafisz,panno Wayland-nakazała,podając mi kij. Trochę trudniej było mi ukryć szeroki uśmiech. Nie zamierzałam nic pokazywać,a szczególnie jak walczę. Mój plan polegał na tym,że mam zamiar walczyć jak niedołęga. Zrobiłam unik w ostatniej chwili przed kijem nauczycielki. Kurczę,to będzie łatwiejsze niż myślałam. Zaatakowałam wcześniej niż ona,ale z łatwością odparowała mój atak.
Po piętnastu minutach walki na kije miałam lekką zadyszkę. Carstairs wygrała osiem razy,a ja dwa.
-Grupa początkująca-oznajmiła. Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się lekko. Obstawiam,że moje złote oczy stało się o odcień jaśniejsze. O to mi chodziło. Byłam z siebie zadowolona. To naprawdę trudne przegrywać co chwilę. Usiadłam na uboczu,obok Aleca.
-Czemu dałaś jej wygrać? Jesteś od niej dużo lepsza!-zapytał.
-Jestem Twoją bratnią duszą,Alec-przypomniałam mu.
-Zrobiłaś to dla mnie?-zapytał w totalnym szoku. Skrzyżowałam ręce pod biustem.
-Oczywiście,że tak!-potwierdziłam lekko urażona. Mógł to przewidzieć,ale z drugiej strony mógł przepuszczać,że jednak go posłucham i dam z siebie wszystko...
******************************
Witajcie Nocni Łowcy! Przepraszam,że tak późno dodaję,ale nie miałam siły i czasu. Szkoła potrafi wykończyć człowieka...Ja chcę wakacje! Jak rozdział? Miał być krótszy,ale zrobiłam dłuższy na przeprosiny. Okey, 4 komentarze i następny rozdział!
wtorek, 2 września 2014
Rozdział 17! Nigdy się nie wycofam.
Zamrugałam powiekami.
-Co takiego chcesz,za przeniesienie nas do Idrisu?-zapytałam razem z Aleciem.
-Twojej wilczej natury i skrzydeł-odpowiedział,przyglądając mi się.
-Mam rozumieć,że jak oddam Ci DOBROWOLNIE wilka,w którego się zmieniam i moje piękne skrzydła po matce to nas przeniesiesz do tego całego Idrisu?-dałam nacisk na "dobrowolnie". Żaden demon nie może zabrać czegoś należącego do innego stworzenia,bez jego zgody.
-W rzeczy samej-potwierdził demon. Zastanawiam się czemu demony przybierają ludzką postać,a nie pokazują swojej prawdziwej. Dlaczego zawsze ja muszę cierpieć?
-Jeśli się nie zgodzę to sobie pójdziesz,a przed powrotem tak gdzie byłeś naślesz na nas wszystkie demony z tego świata?-zgadywałam. Nie muszę być jakąś wróżką,żeby się domyślić co dla nas zaplanował jeśli mu od mówię. Rozłożyłam szeroko ręce,pogodzona z losem i śmiercią. A jak nie umrę,to będę jeszcze Nocnym Łowcą jak Alec,tylko z większą krwią Anioła. Moja ostatnia myśl? Kocham Cię mamo,przepraszam. Demon tylko kiwnął głową-Zgadzam się na nasz układ-powiedziałam pewnie. Po moich słowach,uniosłam się nad ziemię. Demon mnie uniósł dla bezpieczeństwa,że się nie wycofam,ale ja już nie mogłam. Powtarzaj-nakazał demon w moim umyśle-Wyrzekam się wilczej natury i krwi dobrowolnie. Uśmiechnęłam się lekko. Znałam cały rytuał. Mogę go upiększyć.
-Ja Clarissa Wayland dobrowolnie wyrzekam się mojej Wilczej Natury i Krwi w imię dobra przyjaciół-kiedy tylko skończyłam mówić,ból ogarnął moje ciało. Starałam się nie krzyczeć z bólu,ale to nic nie dawało. Krzyczałam,ba! ja wrzeszczałam z bólu. Do tego jeszcze doszedł większy ból po wyrywaniu mi skrzydeł z pleców. Jak zbawienie przyszła ciemność i niewiedza,w którą od razu się rzuciłam. Usłyszałam jeszcze tylko mój głośny oddech i krzyk,a potem nastało ukojenie i ciemność.
****
-Cisi Bracia nie dają jej szansy na przeżycie-oznajmił znajomy głos z daleka. Nie wiem ile minęło od zemdlenia. Nie wiem nawet gdzie jestem. Jedynie czuję ból na łopatkach,w klatce piersiowej i gardle.
-Nie wiedzą co się stało. Dostarczyliście ją całą zakrwawioną i nieprzytomną-oznajmił kobiecy głos z bliska. Diana? Musiała stać koło mnie.
-Jej oddech jest słaby i urywany,ale nadal żyję-zauważył chyba Jece.
-A Ty jakbyś oddychał po takich katuszach?!-uniósł swój głos Alec. Zaczęli rozmawiać cicho o czymś,ale nie słyszałam o czym. Umilkli jak ktoś wszedł do pomieszczenia,w którym się znajdowałam.
-O czym rozmawialiście?-zapytał nieznany mi męski głos.
-Nie Twój interes,Herondale!-warknęli chórem moi przyjaciele. Dalej już nic nie słyszałam,bo ciemność znów po mnie przybyła. Poddałam się jej.
****
Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam oczy. Musiałam zamrugać kilka razy,by oczy przyzwyczaiły się do jasności i światła słonecznego,które padało prosto na moją twarz. Wsparłam się na łokciach i rozejrzałam po pomieszczeniu. Kilkanaście łóżek szpitalnych było wolne i równo wyścielanie. Znajdowaliśmy się w Idrisie,poznałam po białych,ogromnych i niesamowitych wieżach za ogromnym oknem. Był dzień,a właściwie to chyba popołudnie. Byłam tak pochłonięta,pochłanianiem widoku,że nie zauważyłam nawet jak ktoś wszedł do "pokoju". Odwróciłam głowę dopiero,gdy usłyszałam odchrząknięcie. Obok łóżka,na którym leżałam stał tak na oko osiemnastoletni chłopak o czarnych włosach i niebieskich oczach. Rysy jego twarzy były delikatne,a on sam się lekko uśmiechnął do mnie. Podniosłam jedną brew do góry w pytający sposób.
-Jestem Will-przedstawił się i usiadł z gracją pantery na łóżku obok. Słyszałam już ten głos.
-Herondale-mruknęłam zachrypniętym głosem. Kiedy chciałam usiąść,poczułam ból w każdym calu i komórce. Z grymasem bólu wróciłam do poprzedniej pozycji.
-Boli Cię coś?-zapytał zatroskany. Wywinęłam się od odpowiedzi dzięki Alecowi,który wszedł kremowymi drzwiami. Posłałam mu blady uśmiech.
-Jak się czujesz?-zapytał zatroskany. Miał włosy odstające we wszystkie strony,sine worki pod oczami i pomięte czarne ubrania. Widać było,że nie spał od kilku dni i odetchnął z ulgą kiedy zobaczył,że żyję.
-W miarę możliwości dobrze-skłamałam gładko.
-Martwiliśmy się o Ciebie,mała-oznajmił po chwili ciszy Alec-Wyjdź-rozkazał Willowi. Ten popatrzył na mnie i po chwili ruszył do drzwi.
-Masz niezłe blizny na łopatkach-oznajmił szeptem Alec,jak wyproszony chłopak zniknął za drzwiami.
-Czuję się jak śmieć-odpowiedziałam mu.
-Runy uzdrawiające nie działały na Ciebie-oznajmił-Byłaś nieprzytomna przez dwa tygodnie. Nie reagowałaś na nic-dodał po chwili wahania.
-Raz wróciłam-szepnęłam-Ile dni siedzieliście przy mnie?-zapytałam cicho.
-Tydzień siedziała ze mną reszta,a później ich wygonili. Ja zostałem bo przecież mam być Twoim Parabatai-nagle spochmurniał-Chyba,że się wycofujesz-dodał szeptem.
-Nigdy się nie wycofam-zapewniłam go.
Alec siedział jeszcze dwie godziny,a potem przyszli Cisi Bracia i zaczęli mnie "badać'. Oczywiście musiałam usiąść i grzecznie pić wszystko co mi dawali.
****************************************
Przepraszam Was Aniołki,że dopiero teraz dodaję rozdział ale nie mogłam,bo zabrakło mi pomysłów. Jak Wam minął pierwszy dzień w szkole? Mi w miarę dobrze,ale chce już wakację!
-Co takiego chcesz,za przeniesienie nas do Idrisu?-zapytałam razem z Aleciem.
-Twojej wilczej natury i skrzydeł-odpowiedział,przyglądając mi się.
-Mam rozumieć,że jak oddam Ci DOBROWOLNIE wilka,w którego się zmieniam i moje piękne skrzydła po matce to nas przeniesiesz do tego całego Idrisu?-dałam nacisk na "dobrowolnie". Żaden demon nie może zabrać czegoś należącego do innego stworzenia,bez jego zgody.
-W rzeczy samej-potwierdził demon. Zastanawiam się czemu demony przybierają ludzką postać,a nie pokazują swojej prawdziwej. Dlaczego zawsze ja muszę cierpieć?
-Jeśli się nie zgodzę to sobie pójdziesz,a przed powrotem tak gdzie byłeś naślesz na nas wszystkie demony z tego świata?-zgadywałam. Nie muszę być jakąś wróżką,żeby się domyślić co dla nas zaplanował jeśli mu od mówię. Rozłożyłam szeroko ręce,pogodzona z losem i śmiercią. A jak nie umrę,to będę jeszcze Nocnym Łowcą jak Alec,tylko z większą krwią Anioła. Moja ostatnia myśl? Kocham Cię mamo,przepraszam. Demon tylko kiwnął głową-Zgadzam się na nasz układ-powiedziałam pewnie. Po moich słowach,uniosłam się nad ziemię. Demon mnie uniósł dla bezpieczeństwa,że się nie wycofam,ale ja już nie mogłam. Powtarzaj-nakazał demon w moim umyśle-Wyrzekam się wilczej natury i krwi dobrowolnie. Uśmiechnęłam się lekko. Znałam cały rytuał. Mogę go upiększyć.
-Ja Clarissa Wayland dobrowolnie wyrzekam się mojej Wilczej Natury i Krwi w imię dobra przyjaciół-kiedy tylko skończyłam mówić,ból ogarnął moje ciało. Starałam się nie krzyczeć z bólu,ale to nic nie dawało. Krzyczałam,ba! ja wrzeszczałam z bólu. Do tego jeszcze doszedł większy ból po wyrywaniu mi skrzydeł z pleców. Jak zbawienie przyszła ciemność i niewiedza,w którą od razu się rzuciłam. Usłyszałam jeszcze tylko mój głośny oddech i krzyk,a potem nastało ukojenie i ciemność.
****
-Cisi Bracia nie dają jej szansy na przeżycie-oznajmił znajomy głos z daleka. Nie wiem ile minęło od zemdlenia. Nie wiem nawet gdzie jestem. Jedynie czuję ból na łopatkach,w klatce piersiowej i gardle.
-Nie wiedzą co się stało. Dostarczyliście ją całą zakrwawioną i nieprzytomną-oznajmił kobiecy głos z bliska. Diana? Musiała stać koło mnie.
-Jej oddech jest słaby i urywany,ale nadal żyję-zauważył chyba Jece.
-A Ty jakbyś oddychał po takich katuszach?!-uniósł swój głos Alec. Zaczęli rozmawiać cicho o czymś,ale nie słyszałam o czym. Umilkli jak ktoś wszedł do pomieszczenia,w którym się znajdowałam.
-O czym rozmawialiście?-zapytał nieznany mi męski głos.
-Nie Twój interes,Herondale!-warknęli chórem moi przyjaciele. Dalej już nic nie słyszałam,bo ciemność znów po mnie przybyła. Poddałam się jej.
****
Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam oczy. Musiałam zamrugać kilka razy,by oczy przyzwyczaiły się do jasności i światła słonecznego,które padało prosto na moją twarz. Wsparłam się na łokciach i rozejrzałam po pomieszczeniu. Kilkanaście łóżek szpitalnych było wolne i równo wyścielanie. Znajdowaliśmy się w Idrisie,poznałam po białych,ogromnych i niesamowitych wieżach za ogromnym oknem. Był dzień,a właściwie to chyba popołudnie. Byłam tak pochłonięta,pochłanianiem widoku,że nie zauważyłam nawet jak ktoś wszedł do "pokoju". Odwróciłam głowę dopiero,gdy usłyszałam odchrząknięcie. Obok łóżka,na którym leżałam stał tak na oko osiemnastoletni chłopak o czarnych włosach i niebieskich oczach. Rysy jego twarzy były delikatne,a on sam się lekko uśmiechnął do mnie. Podniosłam jedną brew do góry w pytający sposób.
![]() |
| Will Herondale. 18 lat. Nocny Łowca. |
-Herondale-mruknęłam zachrypniętym głosem. Kiedy chciałam usiąść,poczułam ból w każdym calu i komórce. Z grymasem bólu wróciłam do poprzedniej pozycji.
-Boli Cię coś?-zapytał zatroskany. Wywinęłam się od odpowiedzi dzięki Alecowi,który wszedł kremowymi drzwiami. Posłałam mu blady uśmiech.
-Jak się czujesz?-zapytał zatroskany. Miał włosy odstające we wszystkie strony,sine worki pod oczami i pomięte czarne ubrania. Widać było,że nie spał od kilku dni i odetchnął z ulgą kiedy zobaczył,że żyję.
-W miarę możliwości dobrze-skłamałam gładko.
-Martwiliśmy się o Ciebie,mała-oznajmił po chwili ciszy Alec-Wyjdź-rozkazał Willowi. Ten popatrzył na mnie i po chwili ruszył do drzwi.
-Masz niezłe blizny na łopatkach-oznajmił szeptem Alec,jak wyproszony chłopak zniknął za drzwiami.
-Czuję się jak śmieć-odpowiedziałam mu.
-Runy uzdrawiające nie działały na Ciebie-oznajmił-Byłaś nieprzytomna przez dwa tygodnie. Nie reagowałaś na nic-dodał po chwili wahania.
-Raz wróciłam-szepnęłam-Ile dni siedzieliście przy mnie?-zapytałam cicho.
-Tydzień siedziała ze mną reszta,a później ich wygonili. Ja zostałem bo przecież mam być Twoim Parabatai-nagle spochmurniał-Chyba,że się wycofujesz-dodał szeptem.
-Nigdy się nie wycofam-zapewniłam go.
Alec siedział jeszcze dwie godziny,a potem przyszli Cisi Bracia i zaczęli mnie "badać'. Oczywiście musiałam usiąść i grzecznie pić wszystko co mi dawali.
****************************************
Przepraszam Was Aniołki,że dopiero teraz dodaję rozdział ale nie mogłam,bo zabrakło mi pomysłów. Jak Wam minął pierwszy dzień w szkole? Mi w miarę dobrze,ale chce już wakację!
piątek, 29 sierpnia 2014
Liebester Award czy coś. ^^
Nominacja
do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania
za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej
liczbie obserwatorów, więc daje możliwość do rozpowszechnienia. Po
odebraniu nagrody, należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby,
która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o
tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię
nominował!
Blog,który mnie nominował: http://niepowtarzalna-w-marzeniach.blogspot.com/
Pytania i moje odpowiedzi:
1. Jak masz na imię?
Monika,ale to już wiesz :D.
2. Z którym z bohaterów książki chciałabyś się utożsamić?
Dobre pytanie...Na pewno z Clary z Darów Anioła i może jeszcze z Hermioną z Harrego Pottera.
3. Masz rodzeństwo?
Mam. Brata Damiana jest niestety starszy..:/
4. Ulubiona książka?
Tylko jedna? Hmm...Wszystkie książki z serii Dary Anioła...Wilk,Pocałunki Wampira...I chyba tyle jak na razie.
5. Lubisz czytać fantasy? Jeśli tak, to jaka postać najbardziej Ci się podoba?
Oczywiście,że tak! Clary,Jece,Tessa,Alec,Isabelle,Magnus...Za dużo by wymieniać.
6. Lubisz rysować? Jeśli tak, wstaw jakieś swoje dzieło :)
Lubię rysować,ale nie takie normalne obrazki,więc ostrzegam!
7. Czytanie książek czy oglądanie telewizji?
Jak na mola książkowego przystało czytanie książek wybieram.
8. Skąd się wziął pomysł na bloga?
Kiedyś weszłam na jakiegoś bloga i zaczęłam czytać. Po kilku miesiącach doszłam do wniosku,że ja też mogę założyć bloga i chyba wiesz jaki był...
9. Jaki typ muzyki najczęściej słuchasz?
Rap.
10. Napisz jeden blog, który najbardziej lubisz.
Twój ^^.
11. Jakie jest Twoje najwspanialsze wspomnienie?
Odkryć,że jestem Nocnym Łowcą! xD.
Blogi,które nominuję (pierwsze lepsze w mojej zakładce):
1. http://harry-styles-fan-fiction.blogspot.com/search/label/%23Rozdzia%C5%8216
2. http://humannature-fanfiction.blogspot.com/?zx=824afefdedf7098a
3. http://city-of-the-fallen-ff.blogspot.com/
4. http://lakewood-fanfiction.blogspot.com/2014/07/rozdzia-5-jauntily.html#comment-form
5. http://in-the-eyes-of-the-real-darkness.blogspot.com/#_=_
6. http://harry-is-a-monster.blogspot.com/
7. http://theory-of-deadman.blogspot.com/
8. http://psychotic-tlumaczenie.blogspot.com/
9. http://zatancz-z-morderca.blogspot.com
10. http://in-the-eyes-of-the-real-darkness.blogspot.com
11. http://wirus-rzeczywistosci.blogspot.com
Moje pytania:
1. Jak masz na imię?
2. Ile masz lat?
3. Ulubiona książka?
4. Ulubiony film?
5.Masz rodzeństwo?
6. Masz jakieś plany na przyszłość?
7.Do której klasy chodzisz?
8. Ulubiony blog?
9.Co robisz w wolnym czasie?
10.Lubisz chodzić do szkoły?
11.Chciałabyś mieć tatuaż?
P.S. Jesteście nominowani jeszcze na drugim moim blogu: http://niewidocznedlaserca.blogspot.com/
Dziękuję za uwagę!
Blog,który mnie nominował: http://niepowtarzalna-w-marzeniach.blogspot.com/
Pytania i moje odpowiedzi:
1. Jak masz na imię?
Monika,ale to już wiesz :D.
2. Z którym z bohaterów książki chciałabyś się utożsamić?
Dobre pytanie...Na pewno z Clary z Darów Anioła i może jeszcze z Hermioną z Harrego Pottera.
3. Masz rodzeństwo?
Mam. Brata Damiana jest niestety starszy..:/
4. Ulubiona książka?
Tylko jedna? Hmm...Wszystkie książki z serii Dary Anioła...Wilk,Pocałunki Wampira...I chyba tyle jak na razie.
5. Lubisz czytać fantasy? Jeśli tak, to jaka postać najbardziej Ci się podoba?
Oczywiście,że tak! Clary,Jece,Tessa,Alec,Isabelle,Magnus...Za dużo by wymieniać.
6. Lubisz rysować? Jeśli tak, wstaw jakieś swoje dzieło :)
Lubię rysować,ale nie takie normalne obrazki,więc ostrzegam!
7. Czytanie książek czy oglądanie telewizji?
Jak na mola książkowego przystało czytanie książek wybieram.
8. Skąd się wziął pomysł na bloga?
Kiedyś weszłam na jakiegoś bloga i zaczęłam czytać. Po kilku miesiącach doszłam do wniosku,że ja też mogę założyć bloga i chyba wiesz jaki był...
9. Jaki typ muzyki najczęściej słuchasz?
Rap.
10. Napisz jeden blog, który najbardziej lubisz.
Twój ^^.
11. Jakie jest Twoje najwspanialsze wspomnienie?
Odkryć,że jestem Nocnym Łowcą! xD.
Blogi,które nominuję (pierwsze lepsze w mojej zakładce):
1. http://harry-styles-fan-fiction.blogspot.com/search/label/%23Rozdzia%C5%8216
2. http://humannature-fanfiction.blogspot.com/?zx=824afefdedf7098a
3. http://city-of-the-fallen-ff.blogspot.com/
4. http://lakewood-fanfiction.blogspot.com/2014/07/rozdzia-5-jauntily.html#comment-form
5. http://in-the-eyes-of-the-real-darkness.blogspot.com/#_=_
6. http://harry-is-a-monster.blogspot.com/
7. http://theory-of-deadman.blogspot.com/
8. http://psychotic-tlumaczenie.blogspot.com/
9. http://zatancz-z-morderca.blogspot.com
10. http://in-the-eyes-of-the-real-darkness.blogspot.com
11. http://wirus-rzeczywistosci.blogspot.com
Moje pytania:
1. Jak masz na imię?
2. Ile masz lat?
3. Ulubiona książka?
4. Ulubiony film?
5.Masz rodzeństwo?
6. Masz jakieś plany na przyszłość?
7.Do której klasy chodzisz?
8. Ulubiony blog?
9.Co robisz w wolnym czasie?
10.Lubisz chodzić do szkoły?
11.Chciałabyś mieć tatuaż?
P.S. Jesteście nominowani jeszcze na drugim moim blogu: http://niewidocznedlaserca.blogspot.com/
Dziękuję za uwagę!
czwartek, 7 sierpnia 2014
Rodział 16. Niewidoczny dla tych,którzy nie wiedzą jak i gdzie patrzeć.
Biegliśmy ile sił w nogach,a właściwie to ja i Diana biegłyśmy. Ja w postaci wilka ze skrzydłami,a Diana obok mnie. Alec,Jece i Katrina siedzieli na moim grzbiecie i to ja musiałam zasuwać. Diana miała wysunięte kły i jej oczy były czerwone. Byliśmy milę od tego przeklętego zamku,a te małe czerwone gnidy nas wyprzedziły o połowę! Wszystko przez to,że zachciało nam się spać! Napędzana wściekłością przy śpieszyłam,napinając całe ciało. Katrina złapała w ostatniej chwili Dianę za rękę i wciągnęła na mój grzbiet. Po piętnastu minutach byłam na równi z czerwonymi gnidami. Tyle,że ja biegłam po ogromnej górze,a oni na równinie-w dole. Kiedy dostałam zadyszki na końcu pasma górskiego rozłożyłam szeroko skrzydła i wzbiłam się w powietrze.
-Nie boisz się,że nas zauważą i zaczną strzelać?!-przekrzykiwał wiatr Alec. Nie,strzały mnie tu nie dosięgną,bo jestem za wysoko,a poza tym jeszcze nas nie zauważyli i raczej nie zauważą-odpowiedziałam w ich umysłach. Leciałam szybko i między chmurami. Niestety kilka demonów zauważyło nas i zaczęło mnie ścigać.
-Chyba wpadłaś im w oko!!-krzyknął rozbawiony Jece. Położyłam płasko uszy i warknęłam na te latające mendy. Nie podziałało,wręcz przeciwnie! Nakręciło ich to,że stawiam opór! Trzymajcie się mocno!-nakazałam reszcie. Przycisnęli się do siebie i chwycili mojej białej sierści. Zaczęłam nurkować w dół,chcąc ich zgubić. Trzy zostały,a reszta się zgubiła. Te latające żółwie nie odpuszczały,więc złożyłam skrzydła i nurkowałam szybciej. Serce biło mi szybciej. Z ogłuszającym rykiem zawróciłam i rozszarpałam skrzydło najbliższemu demonowi. Zaczął spadać w dół-prosto na czerwone gnidy. Zrobiłam unik w dół i wbiłam swoje pazury w brzuch drugiego demona,rozrywając mu brzuch. Jego wnętrzności-wraz z nim-poleciały w dół. Trzeci demon z wrzaskiem odleciał ode mnie i zaczął uciekać.
-Nie dosięgną nas strzały?!! To popatrz na dół!!-krzyknęła Katrina. Powinni nakręcić film. Byłby najciekawszy na świecie. Przyjaciele na grzbiecie latającego wilka ze skrzydłami uciekają przed strzałami. A sam film powinien się nazywać Strzały i niewypały-powiedziałam do reszty. Rozmyśliłam się nad ucieczką w górę. Rozłożyłam skrzydła i zatrzymałam się w miejscu. Wyciągnęłam szyję w dół i otworzyłam szeroko pysk-czekając. Kiedy strzały były blisko z mojego pyska wypłynął prawie biały ogień. Czułam się normalnie jak smok. Strzały,które leciały we mnie zapaliły się i zaczęły topnieć. Nic do mnie nie doleciało. Kiedy wykorzystałam już swój ogień na tą godzinę,jak torpeda ruszyłam w stronę zamku. Panie i Panowie (!) będziemy pierwsi w Zamku i możemy się bronić na nim całą wieczność. Chyba mają tam jedzenie,nie? Amunicja musi być jak w każdym zamku. Z poślizgiem zatrzymałam się na dziedzińcu ciemnego i cichego. Nikogo nie ma. Złożyłam skrzydła i poczekałam,aż reszta zejdzie z mojego grzbietu. Katrina,Jece i Diana zaczęli wspinać się po schodach na mury zamku. Alec czekał metr ode mnie,na mnie. Zmiana była wolna i bolesna. Kiedy całkowicie się przemieniłam i ból minął,wstałam z zimnej podłogi dziedzińca i powoli ruszyłam z Aleciem do reszty.
-Możemy ich zestrzelić!!-oznajmiła Diana. Podeszła do czegoś co przypominało harpun i włożyła do niej strzałę-ogromną czarną strzałę.
-Diana plus harpun do niebezpieczna para-oznajmił cicho Alec.
-Lepiej zostańmy tu,bo ktoś musi przeżyć-przytaknęłam. Tak więc,my byliśmy na dole i z rozbawieniem przyglądaliśmy się Dianie i jej poczynaniom. Wzięłam głęboki wdech żeby się nie roześmiać. Poczułam zapach ognia,ohydny zapach wanilii i potu. Czerwona gnida! Wyciągnęłam sztylet i odwróciłam się. Rzuciłam w chłopaka,który mierzył do Aleca z łuku. W tej samej chwili on wypuścił zapaloną strzałę. Rzuciłam się na Aleca-dosłownie. Kiedy upadliśmy na ziemię,strzała wbiła się w mur obok nas.
-Wiedziałem,że na mnie lecisz-powiedział rozbawiony Alec. Podniosłam się z niego i pomogłam mu wstać. Poczułam gorąco na policzkach. Nienawidzę rumieńców!
-Nie ma za co-mruknęłam. Ściągnęłam z ramienia łuk i wyciągnęłam z kołczanu strzałę. Rozejrzałam się czujna,ale nic nie zobaczyłam. Zamknęłam oczy i wyostrzyłam słuch. Słyszałam cichutkie szuranie w zamku. Natychmiast otworzyłam oczy i popatrzyłam na resztę. Świetnie sobie radzili beze mnie. Schowałam strzałę do kołczanu i ściągnęłam go. Podeszłam do Aleca i podałam mu mój łuk i kołczan.
-Wy zajmijcie się czerwonymi gnidami,a ja szybko obejrzę zamek i rozwalę brązoletkę-oznajmiłam. Odwróciłam się i ruszyłam w stronę drzwi. Czyjaś ręka szarpnęła mnie za ramię i odwróciła. Alec wpił się swoimi ustami w moje. Odwzajemniłam pocałunek. Po chwili odsunęliśmy się od siebie z rumieńcami na policzkach.
-Nie daj się im zabić-poprosiłam cicho.
-Ty też-odpowiedział i ruszył w stronę schodów prowadzących na mur,a ja w stronę wielkich drzwi. Ku mojemu nie zadowoleniu,były zamknięte. Wyciągnęłam stele zza paska i zaczęłam rysować Runę Otwarcia. Kiedy skończyłam,schowałam stele i pchnęłam drzwi. Runa spisała się świetnie,bo po chwili już wbiegałam po schodach na piętro. Weszłam do pierwszego z brzegu pokoju i zaczęłam go przeszukiwać. Po pięciu minutach stwierdziłam,że to nie ten. Weszłam do kolejnego.
Sprawdziłam wszystkie pokoje na tym piętrze i nic.
-Gdzie bym miała pokój jakbym była tym idiotom?-zapytałam samą siebie-Na miejscu tego idioty miałabym pokój wysoko,by móc patrzeć na świat z wysokości jak kiedyś jego ojciec przez zbuntowaniem się. Byłby jasny,ale niewidoczny dla tych,którzy nie wiedzą jak i gdzie patrzeć. Byłby w południowej wieży,tej najwyższej-ostatnie zdanie wyszeptałam. Odwróciłam się i zaczęłam wbiegać po spiralnych schodach. Po dwóch minutach zatrzymałam się na ostatnim schodzie. Zobaczyłam urywek sceny. Zobaczyłam Dianę,Aleca,Jece'a i Katrinę odwróconych do mnie tyłem i strzelających do czerwonych gnid. Zobaczyłam zamachującą się rękę z mieczem. Po chwili zobaczyłam upadającą Dianę,potem Jece'a,Katrinę,a na samym końcu Aleca. Kiedy to coś się skończyło,niemal rzuciłam się na okno. To było ostrzeżenie,przed ich śmiercią. Wychyliłam się lekko przez okno i zdusiłam zaskoczony okrzyk. Wyciągnęłam serafickie ostrze.
-Gabriel-szepnęłam do ostrza,które zapłonęło jasnym blaskiem. Wzięłam zamach i cisnęłam z całej siły w skradającego się Mrocznego do moich przyjaciół,którzy go nie zauważyli. Patrzyłam jak serafickie ostrze wbija się w głowę Mrocznemu i jak on upada nieżywy. Zagwizdałam dwa razy i odwróciłam się. Uważnie rozejrzałam się po wierzy i zobaczyłam miganie na jednej ze ścian. Podeszłam do niego z lekkim uśmiechem i zatrzymałam rękę w połowie drogi do migającej ściany. Zmrużyłam oczy i jeszcze raz zlustrowałam całą ścianę.
-Mądre-mruknęłam i pokręciłam głową z uznaniem. Jakbym dotknęła tej ściany,wciągnęłaby mnie na zawsze. Mądra pułapka. Skoro południowa wieża,zachodnia ściana. Odwróciłam się twarzą do zachodniej ściany i podeszłam do niej. Wyróżniała się. Była jaśniejsza niż inne. Na chybił trafił sięgnęłam do ściany na wysokość klamki.czy gałki. Poczułam coś okrągłego pod palcami. Chwyciłam,przekręciłam i pchnęłam. Drzwi się otworzyły,a moim oczom ukazał się biało-błękitny pokój. Z uniesionymi brwiami weszłam do środka.
