wtorek, 18 listopada 2014

Rozdział 21,część 1. Znasz zasady z Kodekstu.

Ocknęłam się w ramionach Aleca,który szedł do domu Dragomirów. Straciłam przytomność przez truciznę w gwiazdkach. Pamiętam jak Alec je delikatnie wyciągał...O ile można nazwać delikatność szybkim szarpnięciem za broń w ciele. Uzdrawiająca Runa dała radę z brzydkimi ranami i trucizną. Teraz miałam tylko srebrzyste blizny.
  Ślęczałam przed laptopem na werandzie i przeszukiwałam cały internet w poszukiwaniu kwiatu Usuli-śmiertleny dla człowieka o czarnych płatkach i szarej łodydze i liśćmi. Plan był taki: znaleźć pochodzenie kwiatka,poszukać właścicieli kwiaciarni z tym kwiatkiem i po liście klientów trafić do Domu ninja. Trochę się skomplikował,bo nie mogłam znaleźć tego kwiatka jakby w ogóle nie istniał. Miałam ochotę rzucić laptopem o podłogę i poskakać po nim,ale przez przypadek weszłam w link do jakiejś stronki...a raczej do zamkniętej grupy. Zmarszczyłam brwi i zaczęłam czytać. Nie minęła minuta,a ja gratulowałam samej sobie. Włamałam się przez przypadek do jakiegoś zamkniętego kółka Pradawnych Wojowników (jakbym wiedziała co to oznacza),ale po chwili stronka się zmieniała i zobaczyłam swoje własne zdjęcie duszącej ninja z sprzed trzech godzin,Aleca kopiącego zamaskowanego ninja i resztę naszej drużyny. Nad naszymi zdjęciami był dziwny napis po chińsku,ale odczytałam go. Zabić albo schwytać. Jak miło z ich strony,że mnie opisali szczegółowo. Zaniepokoiło mnie tylko to,że zrobili nam zdjęcia w akcji,w dodatku z ukrycia. Jak tylko skończyłam czytać,miałam wizję...śmierci Aleca. Zmroziło mi krew w żyłach. Miał umrzeć za kilka minut może sekund,a ja sobie siedziałam i czytałam! Zerwałam się na równe nogi i rzuciłam się biegiem za dom. W prawej ręce miałam swoją czarną tarczę,a w lewej wyciągnięty przed sekundą sztylet. Zoś mignęło kilka metrów ode mnie,ale szybko zniknęło. Zdążyłam się zakryć tarczą przed zabójczą gwiazdką,ale nie zatrzymałam się choćby na sekundę. Miał wartę w małym zagajniku. Do niego właśnie biegłam. Mały brzozowy zagajnik był pełen życia i na pewno był piękny,ale nie w tej chwili. Kiedy tylko do niego wbiegłam,poczułam dziwny zapach. Bardzo dziwny. Słodkawy zapach czegoś co nie mogłam rozpoznać zmieszany z przeterminowanym mlekiem. Instynktownie rzuciłam się za powalony pień dużej brzozy,skuliłam się w kulkę przy drzewie i zakryłam rękami głowę. Kiedy tylko ochroniłam głowę rękami nastąpił ogłuszający wybuch i razem z ogniem pojawiła się mocna fala. Jakbym stała to przewróciłabym się napotykając dziwną falę mocy i spłonęłabym żywcem. Poczekałam jeszcze chwilę i dopiero jak się upewniłam,że nie ma już zagrożenia wstałam i rozejrzałam się. Drzewa płonęły,trawa zrobiła się czarna i śmierdziało spalenizną. Nigdzie nie widziałam Aleca,ani nie poczułam bólu,więc żył i miał się dobrze. Powinien. Ruszyłam przed siebie i po trzech minutach zobaczyłam dwumetrową dziurę w ziemi. Podeszłam ostrożnie bliżej otworu i zajrzałam do wnętrza. Było naprawdę ciemno,ale miałam lepszy wzrok niż inni i bez trudu zobaczyłam nieprzytomnego Aleca. Leżał na wznak,ale oddychał. Nie wiedziałam co mam zrobić,żeby go wyciągnąć bez uszkodzenia.Wzięłam głęboki wdech dla uspokojenia,ale wyczułam w powietrzu zapach ninja. Błyskawicznie wstałam i odwróciłam się,gotowa do ataku. Stał ubrany w czarne bandaże czy coś,ale głowę nie miał owiniętą więc mogłam mu się przyjrzeć. Był Koreańczykiem o czarnych oczach i pełnych ustach. Czarne włosy sięgały mu do brody,ale nie wyglądał jak rasowy zabójca. Wyglądał łagodnie,ale z całą pewnością taki nie był. Nie miałam sztyletu,bo wypadł mi przed wybuchem z ręki,ale miałam miecz i czarną tarczę-deskę. On miał jedynie sztylet w kształcie półksiężyca i dwie strzałki z środkiem usypiającym. Pachniał wanilią i pomarańczami. Uniósł ręce do góry,obserwując mnie. Poddaje się? Pułapka. Wsłuchałam się w otoczenie,ale nie usłyszałam nic. Była wokół nas cisza. Podniosłam wzrok i napotkałam jego spojrzenie. Spojrzenie miał łagodne i pełne znanego mi uczucia. Miłość od pierwszego wejrzenia,czy może pułapka? Moje serce przyśpieszyło,tak jak i jego,a po chwili padł na ziemie nieprzytomny. Z jego pleców wystawała strzałka z zielonymi frędzlami. środek usypiający. Kilka metrów dalej stał Augustus Verlac i opuszczał pistolet ze strzałkami usypiającymi. Ustalił się szefem i on wydawał rozkazy czy polecenia. Jest strasznie zarozumiały i pewny siebie. Nie toleruję go. Odwróciłam się do niego tyłem i znów popatrzyłam na Aleca. Otworzył oczy i popatrzył na mnie.
Stela Aleca.
-Nie ruszaj się! Możesz mieć jakiś uraz wewnętrzny!-nakazałam mu i skoczyłam. Wylądowałam cicho na ugiętych nogach koło jego nóg. Kucnęłam koło niego i wyciągnęłam mu stele z buta. Podciągnęłam delikatnie jego podkoszulek i przyłożyłam mu do skóry końcówkę czerwonej steli. Narysowałam mu Runę uzdrawiającą i schowałam z powrotem do jego buta stele. Po dwóch minutach usiadł i pomasował sobie ręką głowę.
-Jak się tu znalazłeś?-zapytałam cicho.
-Jak tylko zobaczyłem bombę to zacząłem uciekać. W którymś momencie ziemie się skruszyła i wylądowałam tutaj. A potem straciłem przytomność-odpowiedział zwięźle. Kiwnęłam głową i pomogłam mu wstać.Wpadł do zwykłej dziury. Nie było innego wyjścia jak wejść po wystających skałach na górę. Alec szedł za mną. Kiedy tylko wypełzłam na spaloną trawę,wstałam i złapałam rękę Aleca. Wciągnęłam go na trawę,a potem pomogłam wstać.
  Weszłam do piwnicy Dragomirów,w której więziliśmy ninja. Miałam na sobie spodenki,czarny sportowy stanik,bokserkę i czarne sportowe buty. Ćwiczyłam,a właściwie biegałam na bieżni przed chwilą. Zostałam zawołana do piwnicy ,ale nie wiedziałam po co. Zobaczyłam jak Verlac odchyla rękę do tyłu z zaciśniętą pięścią. Ninja był poobijany i nie mógł się bronić. Nie takie zasady obowiązują. Złapałam rękę blondyna kilka centymetrów przed twarzą czarnowłosego Koreańczyka. Zaskoczony Verlac odwrócił się w moją stronę i zmierzył mnie wzrokiem.
-Znasz zasady z Kodeksu-oznajmiłam,a na jego wydatne policzki wtargnął pełen złości rumieniec.
-Co mi zrobisz,rudzielcu?-zawarczał "groźnie".
-Wyzywam Cię na pojedynek na pięści-oznajmiłam głośno,patrząc na niego z płomieniami w oczach.
-Clary...-zaczął Alec,ale przerwał mu Augustus.
-Lepiej posłuchaj swojego Parabatai-rzucił przez zaciśnięte zęby. Uśmiechnęłam się wyzywająco i odpięłam pas z mieczem. Położyłam go na krześle i odpięłam paski ze sztyletami z ud. Również położyłam je obok miecza. Związałam włosy w kucyk i ściągnęłam buty. Je także położyłam obok swojej broni. Stanęłam w lekkim rozkroku i popatrzyłam na Verlaca. Również ściągnął buty i stanął w rozkroku.












                               ***********************************************

Hejka. Rozdział jest krótki,ale jutro będzie druga część jak dobrze pójdzie. Jak myślicie kto zwycięży? A może ktoś im przerwie walkę? Kto to będzie? Jestem w dobrym nastroju,więc może się zdarzyć wszystko.











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz