Biegliśmy ile sił w nogach,a właściwie to ja i Diana biegłyśmy. Ja w postaci wilka ze skrzydłami,a Diana obok mnie. Alec,Jece i Katrina siedzieli na moim grzbiecie i to ja musiałam zasuwać. Diana miała wysunięte kły i jej oczy były czerwone. Byliśmy milę od tego przeklętego zamku,a te małe czerwone gnidy nas wyprzedziły o połowę! Wszystko przez to,że zachciało nam się spać! Napędzana wściekłością przy śpieszyłam,napinając całe ciało. Katrina złapała w ostatniej chwili Dianę za rękę i wciągnęła na mój grzbiet. Po piętnastu minutach byłam na równi z czerwonymi gnidami. Tyle,że ja biegłam po ogromnej górze,a oni na równinie-w dole. Kiedy dostałam zadyszki na końcu pasma górskiego rozłożyłam szeroko skrzydła i wzbiłam się w powietrze.
-Nie boisz się,że nas zauważą i zaczną strzelać?!-przekrzykiwał wiatr Alec. Nie,strzały mnie tu nie dosięgną,bo jestem za wysoko,a poza tym jeszcze nas nie zauważyli i raczej nie zauważą-odpowiedziałam w ich umysłach. Leciałam szybko i między chmurami. Niestety kilka demonów zauważyło nas i zaczęło mnie ścigać.
-Chyba wpadłaś im w oko!!-krzyknął rozbawiony Jece. Położyłam płasko uszy i warknęłam na te latające mendy. Nie podziałało,wręcz przeciwnie! Nakręciło ich to,że stawiam opór! Trzymajcie się mocno!-nakazałam reszcie. Przycisnęli się do siebie i chwycili mojej białej sierści. Zaczęłam nurkować w dół,chcąc ich zgubić. Trzy zostały,a reszta się zgubiła. Te latające żółwie nie odpuszczały,więc złożyłam skrzydła i nurkowałam szybciej. Serce biło mi szybciej. Z ogłuszającym rykiem zawróciłam i rozszarpałam skrzydło najbliższemu demonowi. Zaczął spadać w dół-prosto na czerwone gnidy. Zrobiłam unik w dół i wbiłam swoje pazury w brzuch drugiego demona,rozrywając mu brzuch. Jego wnętrzności-wraz z nim-poleciały w dół. Trzeci demon z wrzaskiem odleciał ode mnie i zaczął uciekać.
-Nie dosięgną nas strzały?!! To popatrz na dół!!-krzyknęła Katrina. Powinni nakręcić film. Byłby najciekawszy na świecie. Przyjaciele na grzbiecie latającego wilka ze skrzydłami uciekają przed strzałami. A sam film powinien się nazywać Strzały i niewypały-powiedziałam do reszty. Rozmyśliłam się nad ucieczką w górę. Rozłożyłam skrzydła i zatrzymałam się w miejscu. Wyciągnęłam szyję w dół i otworzyłam szeroko pysk-czekając. Kiedy strzały były blisko z mojego pyska wypłynął prawie biały ogień. Czułam się normalnie jak smok. Strzały,które leciały we mnie zapaliły się i zaczęły topnieć. Nic do mnie nie doleciało. Kiedy wykorzystałam już swój ogień na tą godzinę,jak torpeda ruszyłam w stronę zamku. Panie i Panowie (!) będziemy pierwsi w Zamku i możemy się bronić na nim całą wieczność. Chyba mają tam jedzenie,nie? Amunicja musi być jak w każdym zamku. Z poślizgiem zatrzymałam się na dziedzińcu ciemnego i cichego. Nikogo nie ma. Złożyłam skrzydła i poczekałam,aż reszta zejdzie z mojego grzbietu. Katrina,Jece i Diana zaczęli wspinać się po schodach na mury zamku. Alec czekał metr ode mnie,na mnie. Zmiana była wolna i bolesna. Kiedy całkowicie się przemieniłam i ból minął,wstałam z zimnej podłogi dziedzińca i powoli ruszyłam z Aleciem do reszty.
-Możemy ich zestrzelić!!-oznajmiła Diana. Podeszła do czegoś co przypominało harpun i włożyła do niej strzałę-ogromną czarną strzałę.
-Diana plus harpun do niebezpieczna para-oznajmił cicho Alec.
-Lepiej zostańmy tu,bo ktoś musi przeżyć-przytaknęłam. Tak więc,my byliśmy na dole i z rozbawieniem przyglądaliśmy się Dianie i jej poczynaniom. Wzięłam głęboki wdech żeby się nie roześmiać. Poczułam zapach ognia,ohydny zapach wanilii i potu. Czerwona gnida! Wyciągnęłam sztylet i odwróciłam się. Rzuciłam w chłopaka,który mierzył do Aleca z łuku. W tej samej chwili on wypuścił zapaloną strzałę. Rzuciłam się na Aleca-dosłownie. Kiedy upadliśmy na ziemię,strzała wbiła się w mur obok nas.
-Wiedziałem,że na mnie lecisz-powiedział rozbawiony Alec. Podniosłam się z niego i pomogłam mu wstać. Poczułam gorąco na policzkach. Nienawidzę rumieńców!
-Nie ma za co-mruknęłam. Ściągnęłam z ramienia łuk i wyciągnęłam z kołczanu strzałę. Rozejrzałam się czujna,ale nic nie zobaczyłam. Zamknęłam oczy i wyostrzyłam słuch. Słyszałam cichutkie szuranie w zamku. Natychmiast otworzyłam oczy i popatrzyłam na resztę. Świetnie sobie radzili beze mnie. Schowałam strzałę do kołczanu i ściągnęłam go. Podeszłam do Aleca i podałam mu mój łuk i kołczan.
-Wy zajmijcie się czerwonymi gnidami,a ja szybko obejrzę zamek i rozwalę brązoletkę-oznajmiłam. Odwróciłam się i ruszyłam w stronę drzwi. Czyjaś ręka szarpnęła mnie za ramię i odwróciła. Alec wpił się swoimi ustami w moje. Odwzajemniłam pocałunek. Po chwili odsunęliśmy się od siebie z rumieńcami na policzkach.
-Nie daj się im zabić-poprosiłam cicho.
-Ty też-odpowiedział i ruszył w stronę schodów prowadzących na mur,a ja w stronę wielkich drzwi. Ku mojemu nie zadowoleniu,były zamknięte. Wyciągnęłam stele zza paska i zaczęłam rysować Runę Otwarcia. Kiedy skończyłam,schowałam stele i pchnęłam drzwi. Runa spisała się świetnie,bo po chwili już wbiegałam po schodach na piętro. Weszłam do pierwszego z brzegu pokoju i zaczęłam go przeszukiwać. Po pięciu minutach stwierdziłam,że to nie ten. Weszłam do kolejnego.
Sprawdziłam wszystkie pokoje na tym piętrze i nic.
-Gdzie bym miała pokój jakbym była tym idiotom?-zapytałam samą siebie-Na miejscu tego idioty miałabym pokój wysoko,by móc patrzeć na świat z wysokości jak kiedyś jego ojciec przez zbuntowaniem się. Byłby jasny,ale niewidoczny dla tych,którzy nie wiedzą jak i gdzie patrzeć. Byłby w południowej wieży,tej najwyższej-ostatnie zdanie wyszeptałam. Odwróciłam się i zaczęłam wbiegać po spiralnych schodach. Po dwóch minutach zatrzymałam się na ostatnim schodzie. Zobaczyłam urywek sceny. Zobaczyłam Dianę,Aleca,Jece'a i Katrinę odwróconych do mnie tyłem i strzelających do czerwonych gnid. Zobaczyłam zamachującą się rękę z mieczem. Po chwili zobaczyłam upadającą Dianę,potem Jece'a,Katrinę,a na samym końcu Aleca. Kiedy to coś się skończyło,niemal rzuciłam się na okno. To było ostrzeżenie,przed ich śmiercią. Wychyliłam się lekko przez okno i zdusiłam zaskoczony okrzyk. Wyciągnęłam serafickie ostrze.
-Gabriel-szepnęłam do ostrza,które zapłonęło jasnym blaskiem. Wzięłam zamach i cisnęłam z całej siły w skradającego się Mrocznego do moich przyjaciół,którzy go nie zauważyli. Patrzyłam jak serafickie ostrze wbija się w głowę Mrocznemu i jak on upada nieżywy. Zagwizdałam dwa razy i odwróciłam się. Uważnie rozejrzałam się po wierzy i zobaczyłam miganie na jednej ze ścian. Podeszłam do niego z lekkim uśmiechem i zatrzymałam rękę w połowie drogi do migającej ściany. Zmrużyłam oczy i jeszcze raz zlustrowałam całą ścianę.
-Mądre-mruknęłam i pokręciłam głową z uznaniem. Jakbym dotknęła tej ściany,wciągnęłaby mnie na zawsze. Mądra pułapka. Skoro południowa wieża,zachodnia ściana. Odwróciłam się twarzą do zachodniej ściany i podeszłam do niej. Wyróżniała się. Była jaśniejsza niż inne. Na chybił trafił sięgnęłam do ściany na wysokość klamki.czy gałki. Poczułam coś okrągłego pod palcami. Chwyciłam,przekręciłam i pchnęłam. Drzwi się otworzyły,a moim oczom ukazał się biało-błękitny pokój. Z uniesionymi brwiami weszłam do środka.
-Niewidoczny dla tych,którzy nie wiedzą jak i gdzie patrzeć-mruknęłam. Pokój wyglądał jakby było się w chmurach-Jedyne pozytywne odczucie Lucasa to żal-myślałam na głos-Żal do Lucyfera,bo się zbuntował,chciał być lepszy,ale mu nie wyszło-mruczałam do siebie-A Lucas chciałby być Aniołem Boga,ale jest za dumny,by to powiedzieć komukolwiek i cokolwiek zrobić,by być dobry,lepszy-zabawne,potrawie czytać z jego pokoju lepiej niż z jego oczu,które są jak kamień-Chciałby być po stronie Boga,ale za dużo złego zrobił,by być Aniołem-mruknęłam. Doskonale wiedziałam,gdzie ukrył brązoletkę,zrobioną ze swojej duszy. Wyciągnęłam ją ze ściany i zaczęłam rozwalać rękojeścią sztyletu do rzucania. Po dobrych pięciu minutach tłuczenia,czarna i wredna brązoletka ustąpiła i rozwaliła się na proch. Dla pewności,że nie w zmartwychwstanie wrzuciłam proch do kominka,w którym zapaliłam. Uśmiechnęłam się i rozejrzałam po pokoju. Już nie był taki piękny. Pojawiły się czarne plamy na suficie i ścianach. Podniosłam sztylet i wsadziłam ją na miejsce. Czas się zmywać. Jak torpeda wybiegłam z pokoju i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Stanęłam przed schodami i popatrzyłam na nie i na metalową obręcz. Uśmiechnęłam się jak obłąkana i usiadłam na metalowej poręczy. Zawsze chciałam to zrobić! Zjechałam na sam duł piszcząc jak dziecko,które dostało upragnioną zabawkę. Tylko jak się hamuje? Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić byłam już w powietrzu,zbyt zdezorientowana by cokolwiek zrobić przed upadkiem. Wylądowałam na brzuchu tuż przy schodach. Mam jak w banku siniaki po mojej jakże mądrej przejażdżce.
-Fart,że nie zleciałam po schodach-sapnęłam do siebie i w miarę bezboleśnie wstałam z podłogi. Zamrugałam kilka razy,by pozbyć się mroczków przed oczami i bezpiecznie zeszłam po schodach-Nigdy więcej nie będę robić głupich rzeczy-jęknęłam,gdy poczułam ból na biodrze. Ała! Poczułam krew i mój wzrok automatycznie padł na moje biodro. Ja nie krwawiłam. Więc kto? Zobaczyłam krew wylewającą się z zza drzwi jadalni czy jakiegoś innego pokoju. Podeszłam bliżej i chciałam już otwierać drzwi,ale przypomniałam sobie własne słowa. Nigdy więcej nie będę robić głupich rzeczy,a to jest chyba głupie. Ktoś może czekać na mnie po drugiej stronie z kuszą czy łukiem gotowym do wystrzelenia strzały. Nie dzięki. Odwróciłam się i wpadłam w poślizg. Przejechałam trochę na krwi i wyrąbałam. To ohydne! Miałam odruchy wymiotne,więc szybko wstałam i ślizgając się wyszłam na dziedziniec. Popatrzyłam na swoje ręce. Były umazane krwią. Zgięłam się w pół i zwymiotowałam na schody. Oj.
-Wszystko dobrze?-usłyszałam za sobą zatroskany głos Aleca.
-Tak-odpowiedziałam,ocierając usta chusteczką-Czemu mnie pocałowałeś?-zapytałam z ciekawości.
-Chciałem się upewnić,czy coś do Ciebie czuję-odpowiedział cicho,tak cicho,że ledwie usłyszałam-Ale nic nie poczułem. To było jak całowanie siostry-stwierdził. Odwróciłam się do niego przodem z lekkim uśmiechem.
-Dokładnie-potwierdziłam.
-Jesteś blada i...Czy to Twoja krew?!-pisnął blady.
-Nie wiem czyja,ale na pewno nie moja-odpowiedziałam i pociągnęłam go za łokieć do reszty-Jak się stąd wydostaniemy?-zapytałam. Plan był taki,że to ja miałam otworzyć Portal,ale tu nic nie działa tak jak powinno,więc nie stworze portalu.
-Musimy wezwać jakiegoś demona,który jest potężny i nas stąd zabierze do Idrisu,miasta Nocnych Łowców-odpowiedział Jece.
-Mam złe przeczucia i coś mi się zdaję,że to się źle skończy-oznajmiłam im. To była czysta prawda. Już wolałam tu zostać niż dawać coś temu demonowi,którego ma zamiar wezwać Jece. Ustawiliśmy się w okręgu i Jece zaczął mówić coś w języku demonów. Ja stałam sztywno i nerwowo bawiłam się palcami. Po pięciu minutach podniosłam głowę i odetchnęłam z ulgą.
-Widzicie? Nie odpowiada na wezwanie,więc znajdźmy jakieś schronienie z dala od tego zamku-odezwałam się,odwróciłam i zrobiłam dwa kroki,bo nagle znikąd pojawiła się mgła. Zatrzymałam się i obserwowałam jak mgła znika.
-Odpowiedziałem na wezwanie,Clary-odezwał się męski głos za mną.
-Jece? Czy Ty wezwałeś Asiana?-zapytałam,nie odwracając się. Czułam wzrok moich przyjaciół i wezwanego demona.
-Znasz go?-zapytała Diana piskliwym głosem. Miałam ochotę zabić Jece'a w tym momencie.
-Spotkałam go z dwa razy-odpowiedziałam,krzywiąc się. Nie chciałam ich okłamać,ale to było koniecznie. Miałam im powiedzieć,że byłam u niego i zabiłam jego brata? Nie. Tylko by się martwili,że nie dawał mi spokoju jak byłam z Sethem w Chinach.
-Nie mówisz im prawdy-stwierdził Asian-Zabiła mi brata-dodał,pewnie ze złośliwym uśmiechem.
-Sam się prosił o śmierć-warknęłam w przestrzeń.
-Niegrzecznie jest mówić do kogoś,odwrócony plecami-pouczył mnie demon.
-Nie jesteś moim ojcem,więc mnie nie pouczaj!-syknęłam. Odwróciłam się rozzłoszczona.
-Gdzie mam Wam przenieść?-zapytał Asian reszty.
-Do Idrisu,miasta Nocnych Łowców-odpowiedział Alec. Demon pstryknął palcami i Diana wraz z Katriną zniknęły nam z oczu,by pokazać się w miejscu,do którego chcieliśmy się dostać. W oddali widziałam połyskujące olbrzymie wieże.
-Pierwsza dwójka za darmo-oznajmił demon.
******************************************
Hejka Aniołki! Przepraszam,że nie dodałam od razu tego rozdziału,ale nie miałam jak,bo byłam u kuzynki. Jak Wam się podoba?
Clarissa Wayland przeżywa niezwykłe przygody..Wpaja się w Setha i ma jedną tajemnicę,której nie może się nikt dowiedzieć..Po trzech latach podróżowania z Sethem wraca do Forks.Ale nie czeka ją spokojne życie w cieniu innych ludzi.Jest Wybrańcem razem ze swoimi przyjaciółmi.Odkrywa tajemnice,które nie powinna poznać żadna istota.Jej matka Vane teleportuje ją w bezpieczne miejsce z dala od Lucasa.Co łączy Clary z Lucasem?Czy będzie dała radę żyć z prawdą i tajemnicą,którą nikt nie może poznać?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Genialny rozdział! Ale jest kilka drobnych błędów i tych mniej drobnych... Często powtarzasz jakieś wyrazy obok siebie. Można zauważyć słowa "czerwone gnidy" dużo razy w tekście. Ale to nie zmienia faktu, iż świetnie piszesz!!
OdpowiedzUsuńniepowtarzalna-w-marzeniach.blogspot.com
Zostałaś nominowana do Liebster Award :) Więcej informacji na moim blogu: niepowtarzalna-w-marzeniach.blogspot.com
OdpowiedzUsuńDzięki!
OdpowiedzUsuń