-Niewidoczny dla tych,którzy nie wiedzą jak i gdzie patrzeć-mruknęłam. Pokój wyglądał jakby było się w chmurach-Jedyne pozytywne odczucie Lucasa to żal-myślałam na głos-Żal do Lucyfera,bo się zbuntował,chciał być lepszy,ale mu nie wyszło-mruczałam do siebie-A Lucas chciałby być Aniołem Boga,ale jest za dumny,by to powiedzieć komukolwiek i cokolwiek zrobić,by być dobry,lepszy-zabawne,potrawie czytać z jego pokoju lepiej niż z jego oczu,które są jak kamień-Chciałby być po stronie Boga,ale za dużo złego zrobił,by być Aniołem-mruknęłam. Doskonale wiedziałam,gdzie ukrył brązoletkę,zrobioną ze swojej duszy. Wyciągnęłam ją ze ściany i zaczęłam rozwalać rękojeścią sztyletu do rzucania. Po dobrych pięciu minutach tłuczenia,czarna i wredna brązoletka ustąpiła i rozwaliła się na proch. Dla pewności,że nie w zmartwychwstanie wrzuciłam proch do kominka,w którym zapaliłam. Uśmiechnęłam się i rozejrzałam po pokoju. Już nie był taki piękny. Pojawiły się czarne plamy na suficie i ścianach. Podniosłam sztylet i wsadziłam ją na miejsce. Czas się zmywać. Jak torpeda wybiegłam z pokoju i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Stanęłam przed schodami i popatrzyłam na nie i na metalową obręcz. Uśmiechnęłam się jak obłąkana i usiadłam na metalowej poręczy. Zawsze chciałam to zrobić! Zjechałam na sam duł piszcząc jak dziecko,które dostało upragnioną zabawkę. Tylko jak się hamuje? Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić byłam już w powietrzu,zbyt zdezorientowana by cokolwiek zrobić przed upadkiem. Wylądowałam na brzuchu tuż przy schodach. Mam jak w banku siniaki po mojej jakże mądrej przejażdżce.
-Fart,że nie zleciałam po schodach-sapnęłam do siebie i w miarę bezboleśnie wstałam z podłogi. Zamrugałam kilka razy,by pozbyć się mroczków przed oczami i bezpiecznie zeszłam po schodach-Nigdy więcej nie będę robić głupich rzeczy-jęknęłam,gdy poczułam ból na biodrze. Ała! Poczułam krew i mój wzrok automatycznie padł na moje biodro. Ja nie krwawiłam. Więc kto? Zobaczyłam krew wylewającą się z zza drzwi jadalni czy jakiegoś innego pokoju. Podeszłam bliżej i chciałam już otwierać drzwi,ale przypomniałam sobie własne słowa. Nigdy więcej nie będę robić głupich rzeczy,a to jest chyba głupie. Ktoś może czekać na mnie po drugiej stronie z kuszą czy łukiem gotowym do wystrzelenia strzały. Nie dzięki. Odwróciłam się i wpadłam w poślizg. Przejechałam trochę na krwi i wyrąbałam. To ohydne! Miałam odruchy wymiotne,więc szybko wstałam i ślizgając się wyszłam na dziedziniec. Popatrzyłam na swoje ręce. Były umazane krwią. Zgięłam się w pół i zwymiotowałam na schody. Oj.
-Wszystko dobrze?-usłyszałam za sobą zatroskany głos Aleca.
-Tak-odpowiedziałam,ocierając usta chusteczką-Czemu mnie pocałowałeś?-zapytałam z ciekawości.
-Chciałem się upewnić,czy coś do Ciebie czuję-odpowiedział cicho,tak cicho,że ledwie usłyszałam-Ale nic nie poczułem. To było jak całowanie siostry-stwierdził. Odwróciłam się do niego przodem z lekkim uśmiechem.
-Dokładnie-potwierdziłam.
-Jesteś blada i...Czy to Twoja krew?!-pisnął blady.
-Nie wiem czyja,ale na pewno nie moja-odpowiedziałam i pociągnęłam go za łokieć do reszty-Jak się stąd wydostaniemy?-zapytałam. Plan był taki,że to ja miałam otworzyć Portal,ale tu nic nie działa tak jak powinno,więc nie stworze portalu.
-Musimy wezwać jakiegoś demona,który jest potężny i nas stąd zabierze do Idrisu,miasta Nocnych Łowców-odpowiedział Jece.
-Mam złe przeczucia i coś mi się zdaję,że to się źle skończy-oznajmiłam im. To była czysta prawda. Już wolałam tu zostać niż dawać coś temu demonowi,którego ma zamiar wezwać Jece. Ustawiliśmy się w okręgu i Jece zaczął mówić coś w języku demonów. Ja stałam sztywno i nerwowo bawiłam się palcami. Po pięciu minutach podniosłam głowę i odetchnęłam z ulgą.
-Widzicie? Nie odpowiada na wezwanie,więc znajdźmy jakieś schronienie z dala od tego zamku-odezwałam się,odwróciłam i zrobiłam dwa kroki,bo nagle znikąd pojawiła się mgła. Zatrzymałam się i obserwowałam jak mgła znika.
-Odpowiedziałem na wezwanie,Clary-odezwał się męski głos za mną.
-Jece? Czy Ty wezwałeś Asiana?-zapytałam,nie odwracając się. Czułam wzrok moich przyjaciół i wezwanego demona.
-Znasz go?-zapytała Diana piskliwym głosem. Miałam ochotę zabić Jece'a w tym momencie.
-Spotkałam go z dwa razy-odpowiedziałam,krzywiąc się. Nie chciałam ich okłamać,ale to było koniecznie. Miałam im powiedzieć,że byłam u niego i zabiłam jego brata? Nie. Tylko by się martwili,że nie dawał mi spokoju jak byłam z Sethem w Chinach.
-Nie mówisz im prawdy-stwierdził Asian-Zabiła mi brata-dodał,pewnie ze złośliwym uśmiechem.
-Sam się prosił o śmierć-warknęłam w przestrzeń.
-Niegrzecznie jest mówić do kogoś,odwrócony plecami-pouczył mnie demon.
-Nie jesteś moim ojcem,więc mnie nie pouczaj!-syknęłam. Odwróciłam się rozzłoszczona.
-Gdzie mam Wam przenieść?-zapytał Asian reszty.
-Do Idrisu,miasta Nocnych Łowców-odpowiedział Alec. Demon pstryknął palcami i Diana wraz z Katriną zniknęły nam z oczu,by pokazać się w miejscu,do którego chcieliśmy się dostać. W oddali widziałam połyskujące olbrzymie wieże.
-Pierwsza dwójka za darmo-oznajmił demon.
******************************************
Hejka Aniołki! Przepraszam,że nie dodałam od razu tego rozdziału,ale nie miałam jak,bo byłam u kuzynki. Jak Wam się podoba?
-Nie boisz się,że nas zauważą i zaczną strzelać?!-przekrzykiwał wiatr Alec. Nie,strzały mnie tu nie dosięgną,bo jestem za wysoko,a poza tym jeszcze nas nie zauważyli i raczej nie zauważą-odpowiedziałam w ich umysłach. Leciałam szybko i między chmurami. Niestety kilka demonów zauważyło nas i zaczęło mnie ścigać.
-Chyba wpadłaś im w oko!!-krzyknął rozbawiony Jece. Położyłam płasko uszy i warknęłam na te latające mendy. Nie podziałało,wręcz przeciwnie! Nakręciło ich to,że stawiam opór! Trzymajcie się mocno!-nakazałam reszcie. Przycisnęli się do siebie i chwycili mojej białej sierści. Zaczęłam nurkować w dół,chcąc ich zgubić. Trzy zostały,a reszta się zgubiła. Te latające żółwie nie odpuszczały,więc złożyłam skrzydła i nurkowałam szybciej. Serce biło mi szybciej. Z ogłuszającym rykiem zawróciłam i rozszarpałam skrzydło najbliższemu demonowi. Zaczął spadać w dół-prosto na czerwone gnidy. Zrobiłam unik w dół i wbiłam swoje pazury w brzuch drugiego demona,rozrywając mu brzuch. Jego wnętrzności-wraz z nim-poleciały w dół. Trzeci demon z wrzaskiem odleciał ode mnie i zaczął uciekać.
-Nie dosięgną nas strzały?!! To popatrz na dół!!-krzyknęła Katrina. Powinni nakręcić film. Byłby najciekawszy na świecie. Przyjaciele na grzbiecie latającego wilka ze skrzydłami uciekają przed strzałami. A sam film powinien się nazywać Strzały i niewypały-powiedziałam do reszty. Rozmyśliłam się nad ucieczką w górę. Rozłożyłam skrzydła i zatrzymałam się w miejscu. Wyciągnęłam szyję w dół i otworzyłam szeroko pysk-czekając. Kiedy strzały były blisko z mojego pyska wypłynął prawie biały ogień. Czułam się normalnie jak smok. Strzały,które leciały we mnie zapaliły się i zaczęły topnieć. Nic do mnie nie doleciało. Kiedy wykorzystałam już swój ogień na tą godzinę,jak torpeda ruszyłam w stronę zamku. Panie i Panowie (!) będziemy pierwsi w Zamku i możemy się bronić na nim całą wieczność. Chyba mają tam jedzenie,nie? Amunicja musi być jak w każdym zamku. Z poślizgiem zatrzymałam się na dziedzińcu ciemnego i cichego. Nikogo nie ma. Złożyłam skrzydła i poczekałam,aż reszta zejdzie z mojego grzbietu. Katrina,Jece i Diana zaczęli wspinać się po schodach na mury zamku. Alec czekał metr ode mnie,na mnie. Zmiana była wolna i bolesna. Kiedy całkowicie się przemieniłam i ból minął,wstałam z zimnej podłogi dziedzińca i powoli ruszyłam z Aleciem do reszty.
-Możemy ich zestrzelić!!-oznajmiła Diana. Podeszła do czegoś co przypominało harpun i włożyła do niej strzałę-ogromną czarną strzałę.
-Diana plus harpun do niebezpieczna para-oznajmił cicho Alec.
-Lepiej zostańmy tu,bo ktoś musi przeżyć-przytaknęłam. Tak więc,my byliśmy na dole i z rozbawieniem przyglądaliśmy się Dianie i jej poczynaniom. Wzięłam głęboki wdech żeby się nie roześmiać. Poczułam zapach ognia,ohydny zapach wanilii i potu. Czerwona gnida! Wyciągnęłam sztylet i odwróciłam się. Rzuciłam w chłopaka,który mierzył do Aleca z łuku. W tej samej chwili on wypuścił zapaloną strzałę. Rzuciłam się na Aleca-dosłownie. Kiedy upadliśmy na ziemię,strzała wbiła się w mur obok nas.
-Wiedziałem,że na mnie lecisz-powiedział rozbawiony Alec. Podniosłam się z niego i pomogłam mu wstać. Poczułam gorąco na policzkach. Nienawidzę rumieńców!
-Nie ma za co-mruknęłam. Ściągnęłam z ramienia łuk i wyciągnęłam z kołczanu strzałę. Rozejrzałam się czujna,ale nic nie zobaczyłam. Zamknęłam oczy i wyostrzyłam słuch. Słyszałam cichutkie szuranie w zamku. Natychmiast otworzyłam oczy i popatrzyłam na resztę. Świetnie sobie radzili beze mnie. Schowałam strzałę do kołczanu i ściągnęłam go. Podeszłam do Aleca i podałam mu mój łuk i kołczan.
-Wy zajmijcie się czerwonymi gnidami,a ja szybko obejrzę zamek i rozwalę brązoletkę-oznajmiłam. Odwróciłam się i ruszyłam w stronę drzwi. Czyjaś ręka szarpnęła mnie za ramię i odwróciła. Alec wpił się swoimi ustami w moje. Odwzajemniłam pocałunek. Po chwili odsunęliśmy się od siebie z rumieńcami na policzkach.
-Nie daj się im zabić-poprosiłam cicho.
-Ty też-odpowiedział i ruszył w stronę schodów prowadzących na mur,a ja w stronę wielkich drzwi. Ku mojemu nie zadowoleniu,były zamknięte. Wyciągnęłam stele zza paska i zaczęłam rysować Runę Otwarcia. Kiedy skończyłam,schowałam stele i pchnęłam drzwi. Runa spisała się świetnie,bo po chwili już wbiegałam po schodach na piętro. Weszłam do pierwszego z brzegu pokoju i zaczęłam go przeszukiwać. Po pięciu minutach stwierdziłam,że to nie ten. Weszłam do kolejnego.
Sprawdziłam wszystkie pokoje na tym piętrze i nic.
-Gdzie bym miała pokój jakbym była tym idiotom?-zapytałam samą siebie-Na miejscu tego idioty miałabym pokój wysoko,by móc patrzeć na świat z wysokości jak kiedyś jego ojciec przez zbuntowaniem się. Byłby jasny,ale niewidoczny dla tych,którzy nie wiedzą jak i gdzie patrzeć. Byłby w południowej wieży,tej najwyższej-ostatnie zdanie wyszeptałam. Odwróciłam się i zaczęłam wbiegać po spiralnych schodach. Po dwóch minutach zatrzymałam się na ostatnim schodzie. Zobaczyłam urywek sceny. Zobaczyłam Dianę,Aleca,Jece'a i Katrinę odwróconych do mnie tyłem i strzelających do czerwonych gnid. Zobaczyłam zamachującą się rękę z mieczem. Po chwili zobaczyłam upadającą Dianę,potem Jece'a,Katrinę,a na samym końcu Aleca. Kiedy to coś się skończyło,niemal rzuciłam się na okno. To było ostrzeżenie,przed ich śmiercią. Wychyliłam się lekko przez okno i zdusiłam zaskoczony okrzyk. Wyciągnęłam serafickie ostrze.
-Gabriel-szepnęłam do ostrza,które zapłonęło jasnym blaskiem. Wzięłam zamach i cisnęłam z całej siły w skradającego się Mrocznego do moich przyjaciół,którzy go nie zauważyli. Patrzyłam jak serafickie ostrze wbija się w głowę Mrocznemu i jak on upada nieżywy. Zagwizdałam dwa razy i odwróciłam się. Uważnie rozejrzałam się po wierzy i zobaczyłam miganie na jednej ze ścian. Podeszłam do niego z lekkim uśmiechem i zatrzymałam rękę w połowie drogi do migającej ściany. Zmrużyłam oczy i jeszcze raz zlustrowałam całą ścianę.
-Mądre-mruknęłam i pokręciłam głową z uznaniem. Jakbym dotknęła tej ściany,wciągnęłaby mnie na zawsze. Mądra pułapka. Skoro południowa wieża,zachodnia ściana. Odwróciłam się twarzą do zachodniej ściany i podeszłam do niej. Wyróżniała się. Była jaśniejsza niż inne. Na chybił trafił sięgnęłam do ściany na wysokość klamki.czy gałki. Poczułam coś okrągłego pod palcami. Chwyciłam,przekręciłam i pchnęłam. Drzwi się otworzyły,a moim oczom ukazał się biało-błękitny pokój. Z uniesionymi brwiami weszłam do środka.
-Niewidoczny dla tych,którzy nie wiedzą jak i gdzie patrzeć-mruknęłam. Pokój wyglądał jakby było się w chmurach-Jedyne pozytywne odczucie Lucasa to żal-myślałam na głos-Żal do Lucyfera,bo się zbuntował,chciał być lepszy,ale mu nie wyszło-mruczałam do siebie-A Lucas chciałby być Aniołem Boga,ale jest za dumny,by to powiedzieć komukolwiek i cokolwiek zrobić,by być dobry,lepszy-zabawne,potrawie czytać z jego pokoju lepiej niż z jego oczu,które są jak kamień-Chciałby być po stronie Boga,ale za dużo złego zrobił,by być Aniołem-mruknęłam. Doskonale wiedziałam,gdzie ukrył brązoletkę,zrobioną ze swojej duszy. Wyciągnęłam ją ze ściany i zaczęłam rozwalać rękojeścią sztyletu do rzucania. Po dobrych pięciu minutach tłuczenia,czarna i wredna brązoletka ustąpiła i rozwaliła się na proch. Dla pewności,że nie w zmartwychwstanie wrzuciłam proch do kominka,w którym zapaliłam. Uśmiechnęłam się i rozejrzałam po pokoju. Już nie był taki piękny. Pojawiły się czarne plamy na suficie i ścianach. Podniosłam sztylet i wsadziłam ją na miejsce. Czas się zmywać. Jak torpeda wybiegłam z pokoju i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Stanęłam przed schodami i popatrzyłam na nie i na metalową obręcz. Uśmiechnęłam się jak obłąkana i usiadłam na metalowej poręczy. Zawsze chciałam to zrobić! Zjechałam na sam duł piszcząc jak dziecko,które dostało upragnioną zabawkę. Tylko jak się hamuje? Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić byłam już w powietrzu,zbyt zdezorientowana by cokolwiek zrobić przed upadkiem. Wylądowałam na brzuchu tuż przy schodach. Mam jak w banku siniaki po mojej jakże mądrej przejażdżce.
-Fart,że nie zleciałam po schodach-sapnęłam do siebie i w miarę bezboleśnie wstałam z podłogi. Zamrugałam kilka razy,by pozbyć się mroczków przed oczami i bezpiecznie zeszłam po schodach-Nigdy więcej nie będę robić głupich rzeczy-jęknęłam,gdy poczułam ból na biodrze. Ała! Poczułam krew i mój wzrok automatycznie padł na moje biodro. Ja nie krwawiłam. Więc kto? Zobaczyłam krew wylewającą się z zza drzwi jadalni czy jakiegoś innego pokoju. Podeszłam bliżej i chciałam już otwierać drzwi,ale przypomniałam sobie własne słowa. Nigdy więcej nie będę robić głupich rzeczy,a to jest chyba głupie. Ktoś może czekać na mnie po drugiej stronie z kuszą czy łukiem gotowym do wystrzelenia strzały. Nie dzięki. Odwróciłam się i wpadłam w poślizg. Przejechałam trochę na krwi i wyrąbałam. To ohydne! Miałam odruchy wymiotne,więc szybko wstałam i ślizgając się wyszłam na dziedziniec. Popatrzyłam na swoje ręce. Były umazane krwią. Zgięłam się w pół i zwymiotowałam na schody. Oj.
-Wszystko dobrze?-usłyszałam za sobą zatroskany głos Aleca.
-Tak-odpowiedziałam,ocierając usta chusteczką-Czemu mnie pocałowałeś?-zapytałam z ciekawości.
-Chciałem się upewnić,czy coś do Ciebie czuję-odpowiedział cicho,tak cicho,że ledwie usłyszałam-Ale nic nie poczułem. To było jak całowanie siostry-stwierdził. Odwróciłam się do niego przodem z lekkim uśmiechem.
-Dokładnie-potwierdziłam.
-Jesteś blada i...Czy to Twoja krew?!-pisnął blady.
-Nie wiem czyja,ale na pewno nie moja-odpowiedziałam i pociągnęłam go za łokieć do reszty-Jak się stąd wydostaniemy?-zapytałam. Plan był taki,że to ja miałam otworzyć Portal,ale tu nic nie działa tak jak powinno,więc nie stworze portalu.
-Musimy wezwać jakiegoś demona,który jest potężny i nas stąd zabierze do Idrisu,miasta Nocnych Łowców-odpowiedział Jece.
-Mam złe przeczucia i coś mi się zdaję,że to się źle skończy-oznajmiłam im. To była czysta prawda. Już wolałam tu zostać niż dawać coś temu demonowi,którego ma zamiar wezwać Jece. Ustawiliśmy się w okręgu i Jece zaczął mówić coś w języku demonów. Ja stałam sztywno i nerwowo bawiłam się palcami. Po pięciu minutach podniosłam głowę i odetchnęłam z ulgą.
-Widzicie? Nie odpowiada na wezwanie,więc znajdźmy jakieś schronienie z dala od tego zamku-odezwałam się,odwróciłam i zrobiłam dwa kroki,bo nagle znikąd pojawiła się mgła. Zatrzymałam się i obserwowałam jak mgła znika.
-Odpowiedziałem na wezwanie,Clary-odezwał się męski głos za mną.
-Jece? Czy Ty wezwałeś Asiana?-zapytałam,nie odwracając się. Czułam wzrok moich przyjaciół i wezwanego demona.
-Znasz go?-zapytała Diana piskliwym głosem. Miałam ochotę zabić Jece'a w tym momencie.
-Spotkałam go z dwa razy-odpowiedziałam,krzywiąc się. Nie chciałam ich okłamać,ale to było koniecznie. Miałam im powiedzieć,że byłam u niego i zabiłam jego brata? Nie. Tylko by się martwili,że nie dawał mi spokoju jak byłam z Sethem w Chinach.
-Nie mówisz im prawdy-stwierdził Asian-Zabiła mi brata-dodał,pewnie ze złośliwym uśmiechem.
-Sam się prosił o śmierć-warknęłam w przestrzeń.
-Niegrzecznie jest mówić do kogoś,odwrócony plecami-pouczył mnie demon.
-Nie jesteś moim ojcem,więc mnie nie pouczaj!-syknęłam. Odwróciłam się rozzłoszczona.
-Gdzie mam Wam przenieść?-zapytał Asian reszty.
-Do Idrisu,miasta Nocnych Łowców-odpowiedział Alec. Demon pstryknął palcami i Diana wraz z Katriną zniknęły nam z oczu,by pokazać się w miejscu,do którego chcieliśmy się dostać. W oddali widziałam połyskujące olbrzymie wieże.
-Pierwsza dwójka za darmo-oznajmił demon.
******************************************
Hejka Aniołki! Przepraszam,że nie dodałam od razu tego rozdziału,ale nie miałam jak,bo byłam u kuzynki. Jak Wam się podoba?
poniedziałek, 28 lipca 2014
Rozdział 15. Więc musisz ją zabić!
Na naszych nogach i nogach rycerzy i Nocnych Łowców pojawiły się...bębenki proszę (!) rolki. W trzy sekundy wszyscy oprócz nas,rąbnęli na ziemie. Zaśmiałam się i przybiłam piątkę z Aleciem.
-Jece,Diana,Araziel i Katrina DWA-oznajmiłam. Kiwnęli głowami na znak zrozumienia. Diana i Katrina chwyciły pod ramię Araziela i ruszyli do korytarza,z którego przyszli. Komicznie to wyglądało,ale droga była idealna na rolki,choć lepsza jest tylko asfaltowa. Droga z długich bloków kamieni też jest niczego sobie-Miłej zabawy z pozbyciem się rolek z nóg-powiedziałam z kpiącym uśmiechem. Odwróciłam się i ruszyłam z gracją do korytarza,z którego przyszliśmy. Wyminęłam Aleca,który pomagał jechać pół elfce i zatrzymałam się obok mojego łuku. Podniosłam go i przewiesiłam przez ramię. Zastygłam w bezruchu-słysząc kroki. Popatrzyłam zdezorientowana na Aleca. Pstryknęłam palcami i znowu mieliśmy buty. Usłyszałam z tyłu śpiew...Wzywający śpiew Anioła. Moje krew zaczęła płynąć szybciej. Teraz rozumiem czemu mam kolorowe oczy. Czerwone-oznaczają wilka,zielony-Nocnego Łowcę,a żółty-Anioła. Mam zmieszaną krew Wilka i Nocnego Łowcy z krwią Anioła. Dlatego tak reaguję na wzywający śpiew.
-Powiedz Jece'owi żeby stworzył Portal do mojego domu i macie przez niego przejść-poprosiłam,odwracając się w stronę śpiewu.
-Wysunęłaś skrzydła i masz żółte oczy-oznajmiła pół elfka.
-Później Wam to wytłumaczę-stwierdziłam i teleportowałam ich do reszty. Jak zaczarowana szłam za śpiewem-odpowiadając mu. Czułam się jakby wszystko działo się w zwolnionym tempie.
***Narracja Trzecioosobowa***
Dwa niesamowite śpiewy słychać było w całym Dworze fearie. Rudowłosa dziewczyna z białymi skrzydłami i złotymi oczami wyłoniła się z ciemnego korytarza śpiewając. Patrzyła się ponad stojącymi rycerzami fearie i Nocnymi Łowcami. Patrzyła na brudnego i posiniaczonego Anioła o złotych włosach i oczach,który został brutalnie obdarty ze skrzydeł i wzywał ją. Oboje przestali śpiewać,a słuchający ich zastanawiali się czemu przerwali piękną pieśń i byli smutni. Rudowłosa podniosła ręce przed siebie,a wszyscy poza nią i Aniołem zawiśli nad ziemią. Jej ręce były teraz po obu jej stronach uniesione,a wszyscy uderzyli o ściany. Ruszyła przed siebie w stronę Anioła obdartego ze skrzydeł,a wokół niej pojawił się błękitno-biały ogień. Rudowłosa zdawała się go nie czuć,bo jej nie parzył,a jedynie delikatne głaskał jej ciało. Zatrzymała się dopiero metr przed Aniołem i rozłożyła skrzydła na całą długość,a u drugiego Anioła pojawiły się białe skrzydła z kroplami błękitnego na piórze.
-Te krople będą Twoim wspomnieniem i innych czego dostałeś na ziemi przez Lud fearie i jego Królową Lily. To okrutne co Ci zrobili,Gabrielu i dostaną odpowiednią karę-powiedziała do niego-Odbieram Wszystkim,którzy zrobili cokolwiek złego Gabrielowi,nawet tym,którzy tylko się patrzyli Nieśmiertelność,a Nocnym Łowcom wszystkie Znaki-zrwóciła się do przestrzeni,unosząc otwartą rękę,by wziąć to co obiecała. Ze wszystkich stron zaczęły lecieć małe jasne kuleczki wieczności. Kiedy wszystkie osiadły na jej ręce,zamknęła ją i ponownie otworzyła. Na jej otwartej dłoni,była mała jasna długa wstążka. Zawiązała ją na nadgarstku Gabriela i lekko uśmiechnęła. On w podzięce dotknął jej dłoni i przekazał coś co mogło jej pomóc w walce z Demonami,Lucasem i jego ludźmi i odwzajemnił lekki uśmiech. Po chwili znikł zostawiając po sobie jedno białe pióro z błękitnymi kropkami. Rudowłosa podniosła je i również zniknęła,w momencie jak do sali wszedł Lucas z Nocnym Łowcą o białych włosach,ubrany w czerwony strój bojowy.
-Nie wiem jak to się stało,ale odbili Isabelle-oznajmił Nocny Łowca.
-Zbierz oddział i wracaj do Edomu. Ona też tam zmierza-powiedział pewny swego Lucas.
-Skąd ta pewność?-zapytał ciekawy białowłosy.
-Sebastianie,ja po prostu wiem czego ona szuka i do czego jest zdolna,bo jest mieszańcem-odpowiedział Lucas.
-Mieszańcem?-dopytywał się Sebastian.
-Jej matka była Nocnym Łowcą i Wilkiem,a jej ojciec Aniołem,więc ona ma krew obojga-odpowiedział wyraźnie znudzony.
-Jest Nocnym Łowcą,Wilkiem i Aniołem w jednym?-chciał się upewnić Sebastian.
-Tak-przytaknął.
-Edom jej zaszkodzi skoro jest Aniołem i nie będzie miała dość siły na pokonanie jednego Mrocznego,a co dopiero dwustu. Nie będzie też mogła się zmienić w Wilka,a Runy jej nie pomogą-stwierdził Sebastian z lekkim uśmiechem. Nie wiedział,że ona jest silniejsza niż przypuszcza i już się wybiera do świata demonów,zdeterminowana i ze swoimi przyjaciółmi. A los da mu potężnego kopa.
-Więc masz ją zabić!-rozkazał Lucas i poszedł w kierunku komnaty Lily.
****Clary****
Po raz drugi zwymiotowałam krwią na popiół. Ta planeta jest martwa w dosłownym znaczeniu. Słońca tu nie widać,ziemia jest pokryta popiołem i bliżej nieokreśloną mazią. Drzew nie ma,a jeziora są wypełnione lawą. Demony latają,chodzą i pełzają bezkarnie w nocy. Demoniczny wymiar nie służył mi i Katrinie. Obie mamy w sobie krew Anioła,ale ona ma ją czystą. Musimy się jak najszybciej dostać do Zamku Demonów i przejrzeć go na wylot. Oczywiście musimy to zrobić tak,żeby nikt nie zauważył,że tu byliśmy. Podniosłam się z kolan i ruszyłam za resztą. Jece,Alec,Diana i Katrina czekali na mnie na jakimś wzniesieniu. Arazil i Isabella (pół elfka) mają wrócić jutro do Narnii. My niestety mamy inne zajęcie. Musimy znaleźć piekielną brązoletke i rozwalić,albo wziąć. W oddali już majaczył Zamek Demonów. Dwa dni oddziela nas od niego. Wiem,że Lucas przyśle oddział albo kilka. Jeden błąd popełnił. Nie pokazał im naszych zdjęć i opisów,więc bezkarnie możemy sobie wejść do jego zamku.
Po zapadnięciu nocy z magicznymi kamieniami szliśmy dalej. Mój kamień świecił jasnym,prawie białym światłem przez moje palce. Nie miałam kontroli nad własnymi nogami.
-Ja chcę spać-jęknął Jece. Odezwał się pierwszy od prawie dwunastu godzin.
-Ja już śpię na stojąco-mruknęła Diana.
Znaleźliśmy opuszczoną jaskinię. Była duża i ciemna,więc demony nie mogły nas zobaczyć. Alec zapalił ognisko,a wszyscy oprócz mnie położyli się blisko ciepłego ognia. Ja nie musiałam nawet być w pobliżu ogniska,żeby było gorąco. Leżałam zwinięta w kłębek na mojej czarnej macie pod czarnym śpiworem. Czułam jak moje ciało chłonie odpoczynek od długiego marszu. Po chwili zatopiłam się w snach.
Obudziłam się,słysząc kroki od strony moich nóg-czyli od wejścia do jaskini. Lekko uchyliłam powieki i zobaczyłam dwie czarne postacie zakradające się do naszego schronienia. Moja ręka automatycznie złapała za rękojeść sztyletu. Diana niespokojnie poruszyła się w swoim śpiworze,co na chwilę zatrzymało obie postacie,zlewające się z ciemnością. Kiedy podeszły na tyle blisko,że mogłam oddać czysty rzut,rzuciłam sztyletem i sięgnęłam po drugi,ale druga postać mnie zaskoczyła. No bo kto normalny by na mnie skoczył? Tak właśnie taka inteligentna osoba jak ten na mnie. Zablokował mi nogi i unieruchomił ręce. Zatkał moje usta swoją ręką jak chciałam krzyknąć i boleśnie wykręcił moją lewą rękę,bo na prawej miał swoje kolano. Jego towarzysz z pewnością nie żyje. Dopiero jak przyjrzałam się mojemu napastnikowi zobaczyłam,że ma na sobie czerwony strój bojowy. Tam gdzie znajduje się serce miał wypalone dwa czarne węże zjadające swoje ogony na stroju. Herb Lucasa. Zirytowana własną głupotą przewróciłam oczami. No raczej,że to jeden z wojowników Lucasa. Brunet bo chyba był brunetem uśmiechnął się lekko. Jego oczy były piwne i ukazywały dziwne emocje,w które nie mam ochoty się zagłębiać. Byłam unieruchomiona i co z tego? Bez użycia ciała też go mogę zabić. Naparłam na jego umysł i z radością,że wypróbuje nową metodę zabijania zaczęłam się bawić jego odczuciami. Posyłałam do jego mózgu ogromny ból,a jak to nie skutkowało,bo mnie blokował przeszłam lekko zła na jego fizyczne odruchy. Zaczęłam napędzać jego krew w żyłach i podgotowywałam jego narządy wewnętrzne. Jego żyły nie wytrzymały nawet minuty po takim szybkim krążeniu i rozerwały się. Osunął się w bok martwy. Śmierć przez pęknięcie żył. Ciekawa śmierć. Zrobił mały hałas upadając na kamienną podłogę jaskini,przez co reszta się obudziła i złapali za broń. Ułożyłam się wygodnie w śpiworze i popatrzyłam na nich.
-Dwie minuty wcześniej,byście się przydali-skomentowałam.
-Mogłaś nas obudzić-mruknął Alec.
-Jak obudzić,jak byłam unieruchomiona i miałam zatkane usta?-zapytałam.
-No nie mogłaś-stwierdził Jece. Położyli się z powrotem spać.
************************************************
Hej Aniołki! 3 KOMENTARZE i będzie następny rozdział.
-Jece,Diana,Araziel i Katrina DWA-oznajmiłam. Kiwnęli głowami na znak zrozumienia. Diana i Katrina chwyciły pod ramię Araziela i ruszyli do korytarza,z którego przyszli. Komicznie to wyglądało,ale droga była idealna na rolki,choć lepsza jest tylko asfaltowa. Droga z długich bloków kamieni też jest niczego sobie-Miłej zabawy z pozbyciem się rolek z nóg-powiedziałam z kpiącym uśmiechem. Odwróciłam się i ruszyłam z gracją do korytarza,z którego przyszliśmy. Wyminęłam Aleca,który pomagał jechać pół elfce i zatrzymałam się obok mojego łuku. Podniosłam go i przewiesiłam przez ramię. Zastygłam w bezruchu-słysząc kroki. Popatrzyłam zdezorientowana na Aleca. Pstryknęłam palcami i znowu mieliśmy buty. Usłyszałam z tyłu śpiew...Wzywający śpiew Anioła. Moje krew zaczęła płynąć szybciej. Teraz rozumiem czemu mam kolorowe oczy. Czerwone-oznaczają wilka,zielony-Nocnego Łowcę,a żółty-Anioła. Mam zmieszaną krew Wilka i Nocnego Łowcy z krwią Anioła. Dlatego tak reaguję na wzywający śpiew.
-Powiedz Jece'owi żeby stworzył Portal do mojego domu i macie przez niego przejść-poprosiłam,odwracając się w stronę śpiewu.
-Wysunęłaś skrzydła i masz żółte oczy-oznajmiła pół elfka.
-Później Wam to wytłumaczę-stwierdziłam i teleportowałam ich do reszty. Jak zaczarowana szłam za śpiewem-odpowiadając mu. Czułam się jakby wszystko działo się w zwolnionym tempie.
***Narracja Trzecioosobowa***
Dwa niesamowite śpiewy słychać było w całym Dworze fearie. Rudowłosa dziewczyna z białymi skrzydłami i złotymi oczami wyłoniła się z ciemnego korytarza śpiewając. Patrzyła się ponad stojącymi rycerzami fearie i Nocnymi Łowcami. Patrzyła na brudnego i posiniaczonego Anioła o złotych włosach i oczach,który został brutalnie obdarty ze skrzydeł i wzywał ją. Oboje przestali śpiewać,a słuchający ich zastanawiali się czemu przerwali piękną pieśń i byli smutni. Rudowłosa podniosła ręce przed siebie,a wszyscy poza nią i Aniołem zawiśli nad ziemią. Jej ręce były teraz po obu jej stronach uniesione,a wszyscy uderzyli o ściany. Ruszyła przed siebie w stronę Anioła obdartego ze skrzydeł,a wokół niej pojawił się błękitno-biały ogień. Rudowłosa zdawała się go nie czuć,bo jej nie parzył,a jedynie delikatne głaskał jej ciało. Zatrzymała się dopiero metr przed Aniołem i rozłożyła skrzydła na całą długość,a u drugiego Anioła pojawiły się białe skrzydła z kroplami błękitnego na piórze.
-Te krople będą Twoim wspomnieniem i innych czego dostałeś na ziemi przez Lud fearie i jego Królową Lily. To okrutne co Ci zrobili,Gabrielu i dostaną odpowiednią karę-powiedziała do niego-Odbieram Wszystkim,którzy zrobili cokolwiek złego Gabrielowi,nawet tym,którzy tylko się patrzyli Nieśmiertelność,a Nocnym Łowcom wszystkie Znaki-zrwóciła się do przestrzeni,unosząc otwartą rękę,by wziąć to co obiecała. Ze wszystkich stron zaczęły lecieć małe jasne kuleczki wieczności. Kiedy wszystkie osiadły na jej ręce,zamknęła ją i ponownie otworzyła. Na jej otwartej dłoni,była mała jasna długa wstążka. Zawiązała ją na nadgarstku Gabriela i lekko uśmiechnęła. On w podzięce dotknął jej dłoni i przekazał coś co mogło jej pomóc w walce z Demonami,Lucasem i jego ludźmi i odwzajemnił lekki uśmiech. Po chwili znikł zostawiając po sobie jedno białe pióro z błękitnymi kropkami. Rudowłosa podniosła je i również zniknęła,w momencie jak do sali wszedł Lucas z Nocnym Łowcą o białych włosach,ubrany w czerwony strój bojowy.
-Nie wiem jak to się stało,ale odbili Isabelle-oznajmił Nocny Łowca.
-Zbierz oddział i wracaj do Edomu. Ona też tam zmierza-powiedział pewny swego Lucas.
-Skąd ta pewność?-zapytał ciekawy białowłosy.
-Sebastianie,ja po prostu wiem czego ona szuka i do czego jest zdolna,bo jest mieszańcem-odpowiedział Lucas.
-Mieszańcem?-dopytywał się Sebastian.
-Jej matka była Nocnym Łowcą i Wilkiem,a jej ojciec Aniołem,więc ona ma krew obojga-odpowiedział wyraźnie znudzony.
-Jest Nocnym Łowcą,Wilkiem i Aniołem w jednym?-chciał się upewnić Sebastian.
-Tak-przytaknął.
-Edom jej zaszkodzi skoro jest Aniołem i nie będzie miała dość siły na pokonanie jednego Mrocznego,a co dopiero dwustu. Nie będzie też mogła się zmienić w Wilka,a Runy jej nie pomogą-stwierdził Sebastian z lekkim uśmiechem. Nie wiedział,że ona jest silniejsza niż przypuszcza i już się wybiera do świata demonów,zdeterminowana i ze swoimi przyjaciółmi. A los da mu potężnego kopa.
-Więc masz ją zabić!-rozkazał Lucas i poszedł w kierunku komnaty Lily.
****Clary****
Po raz drugi zwymiotowałam krwią na popiół. Ta planeta jest martwa w dosłownym znaczeniu. Słońca tu nie widać,ziemia jest pokryta popiołem i bliżej nieokreśloną mazią. Drzew nie ma,a jeziora są wypełnione lawą. Demony latają,chodzą i pełzają bezkarnie w nocy. Demoniczny wymiar nie służył mi i Katrinie. Obie mamy w sobie krew Anioła,ale ona ma ją czystą. Musimy się jak najszybciej dostać do Zamku Demonów i przejrzeć go na wylot. Oczywiście musimy to zrobić tak,żeby nikt nie zauważył,że tu byliśmy. Podniosłam się z kolan i ruszyłam za resztą. Jece,Alec,Diana i Katrina czekali na mnie na jakimś wzniesieniu. Arazil i Isabella (pół elfka) mają wrócić jutro do Narnii. My niestety mamy inne zajęcie. Musimy znaleźć piekielną brązoletke i rozwalić,albo wziąć. W oddali już majaczył Zamek Demonów. Dwa dni oddziela nas od niego. Wiem,że Lucas przyśle oddział albo kilka. Jeden błąd popełnił. Nie pokazał im naszych zdjęć i opisów,więc bezkarnie możemy sobie wejść do jego zamku.
Po zapadnięciu nocy z magicznymi kamieniami szliśmy dalej. Mój kamień świecił jasnym,prawie białym światłem przez moje palce. Nie miałam kontroli nad własnymi nogami.
-Ja chcę spać-jęknął Jece. Odezwał się pierwszy od prawie dwunastu godzin.
-Ja już śpię na stojąco-mruknęła Diana.
Znaleźliśmy opuszczoną jaskinię. Była duża i ciemna,więc demony nie mogły nas zobaczyć. Alec zapalił ognisko,a wszyscy oprócz mnie położyli się blisko ciepłego ognia. Ja nie musiałam nawet być w pobliżu ogniska,żeby było gorąco. Leżałam zwinięta w kłębek na mojej czarnej macie pod czarnym śpiworem. Czułam jak moje ciało chłonie odpoczynek od długiego marszu. Po chwili zatopiłam się w snach.
Obudziłam się,słysząc kroki od strony moich nóg-czyli od wejścia do jaskini. Lekko uchyliłam powieki i zobaczyłam dwie czarne postacie zakradające się do naszego schronienia. Moja ręka automatycznie złapała za rękojeść sztyletu. Diana niespokojnie poruszyła się w swoim śpiworze,co na chwilę zatrzymało obie postacie,zlewające się z ciemnością. Kiedy podeszły na tyle blisko,że mogłam oddać czysty rzut,rzuciłam sztyletem i sięgnęłam po drugi,ale druga postać mnie zaskoczyła. No bo kto normalny by na mnie skoczył? Tak właśnie taka inteligentna osoba jak ten na mnie. Zablokował mi nogi i unieruchomił ręce. Zatkał moje usta swoją ręką jak chciałam krzyknąć i boleśnie wykręcił moją lewą rękę,bo na prawej miał swoje kolano. Jego towarzysz z pewnością nie żyje. Dopiero jak przyjrzałam się mojemu napastnikowi zobaczyłam,że ma na sobie czerwony strój bojowy. Tam gdzie znajduje się serce miał wypalone dwa czarne węże zjadające swoje ogony na stroju. Herb Lucasa. Zirytowana własną głupotą przewróciłam oczami. No raczej,że to jeden z wojowników Lucasa. Brunet bo chyba był brunetem uśmiechnął się lekko. Jego oczy były piwne i ukazywały dziwne emocje,w które nie mam ochoty się zagłębiać. Byłam unieruchomiona i co z tego? Bez użycia ciała też go mogę zabić. Naparłam na jego umysł i z radością,że wypróbuje nową metodę zabijania zaczęłam się bawić jego odczuciami. Posyłałam do jego mózgu ogromny ból,a jak to nie skutkowało,bo mnie blokował przeszłam lekko zła na jego fizyczne odruchy. Zaczęłam napędzać jego krew w żyłach i podgotowywałam jego narządy wewnętrzne. Jego żyły nie wytrzymały nawet minuty po takim szybkim krążeniu i rozerwały się. Osunął się w bok martwy. Śmierć przez pęknięcie żył. Ciekawa śmierć. Zrobił mały hałas upadając na kamienną podłogę jaskini,przez co reszta się obudziła i złapali za broń. Ułożyłam się wygodnie w śpiworze i popatrzyłam na nich.
-Dwie minuty wcześniej,byście się przydali-skomentowałam.
-Mogłaś nas obudzić-mruknął Alec.
-Jak obudzić,jak byłam unieruchomiona i miałam zatkane usta?-zapytałam.
-No nie mogłaś-stwierdził Jece. Położyli się z powrotem spać.
************************************************
Hej Aniołki! 3 KOMENTARZE i będzie następny rozdział.
piątek, 25 lipca 2014
Rozdział 14. Co to do cholery jest?!
Wzięłam orzeźwiający prysznic,ubrałam czarną bluzkę,czarne spodenki,a na to ubrałam czerwony kombinezon ochronny na ścigacza i byty. Wzięłam szczotkę i pięć minut trwała wojna pomiędzy szczotką w mojej ręce,a włosami. Uśmiechnęłam się z satysfakcją,że wygrałam wojnę z włosami i wyszłam z domu. Ubrałam czerwony kask i wsiadłam na mojego czerwonego ścigacza. Wyjechałam na ulicę i rozpędzając się do 120/h zaczęłam robić swój zwód. Zrobiłam kilka rundek wokół opuszczonych magazynów dla pewności,że zostałam sama i ruszyłam do mieszkania mojego informatora. Kiedy już go jakoś przekonam-co z pewnością nie będzie łatwe-muszę odwiedzić jeszcze dwóch informatorów. Zgasiłam ścigacza i zaciągnęłam go za drzewo w gęste krzaki. Ściągnęłam kask i bezszelestnie weszłam do ruiny opuszczonego budynku. Dziwne,że jeszcze się nie zapadł. Zaczęłam ostrożnie wchodzić po zrujnowanych grożących zawaleniem schodami. Kiedy dostałam się na drugie piętro podeszłam do ceglanej ściany i z mojej pamięci wydobyłam kilka wskazówek gdzie jest ruchoma cegła. Wcisnęłam ją dłonią dwa centymetry do środka i obserwowałam jak ukryte przejście się rozsuwa bezszelestnie. Nacisnęłam na klamkę i popchnęłam szare drzwi do środka. Cicho je zamknęłam i ruszyłam jasnym korytarzem do schodów,prowadzących wyżej. Zaczęłam z gracją pantery po nich wchodzić na górę. Wcale nie hałasowałam. Kiedy stanęłam na szczycie schodów usłyszałam kroki. Kilka osób było w salonie i z tego co słyszałam wcale nie przyjaźnie nastawionym do Seana-mojego informatora. Nigdy nie miał nieproszonych gości,a jak już to na pewno go nie bili,a słysząc ciche jęki Seana stwierdzam,że go biją. Wyciągnęłam ze schowka miecz. Co z tego,że w bytach mam dwa sztylety? Bezszelestnie stanęłam za ścianą,która oddzielała mnie od całej sceny i wychyliłam głowę. Sean był przytrzymywany przez dwóch czarnowłosych Upadłych,z wysuniętymi czarnymi skrzydłami. Nie dobrze. Chłopak-najprawdopodobniej przywódca tych dwóch Upadłych przyłożył Seanowi w brzuch. Przez co uderzony ponownie jęknął i zgiął się w pół,ale nie na długo był w takiej pozycji,bo czarnowłosi od razu go wyprostowali. Skądś znałam sylwetkę chłopaka,który okładał pięściami Seana. Czekałam na odpowiedni moment do wkroczenia. Mój informator wiedział kim byłam-tak byłam,bo nie wiedział,że jestem mieszańcem i to pomieszanym i mam skrzydła-i wiedział o wszystkich stworzeniach nadprzyrodzonych.
-Wiesz Sean,zawsze myślałem,że mogę Ci ufać-odezwał się chłopak,który był odwrócony do mnie tyłem i bił już i tak mocno pobitego. Zesztywniałam na jego słowa. Lucas...to on stał do mnie tyłem i bił Seana. Wiedziałam,że skądś znam jego posturę. Teraz już wiem skąd. Przecież szłam za Lucasem zobaczyć jak zabijają małego chłopca za niewinność-Ara. Jeśli teraz wkroczę to będzie mnie miał jak podaną na talerzu,a jeśli tego nie zrobię-zabiją Seana. Bezszelestnie wycofałam się do kuchni i użyłam najsłabszego zaklęcia jakie znałam. Wycofałam się do korytarza i schowałam w szafie. Chyba wyczuli zaklęcie,bo zostawili Seana i zaaferowani wbiegli do kuchni-w moja zasadzkę. Kiedy tylko weszli do kuchni uruchomiłam całą serię zaklęć obezwładniających i oślepiających. Wyszłam z szafy i wbiegłam do salonu. Niesamowite jacy są głupi. Teraz najtrudniejsze zadanie. Wyparcie moich skrzydeł z pleców. Skupiłam się i czując potworny ból-zablokowałam odczucia. Duże białe skrzydła wyrosły z moich łopatek. Mój czerwony kombinezon na plecach był w strzępach-ja to wiem. Przytuliłam Seana do swojego ciała,żeby nie spadł i wyskoczyłam z nim przez okno. Szkło otoczyło mnie na kilka sekund aureolą. Przy okazji podpaliłam swój ścigać,żeby nie mogli mnie namierzyć,ani dowiedzieć się,że to ja uratowałam Seana. Zostawiłam im małą gorącą niespodziankę,która ma trzy sekundy na zrobienie bum. Cały budynek zaczął się trząść i wszystkie okna się rozbiły przez ogień. Jedynym dobrym posunięciem się Seana,było kupienie dynamitu i trzech granatów. Widocznie otworzyli szafkę z dynamitem i automatycznie otworzyli zawleczki granatów. To jest dla nic wskazówką-Ogień i wybuch-i ostrzeżeniem. Dobrze,że jednak chciało mi się przyjechać do niego. Uratowałam go przez długą i bolesną śmiercią. Jest trzecia w nocy,a ja jestem stuprocentowo osłaniana przez ciemność. Nie mogą mnie rozpoznać,bo jest noc.
-Coś leci za nami-wybełkotał Sean-Srebrne,długie i z tego ci widzę ostre-opisał to co leciało za nami. Skręciłam gwałtownie i zniżyłam kurs. Leciałam najszybciej jak umiałam. Po dwóch minutach wylądowałam przed drzwiami do mojego domu. Otworzyłam je kopniakiem i weszłam do środka. Sean jakoś doszedł do salonu i usiadł na fotelu. Ja natomiast upadłam na kolana w progu salonu. Moi przyjaciele naradzali się nad czymś ważnym,a;e przerwali i zlustrowali wzrokiem Seana ledwie przytomnego. Po chwili spojrzenie wszystkich spoczęło na mnie. Zacisnęłam dłonie w pięści i powoli zaczęłam wpychać moje skrzydła pod skórę. Ból który czułam był nie do opisania. Jakby ktoś wbijał mi małe ostre igiełki w łopatki i po sekundzie je wyciągał. Po pięciu minutach ból zniknął,a ja mogłam wstać i usiąść na fotelu.
-Co mu się stało?-zapytała Diana,wskazując na śpiącego Seana.
-Miał spotkanie z Lucasem,dość nieprzyjemne. Zwabiłam ich do kuchni,wcześniej bawiąc się magią,by ich uwięzić i pogrzebać. Do tego zabawiłam się w żołnierza. Zostawiłam im dynamit i trzy granaty. Wszystko wybuchło jak tylko wyleciałam z nim z jego domu...-opowiedziałam w skrócie-Niech zgniją w piekle-zakończyłam z uśmiechem. Siedzieliśmy tak z dobre trzy godziny i zastanawialiśmy się gdzie może być ukryta pół elfka.
-Ma ktoś jakieś lepsze domysły?-zapytałam wyczerpana.
-Może być więźniem ludu fearie i ich Królowej-odpowiedział Sean,który ocknął się kilka minut wcześniej. Doszedł do siebie i teraz jadł kanapkę.
-Lud fearie?-zapytała Katrina z zaciekawieniem.
-Blade ludki o kolorowych włosach. Żyją wiecznie pod ziemią,a ja znam wejście-odpowiedział.
-Jutro złożymy odwiedziny Królowej fearie-oznajmiłam. Wszyscy się zgodzili i rozeszliśmy się do pokoi. Rzuciłam się na łóżko w ubraniu i szybko zasnęłam.
Obudziłam się po ósmej. Wzięłam prysznic,ubrałam bluzkę czarną,czarne rurki,a na to ubrałam strój do walki zrobiony z czarnej skóry. Pozwalał na swobodne poruszanie się i ochronę przed jakimiś truciznami,latającymi mieczami czy nożami. Rozczesałam włosy i związałam je w kucyka. Na ręce założyłam skórzane rękawiczki bez palców. Do sprzączek i pasków powsadzałam moje białe noże i sztylety. Przez ramię przewiesiłam biały duży łuk elfów posypany złotem i biały duży kołczan z ponad piędździesięciona strzałami biało-złotymi. Zapięłam pasek z moim mieczem rodowym i ubrałam czarne buty do kolan. Zeszłam na dół do salonu. Reszta była ubrana tak samo ale różniliśmy się kolorami broni i ogólnie bronią. Dostałam od Aleca srebrną stele z białym kamieniem na jednym końcu. Stelą mogę narysować sobie dowolną Anielską Runę i działa. Przeszliśmy przez Portal,który stworzył Jece i już po chwili wiatru i spadania,byliśmy w jakiejś komnacie z sześcioma korytarzami.
-No to którędy teraz?-zapytał Jece.
-A mówiłam,żeby wziąć z nami Seana-mruknęłam i na chybił trafił poszłam przed siebie,a reszta za mną. Korytarz był jasny i zielony od mchu. Moje orientowanie się w terenie było świetne na powierzchni,a pod ziemią musiałam ufać samej sobie i mojej intuicji. Po jakichś pięciu minutach korytarz zamienił się chyba w salon. Na czerwonej kanapie leżała blada,błękitno włosa dziewczyna o niebieskich oczach. Była ubrana w błękitną suknie. Chyba weszliśmy tam gdzie nie powinniśmy wejść. Jesteśmy w sali tronowej Królowej. Mogliśmy wziąć go ze sobą. Wycofujemy się bezszelestnie-oznajmiłam reszcie. Wycofaliśmy się bezszelestnie do połowy korytarza. Żałując,że nie ma z nami Seana,wróciliśmy do komnaty z sześcioma korytarzami.
-To może dobierzemy się w pary i każda wejdzie do jednego korytarza?-zaproponowałam. Diana i Araziel weszli do pierwszego od ściany korytarza,Katrina i Jece weszli do korytarza obok,a ja poszłam za Aleciem i jego instynktem. Wybrał korytarz obok tego,z którego przed chwilą wyszliśmy. Był trochę ciemniejszy od reszty i już po pięciu minutach widać było pierwsze cele. Oczywiście pilnowało ich dwóch strażników i jakiś olbrzym. Seryjnie...Był większy od goryla stojącego na dwóch nogach i równie silny jak stado goryli. Był szary i miał sierść jak niedźwiedź. Oboje z Aleciem zatrzymaliśmy się. Ściągnęłam z ramienia łuk i wyciągnęłam jedną strzałę. Nałożyłam na cięciwę,napięłam,wycelowałam i puściłam. Sięgnęłam po następną i ponowiłam czynność. Dwoje strażników leżało na ziemi martwych ze strzałami sterczącymi w klatkach piersiowych. Nigdy nie chybiam.
-Poszukaj dziewczyny,a ja się zajmę Puszkiem-oznajmiłam.
-Nie zamierzam się sprzeciwiać-stwierdził Alec i zszedł mi z drogi. Odłożyłam na podłogę łuk i sięgnęłam do dwóch sztyletów. Z drapieżnym uśmiechem,zbliżałam się do Puszka. Zagwizdałam głośno,żeby mnie zauważył. Ryknął głośno pokazując wielkie kły. Powiedzmy,że jego ryk mnie przez kilka sekund ogłuszył. Muszę go odciągnąć od cel więźniów fearie. Pomieszczenie było tak wielkie,że spokojnie mogłabym się przemienić i walczyć latając.
-Kici kici!!!-zawołałam go jak kota. Widziałam na czerwono. Zlustrowałam Puszka wzrokiem i wykryłam jego słaby punkt,zaraz po tym jak się rzucił w moją stronę. Zrobiłam unik w prawo-odciągając go od korytarza,w którym stał Alec. Puszek rąbnął całym ciałem w ścianę obok mnie jak odskoczyłam kilka metrów w bok.
-Kupo sierści nie potrafisz biegać?! Jestem tylko małym człowiekiem,a ty nie potrafisz mnie złapać?!-zakpiłam z niego. Był całkiem rozumny i mocno się wściekł-Wolne!!-krzyknęłam do Aleca,chowając sztylety do sprzączek,z których je wyciągnęłam-No Klopsie ruszysz się dzisiaj?!-zawołałam do Puszka,który się na mnie rzucił-Jebać Lucasa!-mruknęłam i zmieniłam się w wilczycę. Schowałam skrzydła pod skórę i również rzuciłam się na Puszka. Runęliśmy na ziemię razem,zadając sobie ciosy i gryząc. Rzucił mną o ścianę. Kiedy znalazłam się na ziemi,bolało mnie całe ciało. Rąbnęłam z ogromną siłą o tą ścianę. Chwiejnie podniosłam się i z żądzą zemsty rzuciłam na jego szyję. Zacisnęłam z całą siłą szczękę i przekręciłam głowę. Usłyszałam trzask kości i po chwili oboje runęliśmy na ziemie,z tym wyjątkiem,że ja wciąż żyłam. Wyciągnęłam spod brązoletki moją stele i nakreśliłam zawijane czarne linie podobne do winorośli Znak Uzdrawiający. Pieczenie ustało gdy skończyłam Znak na szyi. Po chwili siniaki zniknęły razem z bólem. Usiadłam powoli.
-Clary! Jesteś cała?-zapytał Alec,podbiegając.
-Chyba tak-odpowiedziałam,pozwalając by mnie podniósł-Znalazłeś ją?-zapytałam.
-Tak. Żyje i jest cała-odpowiedział. Kiwnęłam głową i popatrzyłam na martwego Puszka.
-Jego ryk chyba usłyszeli wszyscy-stwierdziłam. Usłyszeliśmy cichutkie szybkie kroki i po chwili z tunelu naprzeciwko martwego Puszka wybiegli Jece,Diana,Katrina i Araziel.
-Co to do cholery jest?!-pisnęła Diana.
-Poznajcie martwego Puszka-rzuciłam sarkastycznie.
-Żołnierze i kilku Nocnych Łowców,więc pora stąd pryskać-stwierdził Jece.
-Możemy im trochę utrudnić wyśledzenie nas po odciskach butów-oznajmiłam i pstryknęłam palcami.
****************************************
Hej Aniołki! Jak Wam się podoba rozdział? Co Clary wyczarowała? Dadzą radę uciec rycerzom fearie i Nocnym Łowcą?
-Wiesz Sean,zawsze myślałem,że mogę Ci ufać-odezwał się chłopak,który był odwrócony do mnie tyłem i bił już i tak mocno pobitego. Zesztywniałam na jego słowa. Lucas...to on stał do mnie tyłem i bił Seana. Wiedziałam,że skądś znam jego posturę. Teraz już wiem skąd. Przecież szłam za Lucasem zobaczyć jak zabijają małego chłopca za niewinność-Ara. Jeśli teraz wkroczę to będzie mnie miał jak podaną na talerzu,a jeśli tego nie zrobię-zabiją Seana. Bezszelestnie wycofałam się do kuchni i użyłam najsłabszego zaklęcia jakie znałam. Wycofałam się do korytarza i schowałam w szafie. Chyba wyczuli zaklęcie,bo zostawili Seana i zaaferowani wbiegli do kuchni-w moja zasadzkę. Kiedy tylko weszli do kuchni uruchomiłam całą serię zaklęć obezwładniających i oślepiających. Wyszłam z szafy i wbiegłam do salonu. Niesamowite jacy są głupi. Teraz najtrudniejsze zadanie. Wyparcie moich skrzydeł z pleców. Skupiłam się i czując potworny ból-zablokowałam odczucia. Duże białe skrzydła wyrosły z moich łopatek. Mój czerwony kombinezon na plecach był w strzępach-ja to wiem. Przytuliłam Seana do swojego ciała,żeby nie spadł i wyskoczyłam z nim przez okno. Szkło otoczyło mnie na kilka sekund aureolą. Przy okazji podpaliłam swój ścigać,żeby nie mogli mnie namierzyć,ani dowiedzieć się,że to ja uratowałam Seana. Zostawiłam im małą gorącą niespodziankę,która ma trzy sekundy na zrobienie bum. Cały budynek zaczął się trząść i wszystkie okna się rozbiły przez ogień. Jedynym dobrym posunięciem się Seana,było kupienie dynamitu i trzech granatów. Widocznie otworzyli szafkę z dynamitem i automatycznie otworzyli zawleczki granatów. To jest dla nic wskazówką-Ogień i wybuch-i ostrzeżeniem. Dobrze,że jednak chciało mi się przyjechać do niego. Uratowałam go przez długą i bolesną śmiercią. Jest trzecia w nocy,a ja jestem stuprocentowo osłaniana przez ciemność. Nie mogą mnie rozpoznać,bo jest noc.
-Coś leci za nami-wybełkotał Sean-Srebrne,długie i z tego ci widzę ostre-opisał to co leciało za nami. Skręciłam gwałtownie i zniżyłam kurs. Leciałam najszybciej jak umiałam. Po dwóch minutach wylądowałam przed drzwiami do mojego domu. Otworzyłam je kopniakiem i weszłam do środka. Sean jakoś doszedł do salonu i usiadł na fotelu. Ja natomiast upadłam na kolana w progu salonu. Moi przyjaciele naradzali się nad czymś ważnym,a;e przerwali i zlustrowali wzrokiem Seana ledwie przytomnego. Po chwili spojrzenie wszystkich spoczęło na mnie. Zacisnęłam dłonie w pięści i powoli zaczęłam wpychać moje skrzydła pod skórę. Ból który czułam był nie do opisania. Jakby ktoś wbijał mi małe ostre igiełki w łopatki i po sekundzie je wyciągał. Po pięciu minutach ból zniknął,a ja mogłam wstać i usiąść na fotelu.
-Co mu się stało?-zapytała Diana,wskazując na śpiącego Seana.
-Miał spotkanie z Lucasem,dość nieprzyjemne. Zwabiłam ich do kuchni,wcześniej bawiąc się magią,by ich uwięzić i pogrzebać. Do tego zabawiłam się w żołnierza. Zostawiłam im dynamit i trzy granaty. Wszystko wybuchło jak tylko wyleciałam z nim z jego domu...-opowiedziałam w skrócie-Niech zgniją w piekle-zakończyłam z uśmiechem. Siedzieliśmy tak z dobre trzy godziny i zastanawialiśmy się gdzie może być ukryta pół elfka.
-Ma ktoś jakieś lepsze domysły?-zapytałam wyczerpana.
-Może być więźniem ludu fearie i ich Królowej-odpowiedział Sean,który ocknął się kilka minut wcześniej. Doszedł do siebie i teraz jadł kanapkę.
-Lud fearie?-zapytała Katrina z zaciekawieniem.
-Blade ludki o kolorowych włosach. Żyją wiecznie pod ziemią,a ja znam wejście-odpowiedział.
-Jutro złożymy odwiedziny Królowej fearie-oznajmiłam. Wszyscy się zgodzili i rozeszliśmy się do pokoi. Rzuciłam się na łóżko w ubraniu i szybko zasnęłam.
Obudziłam się po ósmej. Wzięłam prysznic,ubrałam bluzkę czarną,czarne rurki,a na to ubrałam strój do walki zrobiony z czarnej skóry. Pozwalał na swobodne poruszanie się i ochronę przed jakimiś truciznami,latającymi mieczami czy nożami. Rozczesałam włosy i związałam je w kucyka. Na ręce założyłam skórzane rękawiczki bez palców. Do sprzączek i pasków powsadzałam moje białe noże i sztylety. Przez ramię przewiesiłam biały duży łuk elfów posypany złotem i biały duży kołczan z ponad piędździesięciona strzałami biało-złotymi. Zapięłam pasek z moim mieczem rodowym i ubrałam czarne buty do kolan. Zeszłam na dół do salonu. Reszta była ubrana tak samo ale różniliśmy się kolorami broni i ogólnie bronią. Dostałam od Aleca srebrną stele z białym kamieniem na jednym końcu. Stelą mogę narysować sobie dowolną Anielską Runę i działa. Przeszliśmy przez Portal,który stworzył Jece i już po chwili wiatru i spadania,byliśmy w jakiejś komnacie z sześcioma korytarzami.
-No to którędy teraz?-zapytał Jece.
![]() |
| Lily-Królowa Ludu Fearie. |
-To może dobierzemy się w pary i każda wejdzie do jednego korytarza?-zaproponowałam. Diana i Araziel weszli do pierwszego od ściany korytarza,Katrina i Jece weszli do korytarza obok,a ja poszłam za Aleciem i jego instynktem. Wybrał korytarz obok tego,z którego przed chwilą wyszliśmy. Był trochę ciemniejszy od reszty i już po pięciu minutach widać było pierwsze cele. Oczywiście pilnowało ich dwóch strażników i jakiś olbrzym. Seryjnie...Był większy od goryla stojącego na dwóch nogach i równie silny jak stado goryli. Był szary i miał sierść jak niedźwiedź. Oboje z Aleciem zatrzymaliśmy się. Ściągnęłam z ramienia łuk i wyciągnęłam jedną strzałę. Nałożyłam na cięciwę,napięłam,wycelowałam i puściłam. Sięgnęłam po następną i ponowiłam czynność. Dwoje strażników leżało na ziemi martwych ze strzałami sterczącymi w klatkach piersiowych. Nigdy nie chybiam.
-Poszukaj dziewczyny,a ja się zajmę Puszkiem-oznajmiłam.
-Nie zamierzam się sprzeciwiać-stwierdził Alec i zszedł mi z drogi. Odłożyłam na podłogę łuk i sięgnęłam do dwóch sztyletów. Z drapieżnym uśmiechem,zbliżałam się do Puszka. Zagwizdałam głośno,żeby mnie zauważył. Ryknął głośno pokazując wielkie kły. Powiedzmy,że jego ryk mnie przez kilka sekund ogłuszył. Muszę go odciągnąć od cel więźniów fearie. Pomieszczenie było tak wielkie,że spokojnie mogłabym się przemienić i walczyć latając.
-Kici kici!!!-zawołałam go jak kota. Widziałam na czerwono. Zlustrowałam Puszka wzrokiem i wykryłam jego słaby punkt,zaraz po tym jak się rzucił w moją stronę. Zrobiłam unik w prawo-odciągając go od korytarza,w którym stał Alec. Puszek rąbnął całym ciałem w ścianę obok mnie jak odskoczyłam kilka metrów w bok.
-Kupo sierści nie potrafisz biegać?! Jestem tylko małym człowiekiem,a ty nie potrafisz mnie złapać?!-zakpiłam z niego. Był całkiem rozumny i mocno się wściekł-Wolne!!-krzyknęłam do Aleca,chowając sztylety do sprzączek,z których je wyciągnęłam-No Klopsie ruszysz się dzisiaj?!-zawołałam do Puszka,który się na mnie rzucił-Jebać Lucasa!-mruknęłam i zmieniłam się w wilczycę. Schowałam skrzydła pod skórę i również rzuciłam się na Puszka. Runęliśmy na ziemię razem,zadając sobie ciosy i gryząc. Rzucił mną o ścianę. Kiedy znalazłam się na ziemi,bolało mnie całe ciało. Rąbnęłam z ogromną siłą o tą ścianę. Chwiejnie podniosłam się i z żądzą zemsty rzuciłam na jego szyję. Zacisnęłam z całą siłą szczękę i przekręciłam głowę. Usłyszałam trzask kości i po chwili oboje runęliśmy na ziemie,z tym wyjątkiem,że ja wciąż żyłam. Wyciągnęłam spod brązoletki moją stele i nakreśliłam zawijane czarne linie podobne do winorośli Znak Uzdrawiający. Pieczenie ustało gdy skończyłam Znak na szyi. Po chwili siniaki zniknęły razem z bólem. Usiadłam powoli.
-Clary! Jesteś cała?-zapytał Alec,podbiegając.
-Chyba tak-odpowiedziałam,pozwalając by mnie podniósł-Znalazłeś ją?-zapytałam.
-Tak. Żyje i jest cała-odpowiedział. Kiwnęłam głową i popatrzyłam na martwego Puszka.
-Jego ryk chyba usłyszeli wszyscy-stwierdziłam. Usłyszeliśmy cichutkie szybkie kroki i po chwili z tunelu naprzeciwko martwego Puszka wybiegli Jece,Diana,Katrina i Araziel.
-Co to do cholery jest?!-pisnęła Diana.
-Poznajcie martwego Puszka-rzuciłam sarkastycznie.
-Żołnierze i kilku Nocnych Łowców,więc pora stąd pryskać-stwierdził Jece.
-Możemy im trochę utrudnić wyśledzenie nas po odciskach butów-oznajmiłam i pstryknęłam palcami.
****************************************
Hej Aniołki! Jak Wam się podoba rozdział? Co Clary wyczarowała? Dadzą radę uciec rycerzom fearie i Nocnym Łowcą?
środa, 23 lipca 2014
Rozdział 13. Życie jest nie fair.
Ja,Diana,Katrina,Alec,Jece i Araziel przeszliśmy przez portal do naszego świata. Rozdzieliliśmy się na dwie grupy. Ja,Alec i Araziel idziemy do prywatnego liceum,a Diana,Katrina i Jece do normalnego liceum. Nasza misja jest prosta. Znaleźć pół elfce i Callana. Plan też jest prosty. Znaleźć,zapoznać z wszystkim,wrócić na cmentarz przed północą i przygotować się na przejście przez portal. Proste i logiczne. Mamy na to miesiąc. Właściwie to już tylko dwadzieścia dni. Tak,jesteśmy Tu jedenaście dni. Nawet nie wiem kiedy upłynęły. Zawiązałam mocno buty i wybiegłam z domu. Codziennie wstaję szybciej i biegam godzinę. Ubrana w stanik portowy,bokserkę i spodenki z kieszeniami. Musze gdzieś chować telefon,nie? Biegłam truchtem między opuszczonymi budynkami,które są ruiną. Mój telefon jak zwariowany zaczął dzwonić. Wyciągnęłam dotykowy telefon i przeciągnęłam palcem po ekranie,a żeby było ciekawiej biegłam nadal. I dałam na głośno mówiący.
-Spokojnie niańko! Jestem cała i zdrowa!-powiedziałam na start. Dzwonił Araziel.
-Gdzie jesteś?-zapytał dziwnym głosem. Popatrzyłam na mój telefon jak na wariata.
-Nie mam zielonego pojęcia-odpowiedziałam szczerze. Pierwszy raz tu biegłam.
-Za jak długo będziesz?-zapytał.
-To zależy-odpowiedziałam.
-Jest ważna sprawa-powiedział Alec.
-Za chwilę będę-oznajmiłam i rozłączyłam się. Odwróciłam się,wkładając telefon do kieszeni i podniosłam wzrok. Zmarszczyłam brwi widząc trzech Mulatów o szarych oczach. Byli wysortowani i nawet nie musiałam pytać czy są wampirami. Oczywiście,że są. Wzięłam głęboki oddech,żeby się nie zaśmiać. Gapili się na mnie jak na żarcie. Moje rozbawienie,znikło jak tylko wysunęli kły. Czyli jednak wyglądam jak człowiek. Jest tylko mały problemik. Nie mogę się zmienić w wilczycę,bo jest ryzyko,że ktoś zobaczy. Jedyna opcja? Ucieczka. Odwróciłam się z zamiarem rzucenia do biegu,ale w takim samym odstępie stało czterech innych wampirów. Dwóch blondynów,brunet i rudowłosy. Dobrze,że nie zaczęłam się cofać,bo wpadłabym na nich i od razu by mnie złapali.
-Mam pytanko. Czy jesteście pewni,że chcecie mnie zjeść?-wypaliłam. Zaczęli myśleć,a ja nie marnując czasu-wbiegłam do budynku. Wyskoczyłam oknem z drugiej strony i zaczęłam biegnąć jak najszybciej w stronę ulicy. Są dwa minusy. Pierwszy to taki,że jak wampiry wybiorą sobie ofiarę to nie odpuszczą dopóki jej nie "zjedzą". Drugi to taki,że ludzie nie widzą wampirów. Plus jest taki,że nie mają nad przyrodzonej szybkości,bo nie miałabym szans w ucieczce. Są wytrzymali,ale biegając jak normalni nastolatkowie. Dobrze,że zaczęłam od samego początku pobytu Tutaj biegać. Jestem trochę wytrzymalsza i szybsza. Przyznaję się(!),trochę bardzo spasłam się i nie biegałam. Normalnie rekord! Jeszcze nigdy nie biegłam tak do domu. Nie musiałam się oglądać,żeby wiedzieć,że wampiry,które mają na mnie chrapkę za mną biegną. Wystarczy,że mam swój instynkt. Po co najmniej dziesięciu minutach byłam na ulicy,na której mam dom i obecnie mieszkamy. Miałam zadyszkę i oddychałam przez usta. A wampiry nawet się nie zmęczyły! To niesprawiedliwe! Przeskoczyłam przez bardzo niskie drewniane ogrodzenie sięgające mi do połowy ud. Całym ciałem rąbnęłam w drzwi,które o mało z zawiasów nie wypadły. No w sumie to z zawiasami. Odwróciłam głowę i pokazałam język wampirom przed ogrodzeniem. Znalazłam kolejny plus! Nie mogą bez zaproszenia wejść na posesję domu,ani do domu. Zamknęłam drzwi i zziajana i z kolką weszłam do salonu. Złapałam się za prawy bok.
-Pobiłam rekord świata. Nikt szybciej nie biegł do domu niż ja-pochwaliłam się i rzuciłam na kanapę.
-Ile biegłaś?-zapytał Alec.
-Z trzy kilometry w dziesięć minut-odpowiedziałam i napiłam się wody. Zagwizdał z uznaniem-Co to za ważna sprawa?-zapytałam.
-Callan przepadł jak igła w stoku siana-odpowiedział.
-Coś jeszcze?-zapytałam,patrząc na zegarek. Po siódmej osiem.
-Nie-odpowiedział. Kiwnęłam głową i poszłam do siebie. Wzięłam prysznic,ubrałam spodenki i podkoszulek. Zgarnęłam z łóżka torbę z zeszytami i dwoma długopisami. Zeszłam na dół i weszłam do kuchni. Zjadłam płatki z mlekiem.Wyszłam z domu zaopatrzona w wodę,w towarzystwie Aleca. Wsiadłam do auta.
Tylko dwa wuefy i weekend. Przebrałam się w czarną podkoszulkę i spodenki. Razem z dzwonkiem weszłam na dużą salę. Jęknęłam kiedy tylko nienawidząca mnie baba zagwizdała gwizdkiem. Najpierw dziesięć okrążeń wokół sali. Potem do końca lekcji bieganie po trybunach. Ledwie oddychając rozwaliłam się na najwyższych ławkach.
Kiedy zadzwonił dzwonek oznajmujący koniec przerwy,do sali wszedł trener razem z chłopakami z mojej klasy i kilkoma z innej. Oczywiście my grałyśmy w siatkówkę,a chłopaki sobie gadali-o nas. Kiedy grałyśmy ja i Tassie,która uczyła inne dziewczyny nowego układu.była główną atrakcją chłopaków. Niezauważona odeszłam od grających dziewczyn. Usiadłam obok Aleca.
-Nienawidzę wuefu-stwierdziłam.
-Nie patrz teraz na okno,ale za nim stoi wampir i cały czas Cię obserwuje-oznajmił.
-Pewnie czeka,aż wyjdę ze szkoły-stwierdziłam,gapiąc się na swoje palce. Były długie jak u pianisty i wyćwiczone.
-Czemu,tak uważasz?-zapytał,przyglądając mi się.
-Bo wczoraj im uciekłam-odpowiedziałam z uśmiechem. Wiem,powinnam być przerażona,ale w końcu nie jestem normalnym człowiekiem tylko wilkiem. W dodatku władam magią i mam wielkie skrzydła. Alec zakrztusił się wodą,którą pił. Poklepałam go po plecach.
-Zwariowałaś?!-syknął-Co im zrobiłaś?!-zapytał zdziwiony.
-Nic im nie zrobiłam! Zostałam mianowana "jedzeniem". Mam jeszcze ten urok i zdążyłam uciec-odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Niestety nie mogę używać magii ani się przemieniać,bo w pierwszym przypadku Lucas by mnie wyśledził,a w drugim przemieniam się z ogromną siłą,którą by wyczuły Upadłe Anioły i od razu doniosły. Głupia nie jestem. Jego zjawienie zepsułoby nasz plan działania i prawdo podobnie musiałabym odciągać go od planu zajrzenia do umysłu któregokolwiek z nas. Do mojego umysłu raczej nie wejdzie tak łatwo,ale z innymi pójdzie mu łatwo.
-Katrina napisała,że wieczorem przyjdą do nas-oznajmił Alec,wyrywając mnie z moich myśli.
-Zaraz po szkole idę do Torii trochę potańczyć-powiedziałam. Torii to ładna i bardzo chuda blondynka o zielonych oczach. Umie wyśmienicie tańczyć i jest wilkiem,jak ja. O wilku mowa! Weszła do sali czym wzbudziła za interesowanie chłopaków. Uśmiechnęłam się szeroko. Wstałam i przytuliłam ją na powitanie,po czym przeszliśmy do tradycyjnego powitania. Żółwik i wybuch.
-Właśnie mówiłam Alecowi,że idę do Ciebie potańczyć-powiedziałam-Masz jakiś specjalny układ?-zapytałam z uśmiechem.
