-Co takiego chcesz,za przeniesienie nas do Idrisu?-zapytałam razem z Aleciem.
-Twojej wilczej natury i skrzydeł-odpowiedział,przyglądając mi się.
-Mam rozumieć,że jak oddam Ci DOBROWOLNIE wilka,w którego się zmieniam i moje piękne skrzydła po matce to nas przeniesiesz do tego całego Idrisu?-dałam nacisk na "dobrowolnie". Żaden demon nie może zabrać czegoś należącego do innego stworzenia,bez jego zgody.
-W rzeczy samej-potwierdził demon. Zastanawiam się czemu demony przybierają ludzką postać,a nie pokazują swojej prawdziwej. Dlaczego zawsze ja muszę cierpieć?
-Jeśli się nie zgodzę to sobie pójdziesz,a przed powrotem tak gdzie byłeś naślesz na nas wszystkie demony z tego świata?-zgadywałam. Nie muszę być jakąś wróżką,żeby się domyślić co dla nas zaplanował jeśli mu od mówię. Rozłożyłam szeroko ręce,pogodzona z losem i śmiercią. A jak nie umrę,to będę jeszcze Nocnym Łowcą jak Alec,tylko z większą krwią Anioła. Moja ostatnia myśl? Kocham Cię mamo,przepraszam. Demon tylko kiwnął głową-Zgadzam się na nasz układ-powiedziałam pewnie. Po moich słowach,uniosłam się nad ziemię. Demon mnie uniósł dla bezpieczeństwa,że się nie wycofam,ale ja już nie mogłam. Powtarzaj-nakazał demon w moim umyśle-Wyrzekam się wilczej natury i krwi dobrowolnie. Uśmiechnęłam się lekko. Znałam cały rytuał. Mogę go upiększyć.
-Ja Clarissa Wayland dobrowolnie wyrzekam się mojej Wilczej Natury i Krwi w imię dobra przyjaciół-kiedy tylko skończyłam mówić,ból ogarnął moje ciało. Starałam się nie krzyczeć z bólu,ale to nic nie dawało. Krzyczałam,ba! ja wrzeszczałam z bólu. Do tego jeszcze doszedł większy ból po wyrywaniu mi skrzydeł z pleców. Jak zbawienie przyszła ciemność i niewiedza,w którą od razu się rzuciłam. Usłyszałam jeszcze tylko mój głośny oddech i krzyk,a potem nastało ukojenie i ciemność.
****
-Cisi Bracia nie dają jej szansy na przeżycie-oznajmił znajomy głos z daleka. Nie wiem ile minęło od zemdlenia. Nie wiem nawet gdzie jestem. Jedynie czuję ból na łopatkach,w klatce piersiowej i gardle.
-Nie wiedzą co się stało. Dostarczyliście ją całą zakrwawioną i nieprzytomną-oznajmił kobiecy głos z bliska. Diana? Musiała stać koło mnie.
-Jej oddech jest słaby i urywany,ale nadal żyję-zauważył chyba Jece.
-A Ty jakbyś oddychał po takich katuszach?!-uniósł swój głos Alec. Zaczęli rozmawiać cicho o czymś,ale nie słyszałam o czym. Umilkli jak ktoś wszedł do pomieszczenia,w którym się znajdowałam.
-O czym rozmawialiście?-zapytał nieznany mi męski głos.
-Nie Twój interes,Herondale!-warknęli chórem moi przyjaciele. Dalej już nic nie słyszałam,bo ciemność znów po mnie przybyła. Poddałam się jej.
****
Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam oczy. Musiałam zamrugać kilka razy,by oczy przyzwyczaiły się do jasności i światła słonecznego,które padało prosto na moją twarz. Wsparłam się na łokciach i rozejrzałam po pomieszczeniu. Kilkanaście łóżek szpitalnych było wolne i równo wyścielanie. Znajdowaliśmy się w Idrisie,poznałam po białych,ogromnych i niesamowitych wieżach za ogromnym oknem. Był dzień,a właściwie to chyba popołudnie. Byłam tak pochłonięta,pochłanianiem widoku,że nie zauważyłam nawet jak ktoś wszedł do "pokoju". Odwróciłam głowę dopiero,gdy usłyszałam odchrząknięcie. Obok łóżka,na którym leżałam stał tak na oko osiemnastoletni chłopak o czarnych włosach i niebieskich oczach. Rysy jego twarzy były delikatne,a on sam się lekko uśmiechnął do mnie. Podniosłam jedną brew do góry w pytający sposób.
![]() |
| Will Herondale. 18 lat. Nocny Łowca. |
-Herondale-mruknęłam zachrypniętym głosem. Kiedy chciałam usiąść,poczułam ból w każdym calu i komórce. Z grymasem bólu wróciłam do poprzedniej pozycji.
-Boli Cię coś?-zapytał zatroskany. Wywinęłam się od odpowiedzi dzięki Alecowi,który wszedł kremowymi drzwiami. Posłałam mu blady uśmiech.
-Jak się czujesz?-zapytał zatroskany. Miał włosy odstające we wszystkie strony,sine worki pod oczami i pomięte czarne ubrania. Widać było,że nie spał od kilku dni i odetchnął z ulgą kiedy zobaczył,że żyję.
-W miarę możliwości dobrze-skłamałam gładko.
-Martwiliśmy się o Ciebie,mała-oznajmił po chwili ciszy Alec-Wyjdź-rozkazał Willowi. Ten popatrzył na mnie i po chwili ruszył do drzwi.
-Masz niezłe blizny na łopatkach-oznajmił szeptem Alec,jak wyproszony chłopak zniknął za drzwiami.
-Czuję się jak śmieć-odpowiedziałam mu.
-Runy uzdrawiające nie działały na Ciebie-oznajmił-Byłaś nieprzytomna przez dwa tygodnie. Nie reagowałaś na nic-dodał po chwili wahania.
-Raz wróciłam-szepnęłam-Ile dni siedzieliście przy mnie?-zapytałam cicho.
-Tydzień siedziała ze mną reszta,a później ich wygonili. Ja zostałem bo przecież mam być Twoim Parabatai-nagle spochmurniał-Chyba,że się wycofujesz-dodał szeptem.
-Nigdy się nie wycofam-zapewniłam go.
Alec siedział jeszcze dwie godziny,a potem przyszli Cisi Bracia i zaczęli mnie "badać'. Oczywiście musiałam usiąść i grzecznie pić wszystko co mi dawali.
****************************************
Przepraszam Was Aniołki,że dopiero teraz dodaję rozdział ale nie mogłam,bo zabrakło mi pomysłów. Jak Wam minął pierwszy dzień w szkole? Mi w miarę dobrze,ale chce już wakację!

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz