środa, 28 stycznia 2015

Rozdział 21,Część 2. Najlepiej jak się włamie do wszystkich kamer w danym kraju.

Will złapał za ramię Aleca i nie pozwolił mu nam przeszkodzić. Zwinęłam palce w pięści i uniosłam je na wysokość brody. Verlac zrobił to samo. Wiedziałam kto wygra,ale mój Parabatai był nieprzekonany. Zaczęliśmy się okrążać. Szybko,zwinnie i z gracją. Obserwowałam go już dość długo,żeby wiedzieć jaki jest. Spontaniczny i nie dość silny. Zawsze używa Runy Siły. Nie chciało mi się tego ciągnąć. Oboje byliśmy obserwowani przez dwóch Nocnych Łowców i ninja. Błyskawicznie zmieniłam kierunek,przez co zaskoczyłam przeciwnika. Nie zdążył się zasłonić,więc zadałam mu dwa najmocniejsze ciosy w żebra. Usłyszałam cichy trzask czterech żeber i głośny jęk blondyna. Kąciki ust mi drgnęły. Cofnęłam się o dwa kroki,pozwalając mu się pozbierać z podłogi. Kiedy wstał ponownie zaatakowałam. Tym razem moim celem była jego głowa. Kiedy zadzwonił mój telefon,wszyscy oprócz mnie. Spodziewałam się telefonu. 
-Odbierz i zapytał kto dzwoni-zwróciłam się do Aleca,nie przestając obserwować Verlaca.
Zrobił o co prosiłam i zamrugał zdziwiony. 
-Masz dług,który możesz teraz spłacić-oznajmił.
Aż sapnęłam ze zdziwienia. Frank Moses?! To on żyje? 

-Przekaż,że kawa jest najlepsza o świcie-nakazałam,zwalając blondyna z nóg i klękając
na jego plecach.
Wykręciłam mu ręce,przez przypadek łamiąc mu lewą. Krzyknął z bólu. Przywaliłam jego głową o beton. Stracił przytomność,więc wygrałam. Wstałam i odsunęłam się od niego. Alec zdążył się rozłączyć.
-Wyjaśnię Ci wszystko po drodze,będzie dużo czasu-mruknęłam,ubierając buty-Emmo masz dopilnować,by przeżył i był dobrze traktowany i został opatrzony. Macie się przenieść do Szwajcarii,natychmiast. Wszyscy łącznie z nim-oznajmiłam,wskazując na ninja.
Skinęła głową lekko zdziwiona. 
-Jeśli się nie dostosujecie do moich rozkazów,osobiście Wam wymierze karę. Nawet nie będę patrzeć na wasze rodowody-rzuciłam przez ramię.
Wbiegłam za Aleciem do domu i szybko z niego wybiegłam z domu Dragomirów.
           Władowałam się do czołgu pierwsza,bo nie pozwolili nam przejść do lotniska wojskowego. Oczywiście zdradził nas Alec,bo był lekko za bardzo wcielony w żołnierza. Usiadłam za sterem i nawet nie czekałam,aż mój Parabatai wsiądzie. Poprawiłam ciemnozielony kask i maszyna ruszyła. Spodnie,koszula,glany i ochraniacz na cały brzuch i pierś oraz plecy był trochę za ciężki. Wyglądałam jak żołnierz w wojsku,podobnie jak Alec,który zamknął właz i usiadł gdzieś za mną. Lekko szarpnęło czołgiem,bo przejechaliśmy przez mur.
-Nie mogę w to uwierzyć-szepnął.
Machnęłam ręką z uśmiechem. Uwielbiam adrenalinę. Byliśmy na lotnisku i strzelali do nas. Co za banda idiotów! Czołgu nic nie da radę.
Wystrzeliłam w ich stronę pociskiem,po chwili drugim. Czołgiem mocno szarpnęło,ale jechał naprzód. Zbliżaliśmy się do samolotu. Kiedy byliśmy wystarczająco blisko po prostu zatrzymałam to żelastwo i podpaliłam lont wszystkich lasek dynamitu jakie tu tylko były. Alec wyszedł pierwszy,a ja zaraz za nim,z ogromnym uśmiechem. Zeskoczyłam z czołgu i miękko wylądowałam na zgiętych kolanach. Ruszyłam biegiem za Aleciem do samolotu...Hana?! Ukradli Hanowi samolot,a mnie przy tym nie było? Co za chamy! Co z tego,że do nas strzelali! Byłam zła,że zrobili coś takiego beze mnie!
Kiedy byliśmy blisko samolotu czołg wybuchł. Huk był niesamowity i cholernie głośny. Czołg podskoczył kilka metrów w górę jak płonąca piłka i rozwalił się na płycie startowej. Wbiegłam po schodkach do samolotu i skręciłam w lewo,gdzie rozmawiali inni. Gdy tylko weszłam Victoria mnie przytuliła przyjacielsko. 
-Witaj znowu,Clar-powiedziała z wielkim uśmiechem,kiedy się ode mnie odkleiła.
Z Martinem przywitałam się po naszemu,czyli zmutowanym żółwikiem,a z Frankiem przywitałam się skinieniem głowy. Sarah zszokowana,uścisnęła mi rękę. Wszyscy byli zdystansowani,bo nie znali Aleca.
-To jest Alec,mój Parabatai-przedstawiłam go reszcie-Coś podobnego do brata,ale ulepszona wersja-wytłumaczyłam,kiedy skonstrenowani patrzyli na mnie.
Dopiero teraz zobaczyłam Hana rozwalonego na kanapie z woreczkiem przyciśniętym do czoła. Był dość spokojny,co było podejrzane. Czyżby jednak nie ukradli mu samolotu?
Był trochę po kiereszowany podobnie jak Frank. Zapewne się bili. Popatrzyłam na Moses'a ze zmarszczonymi brwiami.

-Mamy rozejm-oznajmił powoli.
-Doszłam do tego jak go tylko zobaczyłam-powiedziałam.
-Co u Ciebie słychać?-zapytała Victoria dla rozładowania atmosfery.

-Było dość nudno dopóki nie zadzwoniła Sarah-odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.
Miałam rany na kostkach u rąk,które trochę piekły.

-Przy najmniej Verlacowi pójdzie w pięty jak się ocknie i zorientuje,że przegrał z dziewczyną przywództwo-mruknął cicho Alec. 
Zaśmiałam się cicho i usiadłam na samym przodzie z laptopem na kolanach.
-Dasz radę zorientować się gdzie jest profesor Malfoy i jego syn? Mają bombę marsową,która jest niewykrywalna-zapytał Frank.
-Postaram się-odpowiedziałam po prostu i zaczęłam swoje poszukiwania.

Mój Parabatai siedział obok i obserwował w milczeniu. Odwróciłam w jego stronę trochę laptopa.
-Najlepiej jak się włamie do wszystkich kamer w danym kraju. Jeśli się wie gdzie zacząć poszukiwania. Niestety my nie wiemy,ale zakładam,że autem to on nie jedzie. Nie byłoby mu wygodnie,jakby jakiś glina na granicy znalazł czerwoną bombę,której nie wykryło urządzenie. Na jego miejscu wybrałabym samolot albo helikopter. Więc muszę sprawdzić każde lotnisko-w tym samym czasie robiłam to co mówiłam i już po chwili zobaczyłam na jednej z dwudziestu kamer. Starszy mężczyzna wsiadał do swojego prywatnego samolotu razem z synem. Mężczyzna był siwowłosy i trochę łysawy. Jego zaokrąglony brzuch mówił o tym,że lubił jeść. Był średniego wzrostu i dobrze się trzymał jak na staruszka. Jego syn miał kruczoczarne włosy i wyglądał przeciętnie,ale był wysoki. Nic nie mogłam stwierdzić po jego czarnym obszernym płaszczu. Ale z wyglądu był przeciętny.