-Będziemy musiały go jakoś poprawić-potwierdziła. Nie wiem jak,ale ona jest niższa ode mnie o trzy centymetry. A myślałam,że jestem najniższa na świecie. Ludzie potrafią zadziwiać. Zadzwonił dzwonek więc mogłyśmy już iść. Po chwili już jechałyśmy do wielkiej hali tanecznej z ogromnymi lustrami. Po pięciu minutach już byliśmy na miejscu. Byłam tu już kilkadziesiąt razy,więc znam budynek bardzo dobrze. Przebrałyśmy się w szatni. Dała mi czarne dresy i podkoszulek. Niestety jak już wspominałam jest niższa i jej podkoszulek był mi do pępka. Dresy też były mniejsze i sięgały mi ledwie do bioder. Rozbrajające. Weszłyśmy na wielką halę. Jej grupa jeszcze nie przyszła,więc jesteśmy same. Włączyła muzykę i pokazała cały układ. Pełno w nim tajemniczości,energii i jak to jest w zwyczaju Torii jest pociągający jak i kuszący. Włączyła muzykę od nowa i zaczęłyśmy obydwie tańczyć jej układ. Poprawiłyśmy kilka ruchów i zaczęłyśmy od nowa. Najdziwniejsze jest to,że jak tańczę to się lekko uśmiecham.
-Nowa tancerka?-zapytał męski głos za mną.
-Nie-odpowiedziałam i odwróciłam się. Brunet z grzywką stał i lustrował mnie wzrokiem. Za nim dwaj rudowłosi Koreańczycy. Pogadaliśmy z godzinę,a potem wróciłam do domu. Rzuciłam się na fotel. Alec,Ara,Diana i Katrina siedzieli na kanapie,a Jece siedział na fotelu obok.
-Nie ma jej. Szukaliśmy jej wszędzie. Akta urodzeń w szpitalach nie wspominają nic o dziwnym dziecku i matce-oznajmiła Diana.
-Ktoś ją dobrze chroni-stwierdziłam razem z Aleciem.
-Tylko kto i dlaczego?-zastanawiała się na głos Katrina.
-Chyba czas uaktywnić dawne znajomości-stwierdził Jece.
-Nie ma to jak dawne znajomości-powiedziałam z sarkazmem.
-Oj,nie przesadzaj-westchnęła Diana.
-Ja nie przesadzam. Życie jest nie fair. Wy macie informacje za nic,a ja muszę zawsze coś robić-mruknęłam z grymasem na twarzy. Na tym dyskusja się skończyła. Weszłam do swojego pokoju i przebrałam się w piżamę. Padam na twarz-z tą myślą zasnęłam.
Siedziałam w loży w jakimś klubie z bardzo przystojnym ciemnowłosym brunetem. Miałam na sobie czarną bardzo obcisłą sukienkę i szpilki. On był ubrany w czarne spodnie i biały podkoszulek,przez który widać było jego mięśnie brzucha. Niezbyt pasowało mi jego towarzystwo,ale czego się nie robi dla informacji? Przy okazji jeszcze się nawaliłam.
-Nie mam siły-oznajmiłam mu.
-Tak Cię męczy moje towarzystwo?-zażartował,bawiąc się puklem moich włosów.
-Nie tylko. Męczysz tańcem-mruknęłam. Chłopak się zaśmiał i pociągnął mnie w stronę wyjścia. Szłam za nim posłusznie. Jeśli bym się sprzeciwiła,nie uzyskałabym informacji potrzebnych mi. Ku mojemu zadowoleniu odwiózł mnie do domu. Pożegnał mnie pocałunkiem w usta. Wytrzymałam z nim siedem godzin. Bardzo męczących godzin. Nie przepadam za nim,ale musiałam z nim spędzić te siedem godzin,jeśli chciałam informacji w przyśpieszonym tempie. W normalnym zajmuje mu to tydzień do dwóch,a w przyśpieszonym dwa do trzech dni. Położyłam się na łóżku i odpłynęłam do krainy snów na fali.
Usiadłam na łóżku i otworzyłam oczy. Znowu te głupie wspomnienia. Niepewność,strach,złość...to teraz czułam.
******************************************
Witajcie,Aniołki! Dodaję rozdział,bo było 6 kom. Możecie spamować w moim spamowniku ile chcecie! Kim jest ciemnowłosy brunet? Co myślicie o tym rozdziale? Wiem,schrzaniłam! Tylko nie bijcie! :D
-Spokojnie niańko! Jestem cała i zdrowa!-powiedziałam na start. Dzwonił Araziel.
-Gdzie jesteś?-zapytał dziwnym głosem. Popatrzyłam na mój telefon jak na wariata.
-Nie mam zielonego pojęcia-odpowiedziałam szczerze. Pierwszy raz tu biegłam.
-Za jak długo będziesz?-zapytał.
-To zależy-odpowiedziałam.
-Jest ważna sprawa-powiedział Alec.
-Za chwilę będę-oznajmiłam i rozłączyłam się. Odwróciłam się,wkładając telefon do kieszeni i podniosłam wzrok. Zmarszczyłam brwi widząc trzech Mulatów o szarych oczach. Byli wysortowani i nawet nie musiałam pytać czy są wampirami. Oczywiście,że są. Wzięłam głęboki oddech,żeby się nie zaśmiać. Gapili się na mnie jak na żarcie. Moje rozbawienie,znikło jak tylko wysunęli kły. Czyli jednak wyglądam jak człowiek. Jest tylko mały problemik. Nie mogę się zmienić w wilczycę,bo jest ryzyko,że ktoś zobaczy. Jedyna opcja? Ucieczka. Odwróciłam się z zamiarem rzucenia do biegu,ale w takim samym odstępie stało czterech innych wampirów. Dwóch blondynów,brunet i rudowłosy. Dobrze,że nie zaczęłam się cofać,bo wpadłabym na nich i od razu by mnie złapali.
-Mam pytanko. Czy jesteście pewni,że chcecie mnie zjeść?-wypaliłam. Zaczęli myśleć,a ja nie marnując czasu-wbiegłam do budynku. Wyskoczyłam oknem z drugiej strony i zaczęłam biegnąć jak najszybciej w stronę ulicy. Są dwa minusy. Pierwszy to taki,że jak wampiry wybiorą sobie ofiarę to nie odpuszczą dopóki jej nie "zjedzą". Drugi to taki,że ludzie nie widzą wampirów. Plus jest taki,że nie mają nad przyrodzonej szybkości,bo nie miałabym szans w ucieczce. Są wytrzymali,ale biegając jak normalni nastolatkowie. Dobrze,że zaczęłam od samego początku pobytu Tutaj biegać. Jestem trochę wytrzymalsza i szybsza. Przyznaję się(!),trochę bardzo spasłam się i nie biegałam. Normalnie rekord! Jeszcze nigdy nie biegłam tak do domu. Nie musiałam się oglądać,żeby wiedzieć,że wampiry,które mają na mnie chrapkę za mną biegną. Wystarczy,że mam swój instynkt. Po co najmniej dziesięciu minutach byłam na ulicy,na której mam dom i obecnie mieszkamy. Miałam zadyszkę i oddychałam przez usta. A wampiry nawet się nie zmęczyły! To niesprawiedliwe! Przeskoczyłam przez bardzo niskie drewniane ogrodzenie sięgające mi do połowy ud. Całym ciałem rąbnęłam w drzwi,które o mało z zawiasów nie wypadły. No w sumie to z zawiasami. Odwróciłam głowę i pokazałam język wampirom przed ogrodzeniem. Znalazłam kolejny plus! Nie mogą bez zaproszenia wejść na posesję domu,ani do domu. Zamknęłam drzwi i zziajana i z kolką weszłam do salonu. Złapałam się za prawy bok.
-Pobiłam rekord świata. Nikt szybciej nie biegł do domu niż ja-pochwaliłam się i rzuciłam na kanapę.
-Ile biegłaś?-zapytał Alec.
-Z trzy kilometry w dziesięć minut-odpowiedziałam i napiłam się wody. Zagwizdał z uznaniem-Co to za ważna sprawa?-zapytałam.
-Callan przepadł jak igła w stoku siana-odpowiedział.
-Coś jeszcze?-zapytałam,patrząc na zegarek. Po siódmej osiem.
-Nie-odpowiedział. Kiwnęłam głową i poszłam do siebie. Wzięłam prysznic,ubrałam spodenki i podkoszulek. Zgarnęłam z łóżka torbę z zeszytami i dwoma długopisami. Zeszłam na dół i weszłam do kuchni. Zjadłam płatki z mlekiem.Wyszłam z domu zaopatrzona w wodę,w towarzystwie Aleca. Wsiadłam do auta.
Tylko dwa wuefy i weekend. Przebrałam się w czarną podkoszulkę i spodenki. Razem z dzwonkiem weszłam na dużą salę. Jęknęłam kiedy tylko nienawidząca mnie baba zagwizdała gwizdkiem. Najpierw dziesięć okrążeń wokół sali. Potem do końca lekcji bieganie po trybunach. Ledwie oddychając rozwaliłam się na najwyższych ławkach.
Kiedy zadzwonił dzwonek oznajmujący koniec przerwy,do sali wszedł trener razem z chłopakami z mojej klasy i kilkoma z innej. Oczywiście my grałyśmy w siatkówkę,a chłopaki sobie gadali-o nas. Kiedy grałyśmy ja i Tassie,która uczyła inne dziewczyny nowego układu.była główną atrakcją chłopaków. Niezauważona odeszłam od grających dziewczyn. Usiadłam obok Aleca.
-Nienawidzę wuefu-stwierdziłam.
-Nie patrz teraz na okno,ale za nim stoi wampir i cały czas Cię obserwuje-oznajmił.
-Pewnie czeka,aż wyjdę ze szkoły-stwierdziłam,gapiąc się na swoje palce. Były długie jak u pianisty i wyćwiczone.
-Czemu,tak uważasz?-zapytał,przyglądając mi się.
-Bo wczoraj im uciekłam-odpowiedziałam z uśmiechem. Wiem,powinnam być przerażona,ale w końcu nie jestem normalnym człowiekiem tylko wilkiem. W dodatku władam magią i mam wielkie skrzydła. Alec zakrztusił się wodą,którą pił. Poklepałam go po plecach.
-Zwariowałaś?!-syknął-Co im zrobiłaś?!-zapytał zdziwiony.
-Nic im nie zrobiłam! Zostałam mianowana "jedzeniem". Mam jeszcze ten urok i zdążyłam uciec-odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Niestety nie mogę używać magii ani się przemieniać,bo w pierwszym przypadku Lucas by mnie wyśledził,a w drugim przemieniam się z ogromną siłą,którą by wyczuły Upadłe Anioły i od razu doniosły. Głupia nie jestem. Jego zjawienie zepsułoby nasz plan działania i prawdo podobnie musiałabym odciągać go od planu zajrzenia do umysłu któregokolwiek z nas. Do mojego umysłu raczej nie wejdzie tak łatwo,ale z innymi pójdzie mu łatwo.
-Katrina napisała,że wieczorem przyjdą do nas-oznajmił Alec,wyrywając mnie z moich myśli.
-Zaraz po szkole idę do Torii trochę potańczyć-powiedziałam. Torii to ładna i bardzo chuda blondynka o zielonych oczach. Umie wyśmienicie tańczyć i jest wilkiem,jak ja. O wilku mowa! Weszła do sali czym wzbudziła za interesowanie chłopaków. Uśmiechnęłam się szeroko. Wstałam i przytuliłam ją na powitanie,po czym przeszliśmy do tradycyjnego powitania. Żółwik i wybuch.
-Właśnie mówiłam Alecowi,że idę do Ciebie potańczyć-powiedziałam-Masz jakiś specjalny układ?-zapytałam z uśmiechem.
-Będziemy musiały go jakoś poprawić-potwierdziła. Nie wiem jak,ale ona jest niższa ode mnie o trzy centymetry. A myślałam,że jestem najniższa na świecie. Ludzie potrafią zadziwiać. Zadzwonił dzwonek więc mogłyśmy już iść. Po chwili już jechałyśmy do wielkiej hali tanecznej z ogromnymi lustrami. Po pięciu minutach już byliśmy na miejscu. Byłam tu już kilkadziesiąt razy,więc znam budynek bardzo dobrze. Przebrałyśmy się w szatni. Dała mi czarne dresy i podkoszulek. Niestety jak już wspominałam jest niższa i jej podkoszulek był mi do pępka. Dresy też były mniejsze i sięgały mi ledwie do bioder. Rozbrajające. Weszłyśmy na wielką halę. Jej grupa jeszcze nie przyszła,więc jesteśmy same. Włączyła muzykę i pokazała cały układ. Pełno w nim tajemniczości,energii i jak to jest w zwyczaju Torii jest pociągający jak i kuszący. Włączyła muzykę od nowa i zaczęłyśmy obydwie tańczyć jej układ. Poprawiłyśmy kilka ruchów i zaczęłyśmy od nowa. Najdziwniejsze jest to,że jak tańczę to się lekko uśmiecham.
-Nowa tancerka?-zapytał męski głos za mną.
-Nie-odpowiedziałam i odwróciłam się. Brunet z grzywką stał i lustrował mnie wzrokiem. Za nim dwaj rudowłosi Koreańczycy. Pogadaliśmy z godzinę,a potem wróciłam do domu. Rzuciłam się na fotel. Alec,Ara,Diana i Katrina siedzieli na kanapie,a Jece siedział na fotelu obok.
-Nie ma jej. Szukaliśmy jej wszędzie. Akta urodzeń w szpitalach nie wspominają nic o dziwnym dziecku i matce-oznajmiła Diana.
-Ktoś ją dobrze chroni-stwierdziłam razem z Aleciem.
-Tylko kto i dlaczego?-zastanawiała się na głos Katrina.
-Chyba czas uaktywnić dawne znajomości-stwierdził Jece.
-Nie ma to jak dawne znajomości-powiedziałam z sarkazmem.
-Oj,nie przesadzaj-westchnęła Diana.
-Ja nie przesadzam. Życie jest nie fair. Wy macie informacje za nic,a ja muszę zawsze coś robić-mruknęłam z grymasem na twarzy. Na tym dyskusja się skończyła. Weszłam do swojego pokoju i przebrałam się w piżamę. Padam na twarz-z tą myślą zasnęłam.
Siedziałam w loży w jakimś klubie z bardzo przystojnym ciemnowłosym brunetem. Miałam na sobie czarną bardzo obcisłą sukienkę i szpilki. On był ubrany w czarne spodnie i biały podkoszulek,przez który widać było jego mięśnie brzucha. Niezbyt pasowało mi jego towarzystwo,ale czego się nie robi dla informacji? Przy okazji jeszcze się nawaliłam.
-Nie mam siły-oznajmiłam mu.
-Tak Cię męczy moje towarzystwo?-zażartował,bawiąc się puklem moich włosów.
-Nie tylko. Męczysz tańcem-mruknęłam. Chłopak się zaśmiał i pociągnął mnie w stronę wyjścia. Szłam za nim posłusznie. Jeśli bym się sprzeciwiła,nie uzyskałabym informacji potrzebnych mi. Ku mojemu zadowoleniu odwiózł mnie do domu. Pożegnał mnie pocałunkiem w usta. Wytrzymałam z nim siedem godzin. Bardzo męczących godzin. Nie przepadam za nim,ale musiałam z nim spędzić te siedem godzin,jeśli chciałam informacji w przyśpieszonym tempie. W normalnym zajmuje mu to tydzień do dwóch,a w przyśpieszonym dwa do trzech dni. Położyłam się na łóżku i odpłynęłam do krainy snów na fali.
Usiadłam na łóżku i otworzyłam oczy. Znowu te głupie wspomnienia. Niepewność,strach,złość...to teraz czułam.
******************************************
Witajcie,Aniołki! Dodaję rozdział,bo było 6 kom. Możecie spamować w moim spamowniku ile chcecie! Kim jest ciemnowłosy brunet? Co myślicie o tym rozdziale? Wiem,schrzaniłam! Tylko nie bijcie! :D
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)