 -Mam ich-oznajmiłam głośno,tak żeby reszta mnie usłyszała.
 Włamałam się do kamery w samolocie.
 -Dokąd lecimy,ojcze?-zapytał zaciekawiony chłopak swojego ojca.
 -Do Paryża-odpowiedział staruszek.
 Usiedli wygodnie na fotelach naprzeciwko siebie i zdjęli płaszcze. Chłopak był wysportowany i wyglądał jakby chodził od czasu do czasu na siłownię. Dość łatwo się go zlikwiduje.
 -Lecą do Paryża-oznajmiłam.
 Wydali okrzyki radości i pogratulowali mi sprytu. Przez resztę lotu odpoczywaliśmy i mogłam ściągnąć strój żołnierza. Wyglądałam w nim całkiem całkiem. Jakby zabijanie nie wypaliło albo odechciałoby mi się zabijać,mogę spróbować w wojsku. Pod tym wszystkim miałam czarne spodenki do połowy ud, podkoszulkę z nadrukiem. Glany zostawiłam. Ciuchy poskładałam i położyłam je obok mojego plecaka. Z plecaka wyciągnęłam niebieską bluzę z nadrukiem. Usiadłam wygodnie na fotelu i postanowiłam się zdrzemnąć.
Obudziłam się kiedy lądowaliśmy. Alec też spał i obudził się dopiero teraz. Usiadłam prosto. Miałam do pasa przypięty sztylet i dwa noże w pochwach. W butach miałam po jednym sztylecie. Nawet jeśli by mnie przeszukali,nie wyczuliby pod rękami noży w talii. Były odwrócone do góry nogami,żebym nie musiała podciągać bluzy,tylko sięgnąć błyskawicznie pod bluzę i wyciągnąć. Kiedy samolot wylądował,rozczesałam włosy i wysiadłam pierwsza z samolotu. Miałam iść na małe zwiady z Aleciem. Musiałam udawać turystkę,więc rozglądałam się z udawanym zachwytem dookoła,kiedy tylko zeszłam na asfalt. Kilka innych samolotów też przed chwilą wylądowało i na asfalcie zrobił się tłok. Wmieszałam się w pierwszy lepszy tłum i szukałam wzrokiem tych dwóch szaleńców z bombą. Zobaczyłam starszego mężczyznę ze srebrną walizką i czarnowłosego chłopaka ubranego w czarną bluzkę z podwiniętymi rękawami oraz ciemnymi spodniami. Ruszyłam za nimi. Zostałam daleko w tyle,żeby nie połapali się,że ich śledzę. Moje rude włosy były łatwe do namierzenia i rozpoznania. Wyglądałam zabójczo,więc jak mnie zobaczą to po mnie. Wyszłam z lotniska i zobaczyłam jak wsiadają do czarnego auta,a właściwie jak wsiada staruszek. Miałam mały kłopot. Za kim iść? Auto nie byłoby mi łatwo dogonić i nie zostać niezauważoną,ale jeśli chłopak się odwróci i mnie zobaczy to będę zdemaskowana. Runa Niewidzialności na mnie nie działa,jak zresztą połowa Znaków.
-Biorę na siebie auto z bombą i tym szaleńcem-oznajmił Alec.
-Załóż Znak i biegnij za nim. Jeśli będziesz na tyle blisko auta,żeby przykleić nadajnik to zrób to-podałam mu ledwie zauważalne urządzenie i swój telefon-Jeśli go zgubisz to daj mi znać-dodałam.
Po chwili widziałam jak pędzi za autem. Ruszyłam leniwie za czarnowłosym chłopakiem. Zamierzałam go unieruchomić i wziąć za zakładnika na wymianę. Martin poradzi sobie z tą zmutowaną bombą na pewno.